10

5 0 0
                                    

Po długim spacerze, weszliśmy do baru. Ruch był znacznie mniejszy niż w weekend, ale mimo to, większość stołków i stolików była zajęta. Niestety, na "ulubionym stoliku" Franka, znajdowała się karteczka z napisem "rezerwacja". Zaczęłam rozglądać się za innym wolnym miejscem, ale wtedy usłyszałam.

-Alice! Jacob. Usiądźcie tam, zaraz do was przyjdę.

-Ale ten stolik jest zarezerwowany - wtrąciłam.

-Tak, dla was - uśmiechnął się, i zniknął za barem.

-Wiedział, że przyjdziemy? - zapytał Jacob, siadając.

-Tak, sam nawet nas zaprosił.

W oczekiwaniu na powrót Franka, zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Jego wnętrze było niezwykle klimatyczne. Delikatne, ciepłe światło lamp, padało na ciemne ściany. Stoliki wykonane były z drewna, tak samo jak krzesła. Na ścianach znajdowały się ramki, w których umieszczone były ozdoby z motywem muzycznym. Nuty, zdjęcia instrumentów. Potrzebowałam chwili, by skojarzyć fakty. Obróciłam się na krześle i ujrzałam za sobą ogromną drewnianą scenę. Przecież to było oczywiste! Na pewno odbywały się tam koncerty.

-Patrz! scena - powiedziałam, wskazując ją palcem.

-No tak, scena. Widać, że to typowy bar dla muzyków.

-Chris może tu grać! - powiedziałam z entuzjazmem, jakby Jacob nie zrozumiał, do czego zmierzam.

-Fakt, może tu grać. Tak samo jak może grać w setkach innych, podobnych do tego miejsc.

-Ale to miejsce znajduje się bardzo blisko mieszkania Franka, jak i sklepu muzycznego. Jeśli nadal gdzieś tu mieszka, to na pewno już kiedyś tutaj grali, albo będą grać niebawem.

-Niewykluczone. Musimy zapytać go o to, kiedy odbędzie się tu następny koncert, i kto będzie grać.

-Mam lepszy pomysł.

Jacob nie musiał zbyt długo czekać na moje objaśnienie, ponieważ nasz znajomy wrócił do nas z tacką, na której znajdowały się trzy szklanki. Tym razem był w nich pomarańczowy napój.

-Mam nadzieję, że zanim wyjedziecie, zdążycie skosztować wszystkich moich specjalności - powiedział, stawiając drinki na stole.

-Frank, mam pytanie.

-Słucham - powiedział, dosiadając się do nas.

-Czy nie szukają tutaj pracowników?

-Masz na myśli tancerki?

-Co? Macie tutaj tancerki?

-Nie, ale musiałem spróbować, z chęcią zobaczył bym cię w roli tancerki - powiedział śmiejąc się, do póki nie spotkał wzroku Jacoba.

-Frank! Pytam serio. Pracowałam już jako kelnerka. Nadawała bym się do tej roli.

-Zawsze brakuje ludzi, którzy zbierali by puste szklanki ze stołów, wycierali je. Musisz liczyć się z tym, że niektórzy pijani turyści, lubią zaczepiać takie kelnerki. No chyba, że pracujesz rano. od dwunastej serwujemy jakieś jedzenie, dopiero później otwieramy bar.

-Świetnie! Zaprowadzisz mnie do swojego szefa? - powiedziałam wstając z krzesła.

-Usiądź, zawołam go do nas. Frank! Chodź tu - krzyknął obracając głowę za siebie - Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - powiedział, podając mi rękę.

To oznaczało, że jest właścicielem baru? To nonsens! Frank wiecznie żartował, jakby nie podchodził poważnie do życia. Sprawiało to, że nie potrafiłam wyobrazić sobie, że mógłby ponosić tak dużą odpowiedzialność, jaką jest prowadzenie knajpki i baru jednocześnie. Myślałam, że to kolejny z jego kawałów. Mimo wszystko zaniemówiłam.

-Ty jesteś właścicielem? - odezwał się w końcu Jacob, był równie zaskoczony jak ja.

-Ja i moje dwie siostry. Taki rodzinny interes. Przejęliśmy go po naszych rodzicach. Emily zajmuje się kuchnią. Początkowo chciała całkowicie przebranżowić nasz bar na restaurację, ale po długich negocjacjach, zachowaliśmy bar, który trafił pod moją opiekę. Nicole natomiast wolała nie angażować się we współtworzenie naszego pubu. Zajmuje się finansami, dba o terminowe płacenie rachunków, ale rzadko kiedy bywa tu osobiście. Mimo wszystko, dzielimy się dochodami po równo.

-W tym miejscu jest ogromny ruch. Nie wierzę, że potrzebujesz wynajmować to biedne mieszkanie, ze współlokatorem - powiedział Jacob, podważając wiarygodność słów Franka.

-Może i nie potrzebuję, ale staram się oszczędzać. W przyszłości chcę otworzyć mój własny bar, na moich warunkach. Poza tym, gdy już się ożenię, przydało by się wybudować jakiś dom.

Frank i małżeństwo? Te dwa słowa w jednym zdaniu brzmiały sprzecznie. Pozazdrościłam mu, był ustawiony na całe życie, jednocześnie kochał to co robi.

-Czyli możesz mnie zatrudnić? - zapytałam, przypominając sobie o moim planie.

-Jasne, zadzwonię później do Emily, i poproszę, by jutro się Tobą zajęła, a Nicole przygotuje umowę.

-Nawet nie wiem jak Ci dziękować! - powiedziałam radośnie.

Spojrzałam na Jacoba, byłam ciekawa jego reakcji. Frank z nieznajomego, stał się moim szefem, bałam się, że może mu się to nie spodobać. Chociaż po naszej wcześniejszej rozmowie dał mi jasno do zrozumienia, że chce wyłącznie mojego szczęścia. Dlatego uśmiechnął się gdy zobaczył mój wybuch radości.

-Hej, Frank - zaczął Jacob - widzę, że macie tutaj scenę. Często ktoś u was gra?

-Nie rzadziej niż raz w tygodniu. Zależy od tego kto chce u nas zagrać. Czasem nawet Nicole pisze propozycje do lokalnych muzyków. Jeśli dobrze rozgłosi się takie wydarzenie, to schodzą się tutaj tłumy ludzi. To ile im płacimy, zwraca nam się podwójnie. Jutro nawet przyjeżdża do nas jakiś zespół, ale uciekło mi z głowy jak się nazywa...

Wiedziałam, że mój plan był genialny. Znałam się już z Frankiem wystarczająco dobrze, by zachęcić go, do zapraszania większej liczby zespołów. Zamiast szukać Chrisa po mieście, wystarczyło zaprosić jego zespół do nas. Nie wierzyłam w szczęście, które nas spotkało. To przypadek, czy cud? Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmowach. Ku mojemu zdziwieniu, Twój brat złapał wspólny język z moim nowym szefem. Wypytywał o historię pubu, jego rodziny. Frank natomiast dowiedział się więcej o Tobie. Czuję, że dzięki temu zaczął również inaczej postrzegać Jacoba. Nadal nie wiedzieliśmy, czy coś do mnie czuje, ale wiadomo było, że jest oddanym bratem i świetnym przyjacielem.



Gdzie Jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz