Rozdział 2

1K 41 11
                                    

Promienie słońca przebijające się przez szczeliny ciemnych zasłon z radością wpadały do mojej sypialni sygnalizując początek nowego dnia. To był jeden z tych dat kiedy wyjątkowo miałam wolne i naprawdę chciałam odespać cały pracujący tydzień. Przeciągnęłam się po dużym, dwuosobowym łóżku spoglądając na zegarek. Faktycznie odespałam, była 7.30. Szybko jednak  przypomniałam sobie i uświadomiłam, że to ten dzień kiedy Charles wraca do domu. Automatycznie przestała mi przeszkadzać wczesna godzina i odrzucając satynową pościel z entuzjazmem wyskoczyłam z łóżka.

Zawsze się bardzo cieszyłam przyjazdem brata. Tęskniłam za nim po jednodniowej rozłące. Jego powroty zawsze przypominały mi momenty kiedy razem z tatą i Julesem wracali z wyścigu przywożąc mi jakiś drobiazg z każdego miejsca w jakim byli. Czasem to był nawet niewielki kamień, w który przypadkowo kopnął tata w drodze na tor. Mam go do tej pory. Z każdej rzeczy, niezależnie ile kosztowała cieszę się tak samo. Liczyła się historia i przesłanie. Za każdym razem wracając pamiętali o mnie i to jest dla mnie istotne. Gesty i pamięć. I ja podobno jestem wredna i bez serca...

Po zaparzeniu ulubionej kawy, z kubkiem w ręku usiadłam na balkonie rozkoszując się smakiem napoju i pięknym widokiem.

Zanim się obejrzałam dostałam SMS od brata informującego mnie o tym, że dzisiaj przyjeżdżają i niedługo będą lądować. Tak jakbym o tym zapomniała. Nieładnie braciszku. Mogłam źle traktować wszystkich ludzi na świecie, zapominać o ich urodzinach, być wredną, imprezować cały dzień i całą noc i przeżywać jednorazową przygodne z jakimś chłopakiem z baru, którego imienia nawet nie będę pamiętać, ale o bracie nie zapomnę nigdy. On był zawsze na pierwszy miejscu. Był najważniejszą osobą w moim życiu. Poruszyłabym niebo i ziemię dla niego gdyby tylko była taka potrzeba.

Wyszykowana do wyjścia, chwyciłam leżące na blacie w kuchni kluczyki do samochodu. Czerwone Ferrari Charlesa stojące w moim garażu dla wielu było spełnieniem marzeń i obiektem westchnień. Dla mnie był to samochód jak każdy inny. Może ewentualnie trochę droższy i szybszy. Nie wiem kto normalny dałby tyle pieniędzy za cztery kółka, trochę blachy i kierownicę. Totalna głupota. Na ulicach Monako widok maszyn wartych, zdecydowanie za dużo, był powszechnym zjawiskiem, przez to jeżdżąc samochodem brata zbytnio nie rzucałam się w oczy.

Często zostawiał mi jedną ze swoich zabawek z jego pokaźnej kolekcji. Szczególnie jak akurat na weekend wyścigowy jechał z Charlotte. Mimo tego, że nienawidziłam motoryzacji należąc do rodziny Leclerc nie dało się nie nauczyć jeździć samochodem. Mogłam się bronić ze wszystkich sił, ale i tak wyszło na to, że umiem to robić. Nie odczuwałam strachu ani obawy przed prowadzeniem.

Stałam w tak dobrze znanym nam od lat miejscu, zawsze tym samym, czekając na widok znanej mi sylwetki. Przestępując z jednej nogi na drugą wpatrywałam się w punkt, z którego wyłaniał się za każdym razem. Nerwowo spoglądałam na ekran telefonu upewniając się czy nie minęło zbyt dużo czasu abym zaczęła mieć powody do zmartwień. Tak bardzo się cieszyłam, że nawet nie jestem w stanie tego opisać. Gdy zobaczyłam chłopaka z plecakiem zarzuconym na jedno ramię, w czerwonej koszulce, trzymającego za rękę drobną blondynkę aż podskoczyłam z radości i pędem ruszyłam w ich stronę. Rzucają mu się na szyję złapał mnie jedną ręką w talii po czym oplotłam nogami jego biodra. Za każdym razem towarzyszyły mi takie same emocje. Dziewczyna stojąca obok z uśmiechem nam się przyglądała.

O dziwo nigdy nie była o mnie zazdrosna, o to, że Charles po powrocie zawsze spędza ze mną dużo czasu, że rozmawiamy godzinami i mamy taką zażyłą relację. Podobno nigdy mu nie robiła o to żadnych wyrzutów żądając tym samym więcej uwagi. Jeśli już, gdy miałam zły dzień to ja szybciej byłam zazdrosna o nią. Rzadko mi się to zdarzało i zazwyczaj wszystkie moje myśli i obawy zostawały w mojej głowie bo wiedziałam, że jest to głupie.

Gdy moje stopy ponownie dotknęły ziemi z radością przywitałam się z jego partnerką i uważnie im się przyjrzałam czy na pewno mają wszystkie sprawne kończyny i są cali i zdrowi.

- Jak weekend? - zapytałam brata bo wiedziałam, że tylko czeka na takie pytanie. Miał świadomość tego, że nie lubiłam sposobu w jakie zarabia pieniądze, ale co ja mogłam. Nie ma 3 lat żebym miała prawo mu mówić co ma robić a co nie. Chociaż gdybym nawet miała nigdy by mnie nie posłuchał. Wyścigi były jego życiem, więc mogłam tylko to zaakceptować i pytać na zasadzie takiej żeby mógł się pochwalić swoimi sukcesami.

- Zająłem 2 miejsce. To dobry wynik. Nikt się go nie spodziewał. - swoją opowieść i streszczenie całego weekendu kontynuował całą drogę aż do swojego apartamentu. Co jakiś czas spoglądałam na Charlotte i przewracałam oczami a dziewczyna się tylko śmiała. On tak mógł cały dzień. Mógł gadać i gadać, wystarczyło, że ktoś chociaż udawał, że go słucha. Często towarzyszy nam ten sam schemat. Najpierw staram się zadawać jakieś pytania, które mają mu pomóc w uszczególnieniu opowiadanej historii, tak żeby nie było, że mnie to nie obchodzi. Potem tylko przytakuję, po czym przestaję się odzywać i zajmuję się czymś innym, np. telefonem a on nadal gada. Wcale go to nie zniechęca.

Nazwiska, które przewijały się w jego opowiadaniach kompletnie mi nic nie mówiły. Nigdy nie sprawdzałam nawet jak który z tych chłopaków wygląda. Średnio mnie to interesowało. Kojarzyłam może ewentualnie 2, ale to jeszcze z czasów kiedy jeździł w kartingu. Wychodziłam z założenia, że oni nie znają mnie, więc ja też ich znać nie muszę.

Późnym popołudniem, gdy Charles poszedł na siłownię zostałyśmy same. Naprawdę nie wiem skąd on miał na to siłę. Nie dość, że przed chwilą skończył weekend wyścigowy, udzielił miliona wywiadów, załatwił wszystkie obowiązki związane z pracą, podpisał tysiące kartek, czapek, koszulek to jeszcze leciał kilka godzin i nadal nie wyobrażał sobie nie pójść na trening. Uważał, że to klucz do sukcesu i to był obowiązkowy punkt jego każdego dnia.

- Charles wspominał o tym, że chce cię zabrać na wyścig. - spojrzałam na przyszłą bratową z politowaniem. Myślałam, że ten pomysł już dawno wyleciał mu z głowy i da mi święty spokój. Co on chce tym zyskać? Po co mu to?

- Wiesz, byłoby mu miło. Na pewno by się ucieszył. - tymi słowami zasiała we mnie nutkę zwątpienia w słuszność mojej decyzji. Może w tym momencie warto się poświęcić i nie być egoistką? W zasadzie co mi szkodziło, może korona z głowy mi nie spadnie i czas się w końcu przełamać. W ramach terapii szokowej. Nie wiem czy byłam na to gotowa. To jedyna rzecz jakiej boję się w swoim życiu. Toru wyścigowego. To głupie, wiem.

Kolejną rzeczą jaką mnie odrzucała od wyprawy na tor w towarzystwie mojego brata było to, że na pewno nie byłabym już tak anonimowa jak staram się być. Nie chce żeby ktoś udawał, że mnie lubi czy na siłę do mnie zarywał tylko dlatego, że jestem siostrą Charlesa Leclerca. Mimo tego, że mam nosa do fałszywych osób nie chce mi się z nimi męczyć bo ktoś wyczuł pieniądze i chęć liźnięcia sławy. Do tej pory obserwowały mnie tylko te osoby, które zagłębiły się w media społecznościowe Charlesa bardziej dokładnie.

Może powinnam przemyśleć tą propozycję i zgodzić się z własnej woli wcześniej odpowiednio przygotowując się na ten dzień psychicznie. Chyba jednak wolę być świadoma niż wzięta z zaskoczenia. W takim wypadku z wyścigami na pewno bym się nie polubiła.

Nie udzieliłam jednoznacznej odpowiedzi licząc na to, że oboje zapomną o tym pomyśle.

Świadomość tego, że brat był na miejscu była przyjemnym uczuciem. Zdecydowanie martwiłam się o niego mniej. Często się widywaliśmy, rozmawialiśmy i wspólnie jedliśmy posiłki. Głównie dlatego moje mieszkanie było tak blisko apartamentu brata. Chciałam się nim nacieszyć gdy tylko był w domu.

Wiem, że mnie pragnieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz