Rozdział 7

673 33 32
                                    

Fakt, że mało rozumiem z wyścigowej części życia mojego brata nie podlega żadnej dyskusji. Wiem jednak, że zawsze przed wyścigiem ma chwilę dla siebie i w samotności, albo ewentualnie z jedną dodatkową osobą gra w piłkę w ramach zresetowania głowy i zebrania myśli. Tym razem, przez to, że znów zaczęłam się nudzić postanowiłam mu towarzyszyć. Może i nie jestem tak wprawiona jak on, ale na podawaczkę piłek się jeszcze nadaję.

Po kilku minutach wspólnej zabawy Charles pobiegł do swoich obowiązków a ja zostałam sama. Odbijałam piłkę od ściany przeżywając jeszcze raz w mojej wyobraźni sytuację sprzed chwili. Muszę koniecznie złapać Lando aby wypytać o jego przystojnego zespołowego partnera. Pod tym względem z wyścigami się chyba polubimy.

- Hej, co robisz? - no tak, dzień bez tego idioty i jego głupich tekstów to dzień stracony. A już zaczynałam lubić niedzielę na torze.
- Wciągam kilogramy koki, nie widać? - spojrzałam na niego unosząc brwi i mrużąc oczy. Co za głupie pytanie, tak jakby byłby ślepy. Uśmiechnął się tak głupkowato jakby nie zrozumiał żartu.

- Będziesz mi dzisiaj kibicować? - podeszłam do niego tak blisko, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Z poważną miną spojrzałam mu w oczy. Jego ręka już wędrowała do mojej talii aby mnie objąć.
- Chyba po moim trupie. - uśmiechnęłam się niewinnie i zatrzepotałam rzęsami. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam zostawiając go bardzo zdezorientowanego.
- Jeszcze zobaczymy. - krzyknął za mną. Czy on myśli, że może mieć każdą? Że każda będzie wzdychać na jego widok i dziękować Bogu bo wielki Lewis Hamilton się na nich spojrzał. Na pewno są takie laski, ale nie jestem jedną z nich. Według mnie nie ma niczego do zaoferowania, w przeciwieństwie do kolegi Lando. Ten za to od razu podbił moje serce. Gdyby Charles mówił, że ma tak przystojnych znajomych to może drogę na tor odnalazłabym szybciej.

Spotkana Charlotte uświadomiła mi, że do garażu Ferrari przyszłam w ostatnim momencie. Po wszystkich towarzyskich rozmowach, które dzisiaj odbyłam, tych mniej przyjemnych i tych zdecydowanie bardziej dopadł mnie stres i wszelkie inne emocje jakie tylko były możliwe. Uświadomiłam sobie, że stoję kilka metrów od czerwonego bolidu, do którego zaraz wsiądzie mój brat po to żeby zapieprzać po asfalcie 300 km/h. Fobia na punkcie wyścigów chyba nadal mi nie przeszła.

- Elle? Wszystko w porządku? Chcesz wody? - patrząc na brata zajmującego miejsce w bolidzie poczułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg. Zrobiło mi się duszno a świat powoli zaczął wirować. Charlie złapała mnie za ramię i zaprowadziła na pierwsze lepsze miejsce siedzące podając wodę. Po kilku chwilach było zdecydowanie lepiej. Dziękowałam w głębi duszy, że Charles nie widział tego jak słaniam się na nogach. To by mogło przynieść złe konsekwencje podczas wyścigu.

Już na początku zorientowałam się, że tor tutaj jest zupełnie inny. Przede wszystkim jest szerszy i zamiast barierek są metry wylanego asfaltu przyozdobionego w niebiesko-czerwone linie. Fakt ten sprawił, że trochę się uspokoiłam. Chociaż i tak ledwo przeżyłam cały wyścig. Co jakiś czas zerkałam na kolejność w jakiej jadą a szczególną uwagę przykładałam do nowych znajomych. Nie dość, że martwiłam się o brata to za chwilę zacznę jeszcze o nich.

Po tym jak Charles wysiadł cały i zdrowy, załatwił wszystkie medialne obowiązki wróciliśmy do hotelu.

- Uroczo, ale umiem otwierać drzwi. - uszczypliwy tekst do Lewisa, którego spotkaliśmy zaraz przed wejściem do hotelowego lobby to to co zdecydowanie poprawiło mi humor. I tak mi je otworzył, i tak mnie w nich przepuścił, ale nie mogłam sobie darować takiej okazji. Charles uważnie rejestrował każdy ruch kolegi i pilnował zachowania bezpiecznej odległości między nami. Miałam wrażenie, że zdecydowanie zbyt często jest tam gdzie ja jestem.

- Shell, co robisz dziś wieczorem? - przysięgam, że zaraz go uderzę. Jeszcze nigdy chyba nie broniłam się tak bardzo przed jakimś facetem, a może po prostu on jest wyjątkowo upierdliwy? Tak jakby nie mógł męczyć jakiejś laski z klubu. Ja naprawdę nie byłam zainteresowana.

- Coś przy czym na pewno nie będziesz miał swojego udziału. I przestań tak do mnie mówić! - prychnęłam a on oblizał swoje usta. Dobra. To nie było jeszcze takie złe, lekko zrobiło mi się ciepło. Charlie stojąca obok tylko się śmiała. Ją naprawdę bawiły nasze wymiany zdań. Nie było jeszcze żadnej, która brzmiałaby normalnie i nie miałaby w sobie sarkazmu albo malutkiej igiełki.

Wchodząc do pokoju hotelowego jedyne o czym marzyłam to zimny prysznic. Po całym dniu na słońcu to była jedyna rzecz jakiej pragnęłam.

Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Pomyślałam, że Charles chce sprawdzić czy aby na pewno w moim łóżku nie leży nagi Hamilton. Idąc, żeby zobaczyć kto przyszedł na podłodze ujrzałam białą kartkę. Ze zdecydowaniem i pewnością, że to znów Lewis wymyślił jakąś głupotę otworzyłam liścik.

"Przeprosinowa kolacja o 18?
Carlos"

Oo mamoo. Nawet pismo miał tak piękne, że powinni wstawiać je w ramki. Otworzyłam drzwi, aby upewnić się czy kierowca tam nie stoi. Niestety zamiast mężczyzny leżała czerwona róża z karteczką.

"Potraktuję to jako zgodę"

Zabrałam prezent i zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie i zachwycałam się tym jak cholernie urocze są jego gesty. Wariatko, od kiedy robi to na tobie wrażenie?

Uświadamiając sobie, że nie mam się w co ubrać i nie wiem za co się zabrać napisałam wiadomość do Charlie.

- Co jest mała? - dziewczyna, z uśmiechem na twarzy weszła do mojego pokoju jak do siebie. Dziękowałam w głębi duszy, że przyszła sama. Pokazałam jej pierwszą ze znalezionych kartek. Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem i charakterystycznie poruszyła brwiami.

Podczas wybierania czegoś co nadawałoby się na to wyjście opowiedziałam jej całą sytuację, w której najbardziej poszkodowany był mój telefon. Kompletnie nie wiedziałam jak się miałam ubrać. Elegancko czy raczej normalnie? Nie wiedziałam co wymyślił i w jakie miejsce pójdziemy. Moja walizka nie była przystosowana do randki z przystojnym, jak się okazało Hiszpanem.

Łącząc w zasadzie dwie walizki powstała całkiem niezła stylizacja. Ani nie było zbyt oficjalnie, ani zbyt nonszalancko. Miałam nadzieję, że gdy informacja dotrze do Charlesa, tym razem daruje sobie pogadankę.

- Jest dobrze, leć. - Charlotte dodała mi otuchy gdy przeglądałam się w lustrze już po raz tysięczny. Spojrzałam na nią porozumiewawczym wzorkiem. - Nic się nie martw. Charlesa zostawi mi. - uwielbiałam nasze zdolności telepatyczne. Z serdecznością przytuliłam dziewczynę i kolejny raz przejrzałam się w lutrze. Nigdy w życiu, żaden facet nie zrobił na mnie tak ogromnego wrażenia jak Carlos. Totalnie oszalałam i straciłam resztki rozumu.

Wchodząc do lobby już z daleka zauważyłam niebiańsko przystojnego bruneta. Uśmiechnęłam się ponieważ w błękitnej koszuli wyglądał jeszcze bardziej seksownie.

- Miło cię widzieć. - jego głos to miód na moje uszy. Początkowo to była dość niezręczna sytuacja bo oficjalnie nawet się sobie nie przedstawiliśmy. Zastanawiałam się czy to robić, ale wyszłam z założenia, że Lando na pewno maczał już w tym swoje palce. Poza tym jakimś sposobem musiał się dowiedzieć, w którym pokoju się zatrzymałam. Swoją drogą to było bardzo zabawne, że większość kierowców mieszka w tym samym hotelu.

Carlos pokierował mnie do swojego szybkiego, sponsorowanego samochodu i otworzył drzwi pasażera. Kiedy zajęłam miejsce delikatnie je zamknął po czym chwilę potem usiadł na fotelu kierowcy.

Od początku dobrze nam się rozmawiało. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, tym co mówił, jak mówił, swoim wyrafinowaniem, delikatnością i byciem niesamowitym gentlemanem. Pod względem takim, że był kierowcą i zarabiał masę pieniędzy nie robiło to na mnie kompletnie wrażenia. Bardziej obchodziło mnie to, że fajny facet, który, tak samo jak mój brat ryzykuje życie dla tego durnego sportu.


Wiem, że mnie pragnieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz