Rozdział 6

753 45 2
                                    

Czkawka

Na wyspę dotarłem dosyć szybko. Nie mogłem sobie pozwolić na szaleństwa ze Szczerbatkiem ze względu na bagaż. Cały lot myślałem o tym czy Astrid przybędzie, czy na pewno wziąłem wszystko co trzeba. Jakiś mały niepokój, że Astrid się nie pojawi był, ale wierzyłem, że się mylę.

Kiedy dolecieliśmy na miejsce Astrid jeszcze nie było. Mogłem wszystko przygotować i spokojnie poczekać. Wiedziałem, że Astrid ma trochę dłuższą drogę na tutejszą wyspę, niż ja z Berk.
Rozłożyłem koc na trawie. Postawiłem koszyk, ale nie wyjmowałem jedzenia. Korzystając jeszcze z chwili wskoczyłem na grzbiet Szczerbatka i polecieliśmy zrobić sobie rundkę dookoła wyspy. Naprawdę byłem cierpliwym człowiekiem, kiedy to wymagało. Mogłem czekać na Astrid do wieczora.

Astrid

Pogłaskałam Wichurę po szyi uśmiechając lekko. Zaskrzeczała jakby przeczuwając co chodzi mi po głowie. Tylko dzięki niej to robię. Bez niej nie mogłabym być wolna, nie zaznałabym szczęścia. Nie potrafię sobie wyobrazić co by się stało, gdybyśmy siebie nie miały. Jest moją najlepszą przyjaciółką.

Ojciec nie rozumie czegoś takiego jak przyjaźń ze smokami, albo potrzeba uwolnienia się. Woli trzymać się z dala od kłopotów i niebezpieczeństw. Nie zna świata. Nie zna mnie. Normanie jak każdy mam marzenia i nie chcę z nich rezygnować, bo ojciec nie ufa ludziom. Gdyby nie pomoc mamy nie mogłabym zatrzymać Wichury. Natomiast, nie jestem do końca przekonana czy mogę mamie powiedzieć o tym co się ostatnio dzieje. Nie mogę nikomu powiedzieć, że spotkałam chłopaka, że nawiązałam z nim kontakt, a tym bardziej, że uciekam z wyspy i lecę właśnie na spotkanie z szatynem o zielonych oczach jak las, od których można by się uzależnić. Tylko Briettcie mogę zaufać i powierzyć tą tajemnicę. Mam nadzieję, że nic się nie wyda, bo w przeciwnym razie będziemy miały poważne problemy..

Kiedy Wichura wylądowała ostrożnie ściągnęłam koszyk przyczepiony do siodła. Brietta upiekła wcześniej wspomniane ciasto z dyni, oraz zapiekankę z kurczakiem. Proponowałam pomoc przy gotowaniu, ale nie pozwoliła. Sądzi, że nie mam rąk do pracy w kuchni. Że może umiem walczyć, ale kucharka ze mnie żadna. Miała rację zatem, nie mogłam mieć jej za złe, że jest szczera. Zapach z koszyka, aż kusił by spróbować jedzenia, ale się powstrzymałam.

Nieopodal zauważyłam koc rozłożony na trawie, a na nim koszyk. Spokojnie podeszłam rozglądając się za Czkawką, który już tutaj przybył, choć go nie zauważyłam. Zawołałam kilka razy, ale odpowiedziała mi cisza. Nawet Wichura zawołała Szczerbatka, ale nic to nie dało. Postawiłam koszyk obok drugiego i usiadłam. Przecież musiał tu być. Prawda?

Siedząc chwilę sama przyglądam się widokowi. Las rozciągał się dalej niż sięga wzrok. Pomarańczowe korony drzew przypominały, że mamy jesień. Jest ciepło, choć o tej porze roku rzadko się to zdarza.

Coś zaszeleściło w krzakach. Wichura podniosła łeb słuchając hałasu. Okazało się, że to Szczerbatek. Wychylił głowę i spojrzał w prawo, lewo aż nas zobaczył. Wichurka niemal w sekundę znalazła się przy koledze witając radośnie.
Uśmiecham się na widok szczęścia smoczycy.

Nagle przed oczami pojawia się jak znikąd mały bukiecik niebieskich kwiatów. Uśmiechnęłam się biorąc go w dłonie.

– Moje uszanowanie – Kojący głos Czkawki dociera do moich uszu, a moje serce zrobiło salto. Usiadł przede mną, a uśmiech rozjaśnił mu twarz.

– Cześć – odpowiadam, a on wyciąga drewniane dwa talerze.

– Przyleciałem trochę wcześniej. Jeszcze cię nie było więc, przygotowałem koc, a potem polataliśmy trochę ze Szczerbatkiem.

War Of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz