Rozdział 7- Is it true ?

290 23 99
                                    

Hej~

Pewnie zauważyliście, że zmieniłam wszystkie tytuły na ang, ale według mnie lepiej brzmi.

I wgl jezu ile ja mam weny. 

te rozdziały żyją 

wow

ALERT- SASODEI - ( NIE CIERPIE TEGO SHIPU ALE JEST POTRZEBNY OK ? )

---------------------------

*Tobi*

-PRZEPRASZAM OBITO- usłyszałem cichy głos, ledwo przebijający się przez ścianę i od razu posmutniałem. Wiedziałem, że Deidara przeżywa teraz koszmar. Ale czy on nie rozumie, że to wszystko dla niego ?

Z całych sił walczę o życie by móc jeszcze chociaż raz spojrzeć w jego szaro-niebieskie oczy, które zawsze przypominały mi zachmurzone niebo...

-AAAA-krzyknąłem gdy poczułem przerażający ból w dolnej partii ciała. Nie mogłem nawet poruszyć dłonią, by zakryć usta, ponieważ zostałem przywiązany do stołu laboratoryjnego. 

Wychyliłem się trochę w prawo i zobaczyłem jak Orochimaru wykrawa...

Nie. Nie chciałem na to patrzeć. Odwróciłem się do wcześniejszej pozycji czując, jak każdy mój mięsień drży. Nie miałem innego wyboru niż tylko leżeć i modlić się w myślach do czegokolwiek co jest na górze. Błagam, proszę- szeptałem.  

Powoli traciłem czucie w nogach. Pomimo podanego mi wcześniej znieczulenia, wcale nie czułem się lepiej. Miejsce gdzie ten wąż wbił mi szczepionkę było teraz opuchnięte i płonęło żywym ogniem. Przynajmniej tak czułem.

-Poddajesz się ?- usłyszałem śmiech Orochimaru- Jeśli przeżyjesz, dam ci order grzecznego pacjenta, a teraz siedź i nie ruszaj się.

Jakbym miał teraz wolne ręce z chęcią walnął bym go w tą twarz na której malował się chytry uśmieszek.

Wiedziałem już od pewnej chwili, że on chce mnie wytrącić z równowagi bym poczuł się bardziej nieswojo.

Zakompleksieni sadyści- westchnąłem i mentalnie zacząłem się przygotowywać na kolejną falę bólu. 

Ta nastąpiła kilka sekund później.


*Deidara*-wspomnienie

- Powtórzę to po raz ostatni Deidara- Głos Tobiego diametralnie się zmienił a twarz przysunęła bliżej mojej. Mogłem już poczuć jego zimny oddech na moim karku. Automatycznie przysunąłem się bliżej drzewa. Dzieliło mnie od niego kilka centymetrów. Nie było ucieczki.- Masz mi się więcej nie zadawać z Sasorim, rozumiesz ?- Pogroził mi palcem ale nie odszedł. Dalej patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem. Nie widziałem jego oczu ale mogłem wyczuć kiedy jego lodowaty wzrok przejeżdżał po całym moim ciele.

Nie powiem, że czułem się z tym nie najlepiej. W pewnym sensie było mi strasznie dobrze.

Ręką wyczułem już szorstką korę drzewa. Cofnąłem się jak najbardziej mogłem ale i tak nie wiele to dało. Chłopak bowiem dalej stał w takiej samej odległości. Robiło się duszno. 

-Obiecaj.- Szepnął mi do ucha.

Ciarki rozeszły się po cały moim ciele, jednak nie ze strachu. Były one przyczyną pragnienia bliżej styczności z twarzą mężczyzny, który chwilę potem odchylił swoją maskę jakby czekając na coś więcej. Jego oczy były przewiązane jedynie czarnym materiałem. 

Nie wiedziałem, że same słowa mogą tak podniecać. Jak zawsze Sasori przypierał mnie do ściany czułem się po prostu niezręcznie. Niby taki grzeczny, nic nie mówiący, zły na cały świat nierozumiejący sztuki artysta, a już kilka razy próbował się do mnie dobrać. Nie miałem mu tego za złe. Sam swego czasu się w nim podkochiwałem. Nigdy jednak nie pomyślałbym, że Tobi tak na mnie zadziała. To nie była pierwsza taka sytuacja. 

-O-obiecuje- sapnąłem, nie mogąc już wytrzymać rosnącej we mnie ochoty na dotknięcie go. Oboje wiedzieliśmy jednak, że to nienormalne, niezdrowe. Związek dwóch mężczyzny był czymś dziwnym. Jednak moje serce mówiło inaczej.   

Chłopak odsunął się i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Następnie poprawił maskę i powiedział : 

- Tobi jest zadowolony, że ma tak dobrego senpaia !- Nie minęła sekunda a on już był taki jak dawniej. Zawsze uśmiechnięty, szczerzący się debil.- Tobi chce się przytulić !- powiedział i rzucił się na mnie.

Nie mogłem jeszcze wyjść z szoku przez to co się stało przed chwilą, a już praktycznie zostałem znokautowany do ziemi przez ważącego chyba tonę, śmiejącego się debila.

Nie wiem dlaczego to zrobiłem ale chwyciłem chłopaka za ramiona i sam się do niego przytuliłem. Potrzebowałem jego bliskości. Czy ja się...

uzależniłem ?

*Deidara*- inne wspomnienie, tydzień później, walentynki, dzień po śmierci Sasoriego

Był piękny, słoneczny dzień a ja jako jedyny ze wszystkich członków Akatsuki, siedziałem w pokoju. Czułem, że nie mogłem pokazać się innym w takim stanie. Oczy miałem opuchnięte a włosy oklapnięte. Od kilku godzin siedziałem na łóżku i wypłakiwałem kolejne rzesze łez.

Sasori nie powinien umrzeć- powtarzałem. Mimo, że już nie czułem do niego takich głębokich uczuć jak kiedyś i nie mógłbym nazwać już tego miłością, był to mój dobry przyjaciel. Po jego stracie wszytko mi się rozsypało, nie mogłem się pozbierać. Otarłem łzy i przytuliłem do siebie ważną pamiątkę po nim.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Nie musiałem podnosić głowy, bo wiedziałem kto to. Nie za bardzo miałem ochotę na jego towarzystwo, ale chyba po części zostałem do niego zmuszony, kiedy usłyszałem jak wbiega do mojego pokoju.

-Senpai, Senpai !- Usłyszałem jego zmartwiony głos- Co się stało ?!- Przysiadł się do mnie i objął mnie ramieniem. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. 

Nie musiałem mu odpowiadać, wiedziałem już jego niezadowoloną minę gdy po chwili zobaczył, że trzymam w ręce zdjęcie oprawione w ramkę. Widniałem na nim ja z Sasorim, przytulający się pod jesiennym drzewem. Tobi zazgrzytał zębami.

-Zrobiłem dla ciebie walentynkę.- Powiedział oskarżającym tonem, jakby mi coś wytykał. 

Nie pewnie przyjąłem od niego to małe dzieło sztuki. Otworzyłem tą cudownie obklejoną moimi podobiznami karteczkę i przeczytałem: 

" Tobi chce coś senpaiowi powiedzieć !

Bo Tobi się chyba zakochał !

Konan się z Tobiego śmieje ale Tobi wie swoje !

Senpai musi wiedzieć, że Tobi go podziwia i-i go c-chyba kocha "

*blushed face*- ( w sensie Tobi na końcu listu narysował )

Nagle poczułem się jak w raju. Oglądnąłem się w bok, ale chłopaka już nie było. Zostawił mi tylko kartkę. Niby nic zwyczajnego, ale widziałem, że włożył w nią samego siebie. Bardzo to doceniałem.

Delikatnie dotykałem każdego rysunku opuszkami palców. Na każdym z nich w inny sposób byłem przedstawiony ja, uciekający od Tobiego by na końcu krótkiego komiksu, przytulić się do chłopaka.

Sasori został w tej chwili odstawiony na bok. To, co zobaczyłem, spowodowało, że cały spaliłem buraka i znów, od początku zacząłem czytać ten króciutki liścik.

Serce za każdym razem szybciej mi biło a ja już kompletnie nic nie wiedziałem. Przestałem tracić orientację. Gubiłem się jeśli chodziło o niego. Nie wiedziałem co do niego czułem.

Byłem teraz w kompletnej rozsypce. Dlaczego tak go kochałem ?

*Deidara*

Kiedy się obudziłem, dyszałem. Nie wiem jakim sposobem ale pamiętałem cały swój sen. Nie miałem tylko pojęcia, czy na pewno tym był. Czy na pewno był snem...

czy może jednak...

była to prawda ?

---------------

Pisać mi jak się podoba bo znajdę was i uduszę haha

Dziękuję za komentarzy i za wiernych czytelników którzy jakoś jeszcze brną przez napływy mojej wyobraźni.

 jezu ale poetycko haha

dobra ja się żegnam~

"Ten ostatni- a może pierwszy raz"- TobideiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz