Rozdział 19

611 31 0
                                    

Jakiś czas później

Czkawka

Największy cios, to patrzenie na cierpienie bliskich, na których ci zależy. Patrzenie na Astrid, która ledwo co się przebudziła było straszne. Oczy błyszczały od łez i co chwila się uwalniały. Z trudem się trochę uspokoiła. Przywarła do mnie, a prośba o to bym nie odchodził i został przy niej, sprawiła, że serce do teraz chce mi się wyrwać z piersi.

Drzwi do sypialni Brietty się otwierają, a jej właścicielka staje w progu. Zagląda do pokoju patrząc na mnie w ciszy. W jej oczach dostrzegam pytanie. Spuszczam wzrok na blondynkę, która przytula głowę do poduszki. Śpi.

– Od ponad godziny mamrocze – odpowiadam cicho.

Brietta podchodzi do łóżka ze skrzyżowanymi ramionami na piersiach. Patrzy na Astrid, a ja poprawiam jasną grzywkę, by nie drażniła powiek śpiącej.

– Mówi coś konkretnego?

– Zostawcie mnie, przestańcie, to boli... W kółko to samo. – Astrid znów szarpie poduszkę. Wierci się wypowiadając prośby błagalnym głosem.

– Proszę, dość... dość... zostawcie...

– Widzisz? – Brietta kręci głową zakrywając usta ręką. – Astrid, ćśśś... – Dotykam jej ramienia. Wyrywa się. Wymieniam z piwnooką spojrzenia. Martwimy się. – Co oni jej zrobili, na wszystkich świętych?

– Nie wiem. – kręci głową. Dotyka czoła Astrid. – Nie ma gorączki. Śnią jej się po prostu koszmary, czemu się nie dziwię.

– Jak jej pomóc?

– Nijak. – odzywa się głos przy drzwiach. Spoglądam na bruneta. – Po takim koszmarze jaki zafundowali jej słudzy Drago można jedynie czekać, aż zapomni, co jest niemożliwe.

– Nie pomagasz. – syczę przez zęby. Jestem nieźle wkurzony i zmartwiony.

– Przykro mi. Próbowałem jakoś jej pomóc, ale nie udało się. Nim zdążyłem ją wyprowadzić i władować na smoka, łowcy mnie złapali i wyrzucili.

– Minie sporo czasu, nim dojdzie do siebie. – radzi Brietta, po czym kieruje się do wyjścia. – Niech odpocznie. To jedyny sposób, by odzyskała siły.

Oboje wyszli zostawiając mnie samego z blondynką.

Znów zaciska powieki. Znów mamrocze cicho. Najbardziej na świecie chciałbym jej jakoś pomóc, wyciągnąć z koszmaru, ale nie potrafię wejść jej do głowy i odgonić demony. Nie jestem taki zdolny.

Obejmuję ją w pasie, ale od razu zaczyna się szarpać. Przytulam ją do siebie. Jęczy prosząc bym ją zostawił. Czuję rozpacz, potworny ból. Spoglądam na jej zamknięte oczy i w jednej chwili wszystko we mnie pęka. Łza spływa jej po policzku. Przyciskam usta do jej skroni, by zebrać kolejną kropelkę.

– Jestem przy tobie, mała. Nie bój się. – szepczę w jej skórę pozostawiając na niej najdelikatniejszy pocałunek. – Nikt nie zrobi ci krzywdy. Kocham cię.

Jęki walki i błagania ustają. Nie pozwalam jej się odsunąć. Nie puszczę jej, nie w tej chwili, nigdy.

Astrid

Koszmarny sen

Wymierzyli kolejny cios. Podkuliłam nogi, ale było jeszcze gorzej.

– Krzycz, krzycz – zaśmiał się pierwszy. – I tak nikt cię nie usłyszy, a tym bardziej nie pomoże.

Śmiali się. Potwornie się śmiali ciesząc z tego, że sprawiali mi ból.

War Of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz