Rozdział 12

514 30 18
                                    

Zaciągnąwszy języka chociaż mniej więcej wiedziałam już na jaką imprezę zostałam zaproszona i czego powinnam się spodziewać. Zanim, siłą zostałam wciągnięta do świata formuły 1 czasem słyszałam o jakiś balach, imprezach i innych wyjściach, na których musiał stawić się mój brat, ale nigdy zbytnio się w to nie angażowałam. Nie wiedziałam z jakiej okazji, po co i jak to wygląda.

Zanim jednak wielka impreza miała nadejść, czekały mnie liczne godziny spędzone w pracy, rozpakowanie walizek po wakacjach, posprzątanie mieszkania, a co najważniejsze, znalezienie jakiegoś odpowiedniego stroju przy czym oczywiście liczyłam na pomoc Charlotte. Nie chciałam odstawać od innych dziewczyn, ale jednocześnie nie wyobrażałam sobie abym rzucała się w oczy. Planowałam wybrać coś w czym będę idealnie współgrała z Carlosem.

- Co ty robisz? -  Charlotte po tym jak spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu gwałtownie podniosła się z szarej kanapy i chwyciła, leżący na szklanym stoliku za pilot od telewizora Dziewczyna w moim mieszkaniu czuje się bardzo swobodnie, nie mam jej tego za złe, jedynie z uwagą jej się przyglądałam.

- Chyba nie myślałaś, że przegapię wyścig. - No tak, jak mogłam zapomnieć. Dziewczyna uśmiechnęła się wciskając odpowiednie guziki. Miała przyjść na kawę i ploteczki, ale w moim życiu chyba nie mogę mieć 5 minut spokoju od tematu formuły 1, wyścigów, silników i wszystkiego innego z tym związanego.

Sprawy jednak mimo wszystko trochę się zmieniły. Kiedyś Charlotte nawet przez myśl by nie przeszło, żeby w moim domu, na moim telewizorze włączać te głupie wyścigi.

- Dobrze Ci to zrobi. Powinnaś chociaż mniej więcej coś wiedzieć. - Tutaj miała rację. Co prawda totalnie nie obchodzi mnie to kto kim jest, jak bardzo jest ważny i  jak bardzo zaburzone ma ego, ale będąc u boku Carlosa, i nie chcąc narobić mu wstydu powinnam chociaż w minimalnym stopniu się orientować.

Pół wyścigu przesiedziałam w telefonie przeglądając Instagrama. Raz na jakiś czas rzuciłam okiem tylko na kolejność. Dla mnie nic tam się nie działo, za to Charlie mało nie weszła do telewizora, a krzyczała tym głośniej o ile uświadamiała sobie, że nikt nie słucha jej rad.

- Tak. Tak. Tak. Trzymać go! - krzyknęła strasząc mnie tak bardzo, że aż podskoczyłam.
- Co się tak drzesz? - zapytałam spokojnym tonem co spotkało się z morderczym spojrzeniem. Jednak buzujące w  niej emocje związane z wyścigiem był zbyt duże żeby być na mnie złą. Była tak szaleńczo wkręcona w ten wyścig.

- Mercedes psuje Hamiltonowi właśnie wyścig. - powiedziała, co zbytnio nic mi nie rozjaśniło i nie wytłumaczyło jej ekscytacji. Nagle wybuchła niepohamowanym śmiechem. Mój wzrok musiał być tak bardzo pytający, że zaraz przyspieszyła mi z wyjaśnieniami. - Mercedes zciągnął Lewisa na zmianę opon, coś im nie wyszło z jedną z opon i postój się przedłużył przez co wyjechał za Carlosem czyli spadł poza podium. - Ponownie spojrzałam na ekran telewizora. Bottas, Leclerc, Sainz, Hamilton. No to nieźle. Po tym jak łopatologicznie wyjaśniła mi całą sytuację jednocześnie było mi szkoda Lewisa i cieszyłam się 3 miejscem Carlosa. Zaczęłam być bardzo ciekawa jak to się skończy, i które uczucie przewyższa nad tym drugim.

- O nie, żółta flaga. - zauważyła, co ponownie niewiele mi mówiło. - Ciekawe kto wypadł. - powiedziała to tak spokojnie jakby prędkość, barierki i bolid rozlatujący się przy nawet najmniejszym zderzeniu nie robiło na niej wrażenia. Jeszcze kilka tygodni temu dostałabym zawału serca. Teraz próbuję pogodzić się z tym, że Formuła na przestrzeni lat bardzo się zmieniła, jest tak bezpieczna jak tylko może być, że bolidy, które rozpadają się w drastyczny sposób właśnie tak powinny się zachowywać, a przede wszystkim ci idioci to kochają. Wypadki są wpisane w ten sport.

Dwa bolidy na poboczu sprawiły, że się wyprostowałam i wstrzymałam powietrze. Momentalnie zrobiło mi się ciepło. Jeden srebrny, drugi pomarańczowy. Wsłuchałam się w słowa komentatorów, którzy od razu wskazali kto brał udział o owym incydencie. Walczący o trzecie miejsce kierowcy wyskoczyli z bolidów jak oparzeni. Podeszli do siebie mocno gestykulując. Można było się domyślić, że obaj niekoniecznie są zadowoleni. Wyglądali tak jakby za chwilę mieli się pobić. Byłam przerażona tym co oni wyczyniali a jakiś zarząd powinien cieszyć się z tego, że fani nie mieli odsłuchów z tej rozmowy bo przyjacielska pogadanka to to na pewno nie była.

Po obejrzeniu powtórek z każdej możliwej kamery, które zaserwował nam realizator nawet ja wiedziałam, że to była wina Lewisa. Carlos bronił swojego miejsca na podium a Hamilton próbujący za wszelką cenę wyprzedzić go tak szybko jak tylko było to możliwe chyba zapomniał gdzie są hamulce. Po czym wjeżdżając w boli McLarena obaj wypadli z toru. Nie dziwiła mnie irytacja Sainza. Sama byłam wkurzona na Hamiltona. Ta sytuacja mogła skończyć się jakąś tragedią. Wielka kraksa dwóch znanych mi osób zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Naprawdę chciałam polubić ten sport. Spojrzeć na niego w takich sposób jak to robią chłopaki i Charlotte.

Kiedy już myślałam, że obaj pójdą w swoje strony Carlos w akcje desperacji rzucił rękawicami, które wylądowały na plecach Hamiltona. Oczami wyobraźni widziałam już ich turlających się po ziemi i okładających siebie nawzajem. Na szczęście Lewis spojrzał tylko na kolegę i pokręcił z niedowierzaniem głową. W tym momencie oni się chyba przestali lubić a ja byłam zszokowana zachowaniem tej dwójki.

- No to niezła akcja. - skomentowała Charlotte, która prawie z otwartą buzią przyglądała się całej tej sytuacji. Sama nie wiem co mam do końca myśleć. Jeden powinien dostać za to, że jest egoistą i chyba myśli, że każdy powinien zjeżdżać mu z drogi, drugi za średnio sportowe zachowanie. Z resztą oba postępowania były mało w porządku.

Po kolejnych okrążeniach okazało się, że cały Mercedes tak się pogubił, że Charles prowadził ten wyścig. Pierwszy raz w życiu, szczerze cieszyłam się z faktu, że może coś wygrać. Mimo, że przyszła bratowa była pewna, że dojedzie jako lider ja czekałam w napięciu na linię mety. Po tym, gdy w końcu ją przekroczył zapiszczałam z radości. Czułam, że właśnie dzisiaj jest ten dzień, kiedy jestem totalnie dumna ze swojego brata i cieszy mnie jego radość.

- O proszę, komuś się spodobało. - zauważyła. Nie wiedziałam, że widok Charlesa na najwyższym stopniu podium jest tak satysfakcjonujący. To był naprawdę piękny widok. Czekałam na moment aż będę mogła mu pogratulować.

Lewis, w trakcie wywiadów po tym jak tłumaczył się jakąś zmianą toru jazdy, zablokowanymi kołami bla bla bla przyznał, że bierze całą odpowiedzialność za to co się stało na siebie. Niby mógł zrobić to lepiej niż na zasadzie: przepraszam, ale Carlos to to i tamto. Nie mniej pod względem marketingowym jako tako z tego wybrnął.

Długo myślałam nad tym co, kiedy i jak napisać do hiszpańskiego kierowcy. Kilka razy pisałam wiadomość po czym ją kasowałam bo bałam się, że nie jest tą odpowiednią. W końcu postawiłam na zwykłe "Przykro mi." Nie chciałam go umoralniać, na pewno sam dobrze wiedział co źle zrobił. To nie był dla niego łatwy dzień. Wierzyłam w to, że wróci silniejszy i jeszcze nie raz będzie walczył o najwyższe lokaty.

Krótka wideorozmowa z bratem sprawiła, że bardzo szybko zapomniałam o wypadku, który miał miejsce podczas wyścigu. Wolałam nie rozpamiętywać i nie wymyślać co i komu mogło się tam stać. Zwycięski uśmiech Charlesa to był tak chwytający za serce jak jeszcze nigdy.


Wiem, że mnie pragnieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz