Rozdział 24

562 24 0
                                    

Czkawka

Stałem jak sparaliżowany wpatrując się w kobietę. Bałem się. Dalej się boję. Trafiłem na wariatkę. No, bo... no jak... co?! Odbiegła. Chciałem zostać w miejscu, stać i obudzić się z szalonego snu, ale to dzieje się naprawdę. Gdyby nie Szczerbatek nie ruszyłbym się z miejsca.

– Chwila, zaczekaj! Dokąd...? Wracaj tu!

– Tędy, chodź.

Idziemy przez jakąś jaskinię. Wszędzie kolumny z wielkich kryształów lodu, albo kamienne. Jest ciemno. Tylko przez maleńkie szparki wpada światło słoneczne. Kobieta przeskakuje przez krzywą drogę bez najmniejszego problemu. Ale ja? Ja jestem tak oszołomiony tym co usłyszałem, że potykam się o najmniejszy kamyczek.

– Nie można powiedzieć czegoś takiego i pójść sobie. Jesteś moją matką?! Znaczy się co to...? Nie słyszysz jak to niedorzecznie brzmi?!

Gorszej drogi nie było. No po prostu... dokąd ona idzie?!

– Chodź, szybko.

– Mam masę pytań!

Wskakuję na wyższy poziom podążając za nią. Ześlizguję się po lodowej ścianie. Szczerbek mnie podtrzymuje i pcha w górę. Co za miły gest z jego strony.

– Gdzie byłaś przez przez te lata?! Czym się zajmowałaś? Powiedzieli mi, że nie żyjesz! Wszyscy myślą, że pożarły cię...

Wychodzę ze skalnego labiryntu.

Na wszystkich bogów...

Moim oczom ukazuje się ogromna lodowa jaskinia. Jest zielona rozległa. Powietrze tutaj jest czyste. Mimo, że skały są przykryte lodem powietrze jest ciepłe i rześkie. Nie jestem na razie wstanie powiedzieć jak cudowne jest miejsce do którego trafiłem, ale jest... niesamowite. I te smoki przede mną. Fascynujący widok.

Idę na przód oczarowany widokiem. Obok na trawie bawią się małe Gronkle co w duchu budzi mój uśmiech i rozbawienie. Z zewnątrz... no szczęka opadła mi do ziemi. Nie umiem opanować zachwytu. Nigdy... jak żyję nie widziałem takiego miejsca. To jest raj dla smoków.

Szczerbek warczy przy moim ramieniu. Ze zdziwieniem kieruję na niego spojrzenie. Natychmiast odwracam się patrząc tam gdzie on patrzy. Włosy stają mi dęba na karku.

Czy ona oszalała? Nad moją głową?

– To właśnie tutaj spędziłaś te dwadzieścia lat?

Skina głową. Uśmiecha się lekko jakby z obawy, a mnie miękną kolana. Nie wiem czy się bać, czy strzelić sobie w twarz. Powinienem się ogarnąć.

– Ty je ratowałaś.

Znów kiwa głową. Co? Straciła zdolność mówienia?

– Niewiarygodne.

– Nie jesteś zły?

– Co? – Jednak odzyskała głos. –Nie! Sam nie wiem. Ja... Trochę za dużo tego wszystkiego naraz, szczerze mówiąc.

Staram się być delikatny w słowach bo czuję, że nie tylko ja dostałem szoku, ale i ona. Ale nie jestem zły, raczej... zawiedziony. Albo nie! Nie jestem zawiedziony.. tylko... mam mętlik w głowie. Dosłownie.

– Nie co dzień się człowiek dowiaduje, że jego matka jest kimś w rodzaju szalonej pół dzikiej strażniczki smoków.

Jak inaczej mogę to nazwać jak nie po imieniu?

– Za to nie jestem nudna, prawda?

Śmieje się cicho, ale ja to słyszę. Z lekkością zjeżdża po skrzydle swojego smoka i ląduje na ziemi. Obawa, że jest bliżej przekonuje mnie bym się cofnął i rzeczywiście to robię, ale tylko jednym krokiem.

War Of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz