I co teraz?

245 8 7
                                    

Nowy Jork, Manhattan
10.03.1976, środa

Wyjątkowo, miałam chwilę wolnego czasu. Siedziałam w Starbucksie i popijając najlepszą kawę jaką w życiu piłam, pracowałam nad tekstem kolejnej piosenki. Prawdę mówiąc, to mi szło najlepiej. Z muzyką póki co pomagali mi chłopcy, miałam na tamten moment na koncie dwa swoje utwory. Przy pozostałych kombinowali nieco członkowie Queen.
Byłam tam sama. Nie miałam ochoty na towarzystwo. Nie dziwiło mnie to szczególnie, byłam typem samotniczki. A tamtego dnia byłam zupełnie zestresowana. Dotarło do mnie, że lada moment opuszczamy Stany i trzeba będzie zmienić otoczenie. No, a potem jeszcze raz... to trochę przytłaczające. Nie będę kłamać - nie trochę. a bardzo.

Po jakimś czasie poszłam zapłacić. Wyszłam z kawiarni i szłam w stronę hotelu. Miałam zamiar iść jeszcze dzisiaj pozwiedzać i na szybkie zakupy, bo mimo tego, że byłam tu całkiem długo, jakoś nigdy nie miałam okazji, żeby pozwiedzać Nowy Jork. No dobra, może raz, gdy wracałam ze spotkania z Peterem i Fredem.

Jednak wtedy w mojej głowie było mnóstwo innych myśli. Dopiero teraz chciałam to wszystko zrobić na spokojnie.
Szłam wzdłuż jakiejś wąskiej uliczki. To chyba była ta mniej znana, pomijana przez turystów część miasta. Chyba właśnie dlatego mnie zaintrygowała. Była piękna. Prawdę mówiąc, dużo ładniejsza niż te popularne. I te małe kafejki... tak malowniczej uliczki to ja chyba w życiu nie widziałam! Idąc, mijałam antykwariat, starą bibliotekę, sklep z porcelaną i z biżuterią. Zatrzymywałam się praktycznie przy każdym. Gdy spoglądałam zza szybę na wystawę najnowszej kolekcji naszyjników, ujrzałam znajomy kapelusz. Peter? Ale co on tam robił? Postanowiłam nie wchodzić do sklepu, tylko stanąć nieco dalej i się mu przyjrzeć.

„Może kupuje jakiś prezent dla Freda?", pomyślałam. „A może po prostu lubi biżuterię?".

No cóż. Chyba nie chodziło o to. Zobaczyłam, że stoi przy kasie z jakimś facetem, który zdawał się go obejmować. Nie widziałam, co kupowali. Przez chwilę nakręciłam się myślą, że może być to jego znajomy, pomagający mu wybrać pierścionek zaręczynowy dla Freddiego. No ale moment, przecież on i Fred znają się tylko chwilę!
To może prezent z jakiejś okazji? Albo bez niej? Tak po prostu? Tyle myślałam, że nie zwróciłam uwagi, jak wyszli. Szybko schowałam się za winklem. Widziałam, jak Kapelusznik wręczał drugiemu przedtem zakupiony przedmiot. Tamten przyjął go i pocałował Petera. Zatkało mnie. Czy on miał romans na boku? Ba! Romans! Raczej drugi związek!
Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. Byłam wstrząśnięta. Co teraz powiem Freddiemu? I czy w ogóle powinnam mu mówić? Przecież on się załamie!

Wracałam powolnym krokiem do hotelu. Nawet nie zauważyłam, jak weszłam w jakąś wąską, pustą uliczkę. Jechał za mną samochód, więc odsunęłam się na bok. Chodnika nie było, zabrakło na niego miejsca.
Dojeżdżając do mnie, zwolnił i uchylił szybę. Spojrzałam w jego stronę, a on zagwizdał. Był to mężczyzna, na oko koło pięćdziesiątki. Był łysy, jednak miał dość bujnego wąsa.

- Co tu robisz sama? - rzucił w moją stronę.
Wystraszyłam się nieco. Od dziecka bałam się obcych ludzi, szczególnie zaczepiających mnie mężczyzn.
- Nie pana interes - odparłam szybko.
Zaśmiał się.
- A dokąd zmierzasz?
- To chyba też nie powinno pana obchodzić.
- Ślicznotko, jak chcesz, mam jedno wolne miejsce u siebie - powiedział, mrugając jednym okiem.
- Dziękuję, poradzę sobie.
- Nie wiem czy zauważyłaś, a ładną buźkę masz, więc zapewne niezbyt tyś mądra, ale to nie było pytanie.
Wtedy poważnie się wkurzyłam.
- Nie wiem czy pan zauważył, ale odmówiłam jakiejkolwiek pomocy od pana. Aha i jeszcze jedno, nazywa pan mnie głupią, ale to pan próbuje mnie właśnie zaciągnąć do samochodu na oczach ludzi. Jeśli krzyknę, ktoś mnie usłyszy i mi pomoże.
- A ktoś powiedział, że będziesz krzyczeć?

You And I {Roger Taylor}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz