Rozdział 18

621 34 1
                                    

Astrid

Otwieram z trudem oczy. Obraz mam krzywy. Próbuję się podnieść, ale nie potrafię. Leżę na ziemi. Odczepili mnie z kajdanek. Zamykam oczy. Czy jeśli spróbuję zasnąć już się nie obudzę? Może tak będzie lepiej?

Coś zaskrzypiało, po czym lekko huknęło. Chyba ktoś wszedł do środka. Czy to znowu się stanie? Czy ktoś mnie znów powiesi na łańcuchach?

Czyjaś dłoń podnosi mój podbródek i zmusza moją twarz do spojrzenia na nią. Rozchylam powieki, by choć przez małe szparki ujrzeć tego kto wszedł do pomieszczenia w którym mnie zamknięto. Nie jestem wstanie rozpoznać twarzy, oczu, ani osoby, która trzyma moją brodę. Nie wiem nawet jaką ma minę. Ale to mężczyzna. Tak to musi być mężczyzna.

Coś mówi, ale nie rozumiem go. Przygląda mi się. Moje powieki zamykają się z powrotem. Są za ciężkie.

Ostrożnie kładzie moją głowę na podłodze, bym nie rąbnęła szczęką o twarde deski. Dlaczego mnie nie uderzył?

Próbuję otworzyć oczy, naprawdę się staram, ale nie mogę. Brak mi sił.

Wtedy czyjaś dłoń dotyka mojego policzka, wyciera mnie, a później ręce.

– Dziewczyno, słyszysz mnie? – słyszę kogoś. – To nie miejsce dla kobiet. Powinnaś zacząć współpracować. Wstaniesz? Dalej, dasz radę...

Nagle drzwi się otwierają, słyszę krzyki, chyba ten ktoś kto przyszedł tu pierwszy szarpie się z tymi co teraz weszli. Chyba się kłócą. Rozchylam powieki, by choć na moment zobaczyć co się dzieje. Nie trwa to długo.

Tracę przytomność.

Czkawka

Szczerbatek złapał trop. Lecimy na północ. Cały czas na północ. Od rana jesteśmy w locie i ani na moment nie zatrzymujemy się na odpoczynek. Dziesięć razy już słyszałem od Smarka, że chce odpocząć. Jeżeli jeszcze raz się odezwie zostawię go w tyle. Niech sobie robi co chce. Ja się nie zatrzymam.

– No, ale co ty chcesz tak właściwie zrobić? Albo zaczekaj. Inaczej. Jak chcesz to zrobić?

Posyłam Mieczykowi znudzone i zarazem gniewne spojrzenie.

– Improwizacja, bracie. Improwizacja. – mówi Szpadka.

Marszczę brwi i z powrotem patrzę przed siebie. Wyjmuję lunetę, przykłądam odo oka i sprawdzam dalszą drogę przed nami. Jest mgliście, zimno i mrocznie.

– Dobra, ale żeby improwizować trzeba mieć najpierw plan. – zauważa Smark. Podlatuje do mnie. – Masz plan?

– Mam.

Co prawda nie do końca złożony, nie wiem kim są ci łowcy, jacy są, i ilu ich jest, ale myślę, że damy radę. Zawsze dajemy. Czemu tym razem miało by pójść inaczej?

– Dobrze, a jak on wygląda?

Uśmieszek Sączysmarka może doprowadzić do szału. Dlaczego, nawet w takiej sytuacji nie może być poważny?

– Dyskrecja i pośpiech. Przede wszystkim ostrożność. Miejcie się na baczności.

– Tylko tyle? – Mieczyk jest zaskoczony. – Łatwizna.

– Dobra, a jeśli Łowcy mają smoki, to co robimy? Uwalniamy je, czy jak?

Odwracam wzrok na Śledzika.

Cóż moje myśli ciągle wirują wokół Astrid i nawet przez moment nie pomyślałem, że Łowcy smoków schwytali jakieś inne smoki, oprócz Wichury. Zazwyczaj skupiam się na wszystkim, ale teraz...

War Of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz