Wszystko przez tą kartkę

322 14 21
                                    

Londyn, St. Paul's, dom Lily
6.12.1975, sobota

Właśnie siedziałam u Lily. Jej dom stał na tej samej ulicy, więc daleko nie miałam. Przez to, że wszyscy mieszkamy w Londynie i każde z nas chodzi tu na studia, żadne z nas nie dostało akademika. Lily miała ogromną chatę, a jej rodziców nigdy nie było w domu - ojciec był pilotem włoskich linii lotniczych, a matka zajmowała się projektowaniem ubrań, przez co większość roku spędzała w stolicy mody - Francji.

Lily, choć od dziecka wychowywała się praktycznie sama, była strasznie nieporadna. Nie potrafiła gotować, z praniem trzeba było jej pomagać, a na sprzątanie była po prostu zbyt leniwa. Dlatego nie było mowy, żeby teraz mieszkała sama, mając na utrzymaniu tak ogromny dom. Dlatego Charlie postanowiła, że zamieszka razem z nią. A skoro teraz Lily i Milo byli parą, prawdopodobne było, że i on się niedługo wprowadzi. Poza tym, miałby bliżej do uczelni. Studiuje na tej samej co Lily, a od jej domu jest tam tylko 20 minut na piechotę.

Siedziałyśmy we trzy na podłodze i grałyśmy w karty. Tego dnia miałam na sobie te same szorty, co w dniu koncertu. Emocje jeszcze nie opadły, co chwilę któreś z nas na nowo poruszało temat imprezy u Lizy.

- Znowu wygrałam! - krzyknęła Charlie, wstając.
- Jak znowu, wcześniej przecież ja wygrałam - oburzyła się Lily. Nie potrafiła przegrywać.

Nie chciało mi się słuchać ich kłótni, więc poszłam po papierosa.
W tym czasie Lily zauważyła, że w miejscu na którym siedziałam, leży kartka. Podniosła ją i pokazała Charlie. Był na niej numer telefonu Rogera, jego autograf i podpis - „Zadzwoń".

Gdy wróciłam do pokoju, zobaczyłam stojąca przy telefonie Lily, machającą w moją stronę karteczką.

- Lil, nie zrobisz tego...
- Och, serio? - zapytała, podnosząc brwi.
Dziewczyna wybrała numer.
- Ups - powiedziała, ironicznie zasłaniając dłonią usta. - A jednak.
Puściła słuchawkę, a ja podeszłam i przyłożyłam ją do ucha. Chłopak niemalże momentalnie odebrał.

- Halo? - usłyszałam w słuchawce.
- Hej, umm, to ja. W sensie Maeve. No wiesz, ta pijana dziewczyna, którą zabrałeś do siebie...
Zaśmiał się.
- A więc zadzwoniłaś?
Nie odezwałam się.
- Bałem się, że już cię nie usłyszę. Minął tydzień...

Spojrzałam za siebie. Charlie i Lily wszystko słyszały.

- Przepraszam, chciałam zadzwonić wcześniej, ale miałam sporo na głowie, no i...
Przerwał mi śmiechem.
- Nie musisz się tłumaczyć.
Odetchnęłam nerwowo.
- Wiem - odparłam.
- Mam dla ciebie propozycję - zaczął.
- Dla WAS! - usłyszałam gdzieś z tylu.
- Sory, to Brian. A więc mam dla WAS propozycję - jedenastego gramy w takim dość fajnym miejscu, chcielibyśmy, żebyście wpadli.

Znów się odwróciłam - dziewczyny były w szoku. Z resztą, tak samo jak ja.

- Jejku... no dobra, a gdzie dokładnie?
- Newcastle Upon Tyne, City Hall.

„Mhm, zabawne", pomyślałam.

- Wszystko super, ale po pierwsze - co z biletami? Podejrzewam, że są już wyprzedane. A po drugie - jak my się tam do cholery dostaniemy?! To jest ponad 450 km! I już pomijając odległość, przecież nie mamy nawet samochodu!
- Daj spokój, Maeve. Jak zwykle narzekasz. Coś się ogarnie przecież - wtrąciła Lily.

„No jasne", pomyślałam. „Ty zawsze coś ogarniesz".

- W skrócie, bo średnio mogę gadać - zaczął. - Będziecie stać za kulisami, a jeśli chodzi o transport - przylecimy po was śmigłowcem.

Że co?!

- Roger, ja... Jak ci możemy dziękować?
- Nie tylko mi, choć faktycznie - był to mój pomysł. I nie martw się, znajdę sposób, żebyś mogła mi się odwdzięczyć.
Może i go nie widziałam, ale potrafiłam sobie wyobrazić, jak teraz się zadziornie uśmiecha.
Odpowiedziałam mu śmiechem z nutką irytacji. Jego pewność siebie była denerwująca.
- Dobra, lecę na próbę. Jutro gramy w Civic Hall.
Słyszałam w tle Johna Deacona i Briana.
- Do zobaczenia, skarbie - powiedział, rozłączając się.

You And I {Roger Taylor}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz