Rozdział 20

489 25 18
                                    

Z kubkami po porannej kawie zabranymi ze stoli weszłam do kuchni. Odstawiłam naczynia na blat i zmoczyłam gąbkę.  Nie minęło nawet pięć minut odkąd nasz gość wyszedł a po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

- Lewis, otworzysz? Mama pewnie czegoś zapomniała. - krzyknęłam do mężczyzny, który miał za zadanie posprzątać swoje rzeczy z salonu. Zaśmiał się pod nosem i przekręcił zasuwę. - Lewis, kto to? - zainteresowałam się zakręcając wodę i chwytając za ścierkę. Nie odpowiedział mi nic, więc postanowiłam to sprawdzić.

Wycierając ręce, nadal ubrana w skąpą jedwabną piżamę weszłam do korytarza. Widok stojącego naprzeciwko siebie Lewisa i Carlosa, których dzielił tylko próg drzwi sprawił, że totalnie mnie zamurowało.

- Cześć Shelly. - po plecach przebiegł mi dreszcz. Tak dawno nie słyszałam jego głosu wypowiadającego moje imię z tak charakterystycznym akcentem. Niewątpliwie był ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałam.

- Carlos! Nawet nie wiesz jak się martwiłam! - rzuciłam się na niego szczelnie się do niego przytulając. Szybko objął moje ciało a ja odetchnęłam z ulgą. Przestały być dla mnie istotne wszystkie niewyjaśnione sprawy.

Hamilton głośno wypuścił powietrze i zacisnął obie pięści napinając jednocześnie całe ciało. Gdybym nie wiedziała jaki jest Hiszpan czekałabym tylko na start jakiejś bójki. Chociaż już raz skakali sobie do gardeł, ale wtedy sytuacja była trochę inna.

- Co ty tu robisz? - burknął w końcu Brytyjczyk mierząc wzrokiem na zmianę mnie i Hiszpana.

- Lewis, zostaw nas samych. - wręczyłam mu ścierkę jednocześnie zapraszając Carlosa do środa. Ze złością chwycił kawałek szmatki i popatrzył na mnie morderczym spojrzeniem.

- Co tu robisz? Na długo przyjechałeś? - starałam się ze wszystkich sił udawać obrażoną i zawiedzioną jego zachowaniem, ale tak bardzo cieszyłam się na jego widok, że nie umiałam być na niego zła. Zapomniałam już o wszystkich niemiłych rzeczach jakie miałam mu do zarzucenia.
- W końcu dorosłem do momentu żeby z tobą porozmawiać. - odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam, że bałagan z salonu zniknął. Wcześniejsze objawy bliskiej obecności Carlosa odeszły i pozostała tylko radość z tego, że jest cały i nic mu nie jest.

- Shelly, przepraszam, że wtedy cię zostawiłem. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. - zaczął zdenerwowany. Kompletnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać i co takiego chce mi powiedzieć.

- Daj spokój, było minęło. - przerwałam mu, ale wewnętrznie wiedziałam, że przyjechał tutaj tylko po to aby to wyjaśnić i dać upust swoim emocjom.

- Uciekłem dlatego, że... - cały w nerwach siedział na kanapie obok mnie. Do tej pory nie patrzył na mnie zbyt długo, raczej tego unikał błądząc wzrokiem po różnych elementach znajdujących się w pomieszczeniu. Nie chciałam na nim niczego wymuszać dlatego cierpliwie czekałam, aż zbierze się w sobie błagając o to, aby chociaż raz Lewis się nie wtrącał i siedział w kuchni. - Wiem na co liczyłaś. A ja nie mogłem ci tego dać. Wolałem uciec niż udawać i robić ci nadzieję. Nie chciałem żebyś cierpiała.

Wpatrzony w moje kolana z miną zbitego psa czekał na moją reakcję. Nie da się ukryć, że jego słowa bardzo mnie zaskoczyły i sama nie wiedziałam co mam o nich myśleć. Carlos po dżentelmeńsku dający mi kosza, wczorajsza afera z Lewisem i zbliżający się weekend z moją mamą. To było zdecydowanie dla mnie zbyt wiele.

Wiedząc, że czeka na mój ruch próbowałam skupić wszystkie myśli. Limit podejmowania decyzji oraz wydarzeń w moim życiu jest zdecydowanie wyczerpany na najbliższe 4 miesiące.

Powoli i ostrożnie przysunęłam się do niego. Niepewna jego reakcji przytuliłam go. Już nie jako potencjalnego kandydata na chłopaka, ale jak naprawdę dobrego kumpla. Nie wiem co za magiczne lekarstwo zostało mi podane, ale chyba w tym momencie moje postrzeganie Carlosa się zmieniło.

- Przyjaciele? - zaproponował z wielkim uśmiechem na twarzy. Widziałam, że zeszło z niego powietrze i czuje się o wiele lepiej.

- Tak, ale pozostaje jeszcze jedna kwestia. - przyglądał mi się pytającym wzrokiem. Zastanawiałam się czy tylko udaje czy faktycznie nikt mu nie powiedział i czy warto ewentualnie go uświadomić - Lando i Arielle. - jego wyraz twarzy nadal się nie zmienił. Kompletnie nie wiedział o czym mówię. - Po tym jak pojechałeś trochę się pospinaliśmy.

- Rozmawiałem i z Lando, i z Arielle. Powiedziałem im to samo co powiem teraz tobie. Nie obchodzi mnie nic co ma związek z formą naszej dotychczasowej znajomości. Poza tym, to sprawa między nami a ja nie chcę do tego wracać. - brzmiał pewnie i stanowczo. Dziwiłam się, że taka jest jego decyzja, ale jednocześnie spadł mi kamień z serca, że nie muszę mu tego mówić. Nie chciałam go zranić. W gruncie rzeczy jego wizja na rozwiązanie tej sytuacji jest bardzo odpowiedzialna i dorosła.

Lewis dołączył do nas i nie ukrywał swojego niezadowolenia, że w skąpej piżamce siedziałam obok jego kolegi z branży. Jeszcze bardziej wkurzało go to, że ani trochę mnie to nie krępowało.

Położył swoją dłoń na moim nagim kolanie tak jakby chciał zaznaczyć swoją własność. Moja feministyczna i niezależna dusza krzyczała ze złości mając na uwadze rzeczy jakie wozi w samochodzie. Miałam ochotę wstać i zdzielić go w twarz za to, że myśli, że od tak zaakceptowałam i wybaczyłam. 

Mimo niezbyt przyjacielskiego nastawienia Hamiltona w stosunku do Sainza te kilkanaście dobrych minut spędzonych na wspólnej rozmowie wcale nie były tak tragiczne jak myślałam, że będzie. Carlos z wysoką kulturą i wdziękiem ignorował sarkazmy zachowując pełen profesjonalizm.

- Miło, że przyjechałeś. Uważaj na siebie. - mimo moich licznych namówień Carlos do Monako przyjechał zaledwie na kilka godzin. Chciałam go odprowadzić, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że jestem w samej piżamie.

- Dbaj o nią. To fajna dziewczyna. - zwrócił się do Lewisa wyciągając dłoń w jego stronę. Jego gest był taki uroczy. Gdyby sytuacja była odwrotna Hamilton nigdy nie postąpiłby w taki sposób. Zrobiło mi się ciepło na sercu i bardzo doceniałam jego ruch.

Po tym jak Lewis stoczył bitwę w swojej głowie czy schować swoją dumę do kieszeni czy nadal toczyć jakąś wojnę z kolegą uścisnął jego dłoń.

Gest tak niewielki a wydawało się jakby właśnie wszystkie toczące się niedomówienia, dramaty i niezbyt miłe rzeczy z przeszłości odeszły. Jakby przedstawiciele dwóch skłóconych państw w ramach rozejmu podali sobie dłonie na oczach milionów widzów.


Wypuściłam głośno powietrze odrzucając rękę Lewisa, która chciał mnie przyciągnąć do siebie i objąć. Weszłam do sypialni i soczyście trzasnęłam drzwiami. Zanurkowałam głową w poduszkę po czym zorientowałam się, że ani trochę nie pomaga to w przepływie powietrza.

- Stało się coś? Co znów zrobiłem nie tak?
- Dlaczego wszystkim mówisz, że jesteśmy razem!? A ja nawet nie wiem czy nadal tego chce?! - pisnęłam wyrzucając ręce w powietrze.

Próbowałam go minąć i w końcu skierować się do łazienki aby zmienić piżamę na jakiś bardziej odpowiedni strój. Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Nie zdążyłam nic powiedzieć ani zrobić a on przyssał mi się do ust. Zapominając o mojej złości odwzajemniłam pocałunek.

- Aaa! Przestań to robić! - do pełni tej sceny brakowało żebym zaczęła tupać nogami. Chyba nie zabrzmiałam tak groźnie jak mi się wydawało. Odwróciłam się na pięcie będąc jednocześnie zadowoloną i złą.
- Urocza jesteś. - zaśmiał się Hamilton wolnym krokiem podążając za mną.

Wiem, że mnie pragnieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz