Freddie, stop!

221 8 11
                                    

Londyn, St. Paul's
20.03.1976, sobota

Siedzieliśmy w barze znajdującym się niedaleko domu Rogera. Tym razem przyszedł i Deacon, a nawet jego żona - Veronica.
John i V byli małżeństwem od niedawna, jednak od początku, od chwili, w której się poznali było pewne, że są sobie pisani. Bardzo dobrze się dogadywali, nie było między nimi prawie żadnych sporów. No, jedynym powodem do kłótni był ewentualnie fakt, że żona Deakiego zawsze bardzo się denerwowała, gdy ten gdzieś wychodził. I to nawet nie chodzi o to, że była zła - po prostu się martwiła. Można się trochę dziwić, ale z drugiej strony, chyba ma prawo się martwić... w końcu bardzo go kochała. Jednak tamtemu nie zawsze to odpowiadało...

- Kochanie, może zostaw już to... tobie już chyba wystarczy...
- Veronica, błagam cię, przecież dużo nie wypiłem! - powiedział, wstając.
- Johnny... - zaczęła ponownie dziewczyna, pociągając go lekko za rękaw.
- Kurde, V! Dobrze wiesz, że i tak się nie schleję, chyba mam prawo napić się z przyjaciółmi!
Kobieta westchnęła głęboko.
- Dobrze, skarbie. A więc wybieraj. Albo przyjaciele albo żona. Och, a może nie jesteś jednak gotowy na małżeństwo?
- Dobra, mam dosyć! - krzyknął, wychodząc z budynku. Odruchowo wybiegłam za nim.

Gdy opuszczałam budynek, usłyszałam głos Lily:

- Maeve, biegniesz za nim? Będę potrzebna? A może zawołać Freddiego?
- Dzięki, Lily, poradzę sobie. A Fred poszedł gdzieś z jakimś chłopakiem.

Niestety, straciłam basistę z pola widzenia. Biegłam po prostu przed siebie.
Nagle, zobaczyłam go siedzącego na ławce z twarzą w dłoniach.

- Deaks... - szepnęłam, zajmując miejsce obok. Objęłam go.
- Czego chcesz? - zapytał łamiącym się głosem.
- Nie przejmuj się. Nikt nie powiedział, że zawsze będzie kolorowo.
- Maeve, ja mam dosyć! Miałem spokój przez cały okres trasy po Stanach, a teraz znowu się zaczęło!
- Oj Deaky, spokojnie, za trzy dni lecimy do Japonii, znów trochę odpoczniesz.
- No i właśnie o to chodzi! Jak ją poznałem, taka nie była. V nigdy nie należała do świętych. Lubiła się dobrze napić itd. A teraz? Nie mam pojęcia, co się stało, praktycznie cały czas się kłócimy!
- Wiesz, że ona cię kocha?
- Mhm, oczywiście i w ten sposób to okazuje. Jeszcze powinnaś dodać, że się martwi.
- John, coś ci powiem. Chodź, przejdziemy się.

Zaczęliśmy przemierzać oświetlone ulice Londynu. Bezchmurne, granatowe niebo pokrywało tego wieczoru mnóstwo gwiazd. Po środku widniał Księżyc w pełni. Było pięknie.
„Londyn...", pomyślałam. „Londyn to jednak moje miejsce...".

- Pięknie dzisiaj, co?
- Faktycznie... niesamowicie - odparł chłopak.
- To co, ochłonąłeś już trochę?
Zaśmiał się.
- Chyba tak. Dzięki. No, to co chciałaś mi powiedzieć?
Westchnęłam.
- Zobacz. Jak często widujesz się ze swoją żoną?
- Jak jesteśmy w trasie to praktycznie wcale. No, raz na kilka miesięcy.
- A kiedy macie największe kryzysy?
Chłopak zamilkł na chwilę.
- Kiedy jestem w trasie, chyba. W sensie, jak z niej wracam.
- Tęsknisz za nią wtedy?
- Jeszcze pytasz? I to jak! Kocham Veronicę całym sercem, wiesz jaki to ból, rozstać się z nią na ten czas? Wiesz, co ja teraz przeżywam?! Dzisiaj się z nią widzę, ale za chwilę znów czeka mnie rozłąka...
- I widzisz, Deaks, ona za tobą także tęskni. Dlatego teraz chciałaby mieć cię tylko dla siebie.
Chłopak wyraźnie posmutniał.
- Byłem dla niej okropny... Rany! Jak ja się mogłem tak zachować? V to naprawdę niesamowita kobieta! Muszę iść ją przeprosić! - rzucił, wstając.
- Czekaj! Jeszcze jedno. Co byś powiedział, jakby poleciała z nami do Japonii? Może jej to zaproponuj?
- Świetny pomysł! Dziękuję, Maeve, naprawdę. Za to, że zawsze mogę ci się zwierzyć. No i wiesz, za to, że to ty jesteś zawsze ze mną w trudnych chwilach. Kocham cię, a teraz lecę ratować związek!

You And I {Roger Taylor}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz