日本へようこそ

204 6 40
                                    

Tokio, Imperial Hotel
22.03.1976, poniedziałek

Witamy w Japonii... takie słowa słyszeliśmy od dosłownie w s z y s t k i c h ludzi, których spotykaliśmy po wyjściu z samolotu. Dobra, nie od wszystkich, jak zwykle przesadzam. Wiele osób używało zwrotu Hajimemashite, co oznacza coś w stylu miło mi cię poznać. A przynajmniej tak wytłumaczyła nam to Misaki. Chwila, nie wiecie, kim jest Misaki... No dobrze, może lepiej po kolei...

Wylecieliśmy dzień wcześniej - 21. Znów było mi dane lecieć luksusową pierwszą klasą, z tym, że tym razem japońską. No, niestety, w British Airlines trudno przebukować bilet na następny dzień, nawet jeśli rozchodzi się o pierwszą klasę i popularny zespół rockowy.

Jak się okazało, zmiana linii lotniczych wcale nie musiała oznaczać katastrofy. Samolot był urządzony jeszcze lepiej niż ten, którym podróżowaliśmy ostatnio, stewardessy i stewardzi okazywali większą sympatię i zainteresowanie pasażerami. Cóż, w zasadzie, można było się tego spodziewać. Na całym świecie nie ma tak wiernych fanów Queen jak w Japonii. No i tak życzliwych osób. Jednak o tym miałam się przekonać nieco później...

Po wyjściu z samolotu przywitała nas uśmiechnięta dziewczyna. Wyglądała na szesnastolatkę, jednak w rzeczywistości była rok starsza ode mnie. Miała okrągłą twarz, a na niej skośne, brązowe oczy. Krótkie, brązowe włosy, ścięte na „boba" oraz grzywka, często uchodziła za fryzurę nieodpowiednią dla takiego kształtu twarzy, jednak ja uważam, że wyglądała bardzo uroczo.
Poza tym, miała prześliczny uśmiech.

- Hajimemashite - rzuciła w naszą stronę, delikatnie się kłaniając. Chłopcy byli już w Japonii rok wcześniej, więc doskonale wiedzieli, jak się zachować.
- Nam też bardzo miło - odparł Brian.

Dziewczyna rozpromieniła się. Wyglądała jak nastolatka, która spotkała swojego największego idola. Moment, a może to prawda?

- Jestem Misaki. Mi oznacza piękno, a saki - kwitnąć. Będę w pewnym sensie się wami opiekowała. To znaczy wiecie, będę na każde zawołanie. Od teraz aż do waszego odlotu.
- Kwitnące piękno... - szepnęłam pod nosem. - Czy kwitnące to nie wiem, ale piękna to ona jest z pewnością...
- Co tam, Maeve? - spytał Rog, stojący obok. Czasem zdarzało mi się zapominać, że nawet, jeśli nie kieruję do nikogo swoich słów - i tak może je usłyszeć...
- Nic, wszystko okej.
- Ty pewnie jesteś Maeve? Bardzo miło mi cię poznać. Nie wiem, czy mi wypada, ale chciałam powiedzieć, że jesteś bardzo ładna... - powiedziała dziewczyna, lekko się pesząc.

Spojrzała w podłogę i zaczęła obijać jeden but o drugi. Była ubrana według mody lat 60. Miała na sobie białą koszulkę z kołnierzykiem, na to narzuconą żółtą kamizelkę oraz spódniczkę w tym samym kolorze. Do tego białe podkolanówki i białe buty na maleńkim obcasie. Założyła również płaszcz, który jednak mimo niskiej temperatury - pozostawiała rozpięty.

- Bardzo mi miło... ty też! Na prawdę! - odpowiedziałam.
- Tak ci się wydaje, bo jestem pierwszą Japonką, którą zobaczyłaś po przylocie. Wiesz, taka trochę nowość. Wierz mi, są o wiele ładniejsze.
- Nie, Misaki, przecież nie jedną Japonkę w życiu widziałam! Z jedną nawet chodziłam do klasy w liceum. A ty masz na prawdę niezwykłą urodę...
- Okej, zgadzam się z Maeve, ale zaczyna robić się dziwnie - przerwał Freddie. - To co, skarbie, gdzie teraz?
- No tak, najmocniej przepraszam. Jedziemy do hotelu.

Wsiedliśmy do wcześniej zamówionych taksówek i pojechaliśmy prosto pod Imperial Hotel. Z tego co mówiła Misaki, był to jeden z droższych i bardziej lubianych hoteli w Japonii. No i luksusowych, oczywiście. Cóż, można się było tego spodziewać - w końcu to Freddie wybierał hotel.

You And I {Roger Taylor}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz