Rozdział 4

836 39 24
                                    

Natłok emocji towarzyszących mi dzisiejszego dnia oraz wysoka temperatura sprawiała, że byłam bardzo zmęczona. To zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień.

Stałam z Charlesem, Charlotte i jakimś facetem, z którym oczywiście zostałam zapoznana. Druga kwestia jest taka, że za cholerę nie pamiętałam jego imienia. Wyglądał na członka ekipy Ferrari, pewnie dlatego, że miał czerwoną koszulkę. Cóż za umiejętność łączenia faktów.

Byłam totalnie nieobecna. Nie wiedziałam o czym rozmawiają bo ich nie słuchałam. Z rękoma włożonymi w kieszenie jeansowych szortów pusto patrzyłam się na brata. Nie to, że chciałam mu przekazać coś za pomocą zdolności telepatycznych. Po prostu stałam, nie myśląc o niczym.

Po dłuższej chwili powróciłam duchem do swojego ciała aby zorientować się w sytuacji. Nic się nie zmieniło, ale mój wzrok przykuł mężczyzna stojący po drugiej stronie wyasfaltowanego przejścia między zespołowymi osadami na zapleczu garaży. Jego kompan usilnie próbował mu coś opowiedzieć bo nie przerywał  swojej wypowiedzi nawet na moment. Ten go nie słuchał lustrując mnie wzrokiem od góry do dołu ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Robił to bez jakiegokolwiek skrępowania. Wiedziałam, że w jego wyobraźni jestem już naga, w jego łóżku krzycząca jego imię. Udałam, że go nie widzę po czym kątem oka zauważyłam, że tylko się uśmiechnął. Bezczelny typ. Zobaczył kawałek kobiecej nogi i już zaczynał się ślinić.

Cichy pisk i niepohamowany, dość oryginalny śmiech sprawiły, że spojrzałam z powrotem na moich towarzyszy. Liczba osób powiększyła się o jedną sztukę. Mój brat, zgięty w pół trzymał się za krocze a wszyscy wokół rechotali jak opętani.

Czułam się kompletnie zagubiona w całej sytuacji jak i podczas całego dnia. Wszyscy tak świetnie się bawili. Bogaci faceci, laski w skąpych strojach kąpielowych na dachach swoich jachtów i ludzie uśmiechnięci od ucha do ucha. Tymczasem ja spinałam każdy mięsień swojego ciała aby nie zemdleć albo nie uciec.

- Idiota. - podsumował Charles zachowanie znajomego obciągając swoją czerwoną koszulkę. Poprawił włosy i przewrócił oczami. Znów usłyszałam oryginalny śmiech. - Wy się chyba oficjalnie nie znacie. - olśniło go gdy przypomniał sobie o moim istnieniu. Wydaje mi się braciszku, że ani oficjalnie, ani poufnie. Opalony brunet wyglądał na bardzo młodego. Nie było w nim jednak nic szczególnego. - To jest ten baran z najgłupszym śmiechem na świecie. Shelly Lando Norris, Lando moja siostra Shelly. - automatycznie mnie olśniło. Ewidentnie mam dzisiaj jakiś problem z załapywaniem rzeczywistości. Lando to jedyna osoba, którą kojarzyłam z opowiadań Charlesa. Kompletnie go nie poznałam. Może dlatego, że widziałam go kilkanaście lat temu.

Lando z uśmiechem podał mi dłoń, chwyciłam za nią i odwzajemniłam uśmiech. Chłopak wraz ze swoim przybyciem narobił takiego zamieszania, że nawet nie zorientowałam się kiedy zostałam sama. Każdy mi coś powiedział i odszedł zanim zdążyłam powiedzieć, że nic nie zrozumiałam. Świetnie. Co ja mam teraz ze sobą zrobić?

Stałam zastanawiając się, w którą stronę powinnam pójść. To był pierwszy raz kiedy zostałam całkowicie sama dzisiejszego dnia i zaczynała mnie powoli ogarniać panika.

- Hej mała. Umiesz przyciągnąć faceta. - próbowałam wmówić sobie, że wcale nie wystraszyłam się męskiego głosu za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam gościa, którego tak bardzo przed chwilą nawyzywałam w mojej głowie. Bardzo prawdopodobnym było to, że zrobię mu to samo zaraz prosto w twarzy. Za kogo on się uważał. Co to był za tekst.

- Chyba jednak nie bardzo bo na razie jesteś tutaj tylko ty. - naprawdę nie potrzebowałam jego słów, żeby podnieść sobie samoocenę. Miałam dość tego dnia. Pragnęłam kąpieli, kieliszka pysznego alkoholu i aby ten typ się zamknął.

Wiem, że mnie pragnieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz