Szukaliśmy Gandíi już od mniej więcej godziny. Z Denverem przejrzałam cały parter banku. Piętrem zajęli się Helsinki, Bogota i Tokio. Musieliśmy być cały czas gotowi zarówno na atak, jak i obronę. Ten sukinsyn prawie udusił Nairobi poduszką, a Helsinki powiesił w bibliotece.
Odpuściliśmy większego pilnowania drzwi, zdając sobie sprawę, że jemu wcale nie zależy na ucieczce czy uwolnieniu zakładników. Gandía to były komandos, szkolony tylko w jednym celu. Był mordercą, a jego celem wyłącznie wystrzelanie nas jak kaczki na polowaniu. W tym momencie to on stał się myśliwym, a my przestraszoną, osłabioną zwierzyną.
On się nie zawaha i my również nie możemy. Czując najmniejsze zagrożenie mamy prawo strzelać. Z jednym trupem wśród zakładników damy sobie radę, każdy nazwie to obroną własną, bo uzbrojony zakładnik, przestaje być zakładnikiem, a realnym zagrożeniem.
- Nigdzie go nie ma. - zdjęłam karabin z ramienia i oparłam się o poręcz schodów. Duża broń zdecydowanie nie była dla mnie wygodna, jednak pistolet mógłby nie wystarczyć. - Cholerny ochroniarz rozpłynął się w powietrzu.
Po raz kolejny tego dnia spojrzałam na przerażonych ludzi. Widzieli nasz niepokój, który tylko potęgował ich strach.
- Rio, gdzie idziesz? - Mónica odwróciła się do niego, kiedy mijał mnie na schodach.
- Zabiję tego skurwysyna. - był zdeterminowany i gotowy spełnić swoje postanowienie.
- Zaczekaj. - Denver położył mu dłoń na ramieniu. - Idę z tobą. - przeładowując broń opuścili lobby.
Kiedy my szukaliśmy ochroniarza, policja postawiona pod ścianą przez Profesora, zmuszona była podać do prasy informację o rozejmie. W międzyczasie funkcjonariusze przynieśli do budynku paellę, chleb i wino, urządzając zakładnikom prawdziwą ucztę.
Niewiedza, gdzie Gandía może być doprowadzała mnie do szaleństwa. Zajrzeliśmy chyba w każdy możliwy zakamarek budynku, szukając niewidzialnego. I zapominając, że on może nas obserwować ze swojej bezpiecznej kryjówki. A wtedy czas na naszą reakcję jest jeszcze bardziej ograniczony.
To powodowało, że nerwowo rozglądałam się po zakładnikach, ciemniejszych kątach, kratkach wentylacyjnych i antresolach, nasłuchując chociażby najcichszego szmeru, nic takiego jednak nie nastąpiło.
- Mówi Gandía, szef ochrony Banku Hiszpanii. - dźwięk zniekształconego głosu rozległ się po holu. Wszyscy zaczęliśmy nerwowo rozglądać się. - Ukrywam się, jestem bezpieczny i gotowy do podjęcia działań niezbędnych do odzyskania kontroli i bezpieczeństwa...
- Chce was pozabijać! - kobiecy głos przerwał ochroniarzowi. To była Tokio. - Trzymajcie się razem. Widzi was! - chwyciłam niezgrabnie karabin i przewiesiłam przez ramię.
- Jak słyszycie, mam wspaniałe towarzystwo.
Nastała chwila ciszy, po której nie wiedzieliśmy co się wydarzy. Strach przejmował nas wszystkich w mniejszym lub większym stopniu. Jedynie Berrote wydawał się nie zwracać uwagi nawet w najmniejszym stopniu na istniejące, bardzo realne zagrożenie.
- Chcę podziękować Palermo. - po pomieszczeniu rozległ się ten sam, nieprzyjemny głos.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę związanego Argentyńczyka, a sam zainteresowany wbił spojrzenie w moją osobę. I nie wiem jakbym się starała, nie potrafiłam rozszyfrować co mogłoby znaczyć.
- Jego rada, jak zdjąć kajdanki, łamiąc sobie kciuk, pozwoliła mi się uwolnić. - czułam rosnące w sobie złość i rozczarowanie, że mężczyzna, jak mogłoby się wydawać, mojego życia, posunął się do czegoś takiego. - Dzięki niemu mogę pomóc wam wszystkim.
CZYTASZ
Lágrimas de papel │Palermo
Fanfiction"Pamiętam jeszcze jak mówił, żebym nigdy nie łączyła miłości ze swoją profesją, to się zawsze wyklucza. Myślałam, że się nie zna, bo co ma jedno do drugiego? " Kiedy traci się miłość życia, wszystko legnie w gruzach. Oboje przeżyli ten ból. Oboje ci...