Rozdział 22

472 25 26
                                    

Weekend w rodzinnym gronie straszliwie wymęczył mnie psychicznie. Spędzanie czasu z moją mamą nigdy nie było dla mnie ogromną przyjemnością i nie napawało mnie wdzięcznością. Traktowałam to jako rzecz, którą wypada zrobić oraz, gdzieś z tyłu głowy miałam świadomość, że kiedyś tego czasu może nam zabraknąć i będę tego żałować.

Ten wyjazd w moim wyobrażeniu wyglądał jednak kompletnie inaczej. Miałam nadzieję, że tak jak zawsze będę miała tylko za zadanie ignorować wredne dogryzanie mojej rodzicielki a pozostałe aspekty będą tymi fajnymi i mile spędzonymi.  Mama jednak pokochała Lewisa bardziej niż mnie kiedykolwiek, a na moją obecność nie zwracała uwagi i Charles, który zachowywał się jakby czegoś się nawciągał. Marzyłam o powrocie do domu i chwili relaksu w wannie i z winem, dlatego tak bardzo się cieszyłam, że to ten dzień kiedy ten cyrk się kończy.

- Charles, chodź się pożegnać. - krzyknęła poirytowana mama kiedy staliśmy tuż przed drzwiami wyjściowymi a chłopakowi wcale się nie spieszyło aby do nas dołączyć. Hamilton wyszedł kilka sekund wcześniej i już zajmował się pakowaniem rzeczy do samochodu. Nie wyobrażałam sobie wyjść bez przytulenia brata, który zaraz wyjeżdżał na kolejny weekend wyścigowy. 

- To twoja siostra do cholery. - odpowiedziała Charlotte po tym jak burknął coś pod nosem siedząc w salonie. Stałam przy drzwiach i czułam jak napływa mnie fala bezradności i okropnego smutku. Łzy powoli zaczęły mi napływać do oczu, więc spuściłam wzrok aby nikt tego nie zobaczył.

Z rękoma w kieszeniach spodni i kamiennym wyrazem twarzy wyłonił się zza rogu. Uważnie obserwowałam każdy jego powolny krok, który robił w moją stronę. Głośno przełknęłam ślinę.

- Ja już nie mam siostry. - jego głos nawet się zadrżał a brew nie drgnęła. Patrzył na mnie z wyrzutem i pogardą a ja próbowałam nie upaść na ziemię. Takie słowa wypowiedziane z jego ust to najgorsze co mnie spotkało. Moje serce pękło na milion kawałków. Po tylu rzeczach, które przeżyliśmy razem, ramię w ramię, zawsze się wspierając jego słowa przygniotły mnie bardzo boleśnie. Nawet jakbym chciała cokolwiek powiedzieć nie byłam w stanie. Obie kobiety również nie wypowiedziały słowa i z otwartymi ustami patrzyły na to co wyprawia. Mama zawsze stała po stronie Charlesa. Był typowym syneczkiem mamusi, ale uwielbiała nasz duet i moc naszej relacji.

- Dopóki z nim jesteś nie masz prawa się do mnie odzywać. - dokończył spokojnie jakby nie zdając sobie sprawy z powagi wypowiadanych słów. Mocno zacisnęłam powieki, ale mimo to łzy zaczęły wydostawać się na światło dzienne. Bojąc się przed kolejny ciosem podniosłam torebkę leżącą na podłodze i chwyciłam za klamkę.

- Shelly. - zawołała mnie Charlie. Wychodząc kątem oka widziałam jak rusza w moją stronę, ale Charles łapie ją za rękę czym niemożliwa jej pójścia za mną. Nie chcąc się z nim szarpać, z wielkim bólem w oczach odpuściła a ja ze złamanym sercem po prostu opuściłam budynek.

Zamykając drzwi pasażera zalałam się łzami. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam od rodzonego brata. W głowie latało mi milion myśli i pytań. Czy robię dobrze wybierając Hamiltona? Czy zachowanie Charlesa ma jakieś podstawy? Czy chodzi tylko o to, że to nieodpowiedni partner dla mnie? Przede wszystkim myślałam o Julesie, co on zrobiłby na moim i jego miejscu w tej sytuacji. Bolało mnie to tym bardziej o ile przypomniałam sobie każdą sytuację, w której Bianchi powtarzał, że rozmowa jest podstawą, nawet po największej kłótni i nie ważne co by się nie działo mamy sobie wszystko wytłumaczyć. Siedziało to we mnie i Charlesie zawsze. Święte słowa Julesa, których nigdy nie podważaliśmy i przez to, że zawsze mieliśmy je na uwadze drobne sprzeczki szybko rozwiązywaliśmy.

Lewis z troską i pytającym wzrokiem patrzył na mnie czekają na wyjaśnienia. Kręcąc głową kazałam mu jedynie jak najszybciej stąd jechać. Cały czas trzęsłam się w środku nie mogąc się uspokoić. Łzy litrami nadal spływały mi po policzkach a na moich kolanach zbierała się pokaźna kolekcja zużytych chusteczek.

- Skręć tutaj w prawo. - powiedziałam do Lewisa mając pomysł i jedną zachciankę w głowie. Bez słowa wykonał moje polecenie, a potem następne. - Potrzebuję cię. Tu i teraz. - nadal kierując się niepohamowanymi emocjami lewą ręką chwyciłam go za krocze.

Zatrzymał samochód niedaleko polnej drogi. Dopiero teraz zwróciłam uwagę jak piękna pogoda jest tego dnia. Na niewielkiej polance, niedaleko lasu nie było śladu po żywej duszy. Gdy panowała cisza można było usłyszeć tylko śpiew ptaków.

Nie czekałam na żadne jego słowa. Żyjąc chwilą, chcąc wyładować swoje emocje i zaspokoić wszystkie myśli, które miałam w głowie, a których nawet nie umiałam nazwać.

Z lekką pomocą Lewisa wygramoliłam się ze swojego miejsca i usiadłam mu na kolanach. Moja dzisiejsza stylizacja, która składała się z luźnej, sportowej sukienki była bardziej niż idealna. W momencie złączenia naszych ust poczułam ukojenie. Rozpięłam jego spodnie. Mocnym pewnym chwytem trzymał mnie w tali a ja wstrzymałam oddech. Po moim ciele rozeszła się miła, ciepła fala a serce zaczęło bić dwa razy szybciej.

- Co się tam wydarzyło? - zaśmiał się bo jak na razie ma z tego same korzyści. Szybko ponownie zajęłam jego usta bo chociaż przez chwilę nie chciałam myśleć o tym jak wyglądało pożegnanie z bratem. Chwila cielesności i rozkoszy nie trwała długo. Oboje szybko zostaliśmy zaspokojeni. Pod tym względem jesteśmy idealnie dopasowani a podobno to jedne z ważniejszych aspektów bycia w szczęśliwym związku.

- Nawet nie wiesz jak bardzo za tym tęskniłem. - uśmiechnął się w moją stronę poprawiając się na fotelu kiedy już zajęłam miejsce pasażera. Wytarłam szminkę z jego policzka po czym sama przejrzałam się w lusterku. Fakt, ta chwila przyjemności ogromnie mi pomogła i pozwoliła nieznacznie się uspokoić. Łzy przestały spływać mi po policzkach a serce, na chwilę krwawić. Nie wiem czy będąc samą w tej sytuacji zdołałabym się z tego podnieść. Chociaż gdyby nie Lewis, afery z Charlesem by nie było.

Trzymałam w dłoni telefon bojąc się nacisnąć przycisk. Liczyłam na jakąkolwiek wiadomość. Przede wszystkim ze strony Charlotte. Zaklinając rzeczywistość do ostatniego momentu, że na ekranie blokady znajduje się jakieś powiadomienie z sercem bijącym jak szalone odblokowałam telefon. Moje rozczarowanie brakiem obojętnie jakiego komunikatu było ogromne. Westchnęłam głośno z myślą gdzieś z tyłu głowy, że Charles skutecznie nałożył jej cenzurę na telefon.

Lewis w geście wsparcia położył dłoń na moim lewym udzie tak naprawdę do końca nie wiedząc co się właściwie wydarzyło. Nachylił się i obdarował mnie soczystym buziakiem.

Od histerycznego napadu płaczu ból głowy dawał o sobie znać. Hamilton pewnie prowadził swojego mercedesa już we właściwym kierunku. Prawą dłoń trzymał na moim karku spokojnie i delikatnie głaszcząc mnie po nim i tylnej części głowy. Bawił się moimi włosami manewrując między nimi palcami. Jego ruchy były tak uspokajające i kojące. Było mi tak przyjemnie i błogo, że nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Cały weekend łącznie z brutalnym pożegnaniem dał o sobie znać w postaci solidnego zmęczenia psychicznego.

- Spokojnie, kochanie. Wszystko jest dobrze. - Lewis doskoczył do mnie po tym jak z krzykiem przebudziłam się w łóżku w swojej sypialni. Serce biło mi tak szybko jakbym właśnie przebiegła maraton. Nie jestem w stanie opisać co dokładnie mi się śniło, ale byłam przerażona i zlana potem. - Przynieść ci wody? - dysząc pokręciłam głową. Położył się obok mnie a ja wtuliłam się w niego tak bardzo jak to tylko było możliwe. Dokładnie tak samo jak w dzieciństwie, kiedy to obecność Charlesa mnie uspokajała. Jedna łza spłynęła mi po policzku.

W pomieszczeniu panował półmrok. Za oknem było już ciemno a jedynym źródłem światła była lampka przy fotelu, w którym zwykłam czytać książki. Lekko zagubiona w czasoprzestrzeni nie do końca ogarniałam sytuację. Co ja tutaj robię? Dlaczego Hamilton mnie nie obudził jak dojechaliśmy na miejsce i gdzie podziało się dobrych kilka godzin?

Wiem, że mnie pragnieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz