Betty siedziała na miękkim materacu, otulona bawełnianą pościelą. Jej oddech był nierówny i płytki, a dłonie które przybrały odcień porcelany trzęsły się. Przymknięte powieki piekły od zbierających się w nich łez. Przyłożyła jedną z dygoczących rąk do materiału fioletowej koszulki zakrywającej brzuch, czując nudności. Z całych sił próbowała zignorować palący ból głowy.
Beznamiętnie wpatrywała się w białą ścianę przed sobą uporczywie próbując wziąć głębszy oddech. W jednej sekundzie wszystko z niej uleciało. Wszelkie emocje opuściły jej ciało i duszę. Nie czuła już bólu, ani fizycznego ani psychicznego. Przejechała dłońmi po słabych, blond włosach i zacisnęła na nich pięści mało nie łamiąc sobie przy tym paznokci.
Spojrzała w górę, modląc się do wszystkich bóstw by to wszystko okazało się nieprawdą. Złym snem, koszmarem z którego zaraz się wybudzi, zrobi sobie kawę, usiądzie na balkonie z ulubioną książką i poczeka na Jugheada by zjeść wspólny posiłek, a następnie spędzić z nim resztę dnia.
Ale była tutaj. W klinice, gdzie wszystkie jej plany na przyszłość przepadły. Była pewna, że nie ukończy szkoły, nie pójdzie na studia i nie znajdzie dobrej pracy. Nie spotka tego jedynego, nie będzie mieć dzieci, nie będzie mogła im pomagać w pracach domowych, nie da im rad sercowych, nie wzruszy się patrząc na córkę w białej sukni, lub syna w czarnym garniturze ślubujących miłość, wierność i uczciwość małżeńską swojej pokrewnej duszy. Nie nacieszy oczu widokiem swoich wnuków, nie będzie im dawać słodyczy bez wiedzy rodziców. Nie będzie przechadzać się pod rękę z mężem jako staruszka, nie będzie obserwować młodych ludzi i ich zwyczajów wspominając swoje życie.
Pogodziła się z tym, a tak przynajmniej myślała. Z jednym wyjątkiem - los postanowił się nad nią zlitować w jednym kontekście. Znalazła ukochanego, który był z nią w najlepszych momentach i nie opuścił w najgorszych. Kochał ją bezgranicznie i nie porzucił jej nawet gdy prosto w twarz wykrzyczała mu, że go nienawidzi, bo wiedział, że wtedy nienawidziła niczego. Wytrzymywał każde jej załamanie, wycierał każdą łzę i dzielił z nią każdy uśmiech. Razem mogli trwać wiecznie. Ale nie było im to dane.
Czym sobie zasłużyła? Czy zrobiła w swoim życiu coś złego? Pomimo wszystkich przeciwności, starała się we wszystkim widzieć dobre strony, doszukiwać się chociaż najmiejszych pozytywów, iskierek, które rozpalą nadzieję i poprowadzą do lepszych dni. Wiedziała, że po każdej burzy wychodzi słońce.
Jednak to co ją spotykało, stopniowo usypiało w niej te przekonania. To co przeżywała nie można było już porównać do burzy. To było jak lawina, tornado, tsunami. Wielka fala, której nie da się powstrzymać i zabiera ze sobą wszystko, co człowiek z wielką starannością pielęgnował w każdej sekundzie życia.
Nagle, kobieta zerwała się z łóżka i nie przejmując się bólem mięśni spowodowanym zbyt szybkimi ruchami, zarzuciła na siebie czarną bluzę, którą chłopak zostawił dzień wsześniej i szybkimi krokami przemierzała jasny korytarz z paskiem zielonej farby poprowadzonej przez jej środek. Na pistacjowych, plastikowych krzesłach siedzieli ludzie tak samo zmęczeni ich życiem, lub wręcz przeciwnie - tętniących nim. Mały chłopiec, ciągnąc za uszy swojego pluszowego króliczka pytał matkę, kiedy jego tata się obudzi. Kobieta ze łzami w oczach odpowiedziała, że musi jeszcze odpocząć. Kawałek dalej, siedziało starsze małżeństwo, które z uśmiechem i wyrazem ulgi na twarzach, obserwowali drzwi pokoju, z którego zaraz potem wyszedł mężczyzna ze spakowaną torbą. Przy lekko zniszczonym automacie z kawą stała kobieta, zanosząca się płaczem, a obok niej stały trzy opróżnione kubki, w których niedawno znajdował się ciepły napój.
W końcu blondynka dotarła do recepcji, za którą siedziała rudowłosa pielęgniarka.
- Jest Charlie?- zapytała od razu lekko zachrypniętym głosem. W duchu miała nadzieję, że ta mała istotka poradziła sobie i jej tu nie ma, ale równie mocno chciała ją zobaczyć.
CZYTASZ
Destroyed - Bughead
Genç Kurgu- Czytałam książkę z wierszami, którą mi dałeś.- uśmiechnęła się niewinnie. - Cieszę się, że ci się podoba.- brunet spojrzał na nią. - Spójrz. Chcę, żeby ten był na moim nagrobku.- wlepiła w niego zielone tęczówki. - Bughead Fanfiction. "Wszystkie p...