Trudna sztuka wybaczania

260 9 5
                                    

Nowy Jork, Manhattan
3.03.1976, środa

Siedziałam w studiu nagraniowym. Miałam coraz więcej roboty, Rhys uparł się, żebym w pół roku skończyła album. Ale to nie było takie łatwe. W końcu k t o ś musiał te piosenki napisać i zaśpiewać, a ktoś inny - zagrać. A jak narazie, nie miałam swojego zespołu. Póki co, w dalszym ciągu pomagali mi członkowie Queen. Obiecali, że nagrają ze mną cały pierwszy album, ale oczywiste było, że jak zacznę regularne koncerty, nie będą mogli występować ze mną. W końcu, oni także mają swoje życie...

Choć prawdę mówiąc, nie martwiłam się o to zbytnio. Gdy chłopcy opowiedzieli mi historię o szukaniu basisty, zrozumiałam, że będą w stanie mi pomóc. Przecież oni mieli już to wszystko za sobą...

W międzyczasie zdążyłam napisać dwa kolejne utwory. Jeden skomponowałam zupełnie sama, natomiast przy drugim siedzieliśmy wraz z Fredem. Zauważyłam, że moje teksty nie są zbyt optymistyczne i mają ścisłe powiązanie z tym, co siedzi aktualnie w mojej głowie. Był to chyba nienajgorszy materiał do spotkań z moją nową psycholożką. Załatwił mi ją Roger i tego dnia miałam iść do niej na pierwsze spotkanie.

Wchodziłam właśnie na najwyższe partie wokalne piosenki napisanej z Freddiem, gdy urwał mi się głos. Rhys zatrzymał nagranie.

- Maeve, co jest, kurwa? - rzucił.
Wskazałam ręką na gardło. Byłam wykończona. Siedziałam tam już dosyć długo i było do przewidzenia, że mój głos zaczynie odmawiać posłuszeństwa.
Mężczyzna pozwolił mi wyjść. Przy nim stał Rog, do którego podeszłam.
Objął mnie i pocałował.
- Wreszcie skończyłaś. Świetnie ci dzisiaj szło. Wszystko dobrze? Może potrzebujesz wody?
Pokręciłam głową.
- Dziękuję. Chcę już do domu. Do jutra, Rh...
- Tak szybko to ty do domu nie pojedziesz - przerwał mi blondyn.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- A doktor Green?
Wtedy zrozumiałam, że trochę się boję. Zaczęło mi szybciej bić serce.
- Naprawdę myślisz, że potrzebuję?
Uniósł brwi.
- Skarbie, proszę. Lepiej oddaj się pod opiekę specjalistów. I pamiętaj - ona nie będzie chciała cię skrzywdzić, szukać niewiadomych chorób, które w rzeczywistości nie istnieją, ani nie będzie się z ciebie wyśmiewać. Chce ci tylko pomóc.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Chyba masz rację. Powinnam do niej pójść.

Wyszliśmy ze studia i pojechaliśmy do restauracji w centrum miasta. Tam zjedliśmy późny obiad (a raczej obiadokolację) i spotkaliśmy się z pozostałymi.
Byłam bardzo zestresowana. Wiedziałam, że podzielenie się z kimś swoimi uczuciami będzie dla mnie dobre, ale jednocześnie byłam przerażona.

* * *

Weszliśmy do budynku. Był całkiem przyjemnie urządzony. Bałam się, że zastanę białe ściany, albo co gorsza, jakieś obskurne, pokryte krwią, no nie wiem... miałam trochę wyobrażenie jak z horroru, choć nigdy żadnego nie oglądałam.

Nagle, podeszła do nas kobieta. Była nieco przy kości, średniego wzrostu, miała na oko czterdzieści lat. Dostrzegłam jej śliczne, bujne brązowe włosy, które miała upięte w starannie zrobiony kok. Z twarzy była całkiem pulchniutka, przez co sprawiała wrażenie sympatycznej. Ach, no i te oczy! Te śliczne, migdałowe, czekoladowe oczy!
Muszę przyznać, że na jej widok trochę złagodniałam. Wtedy był ten moment, gdy pomyślałam: „Przecież nie mogę się jej bać! Ona nie jest od tego, żeby mnie osądzać, tylko żeby mi kurwa pomóc!".

- Dzień dobry - rzuciła w naszą stronę, wyciągając dłoń. - doktor Aretha Green.
- Maeve Wilson, miło mi.
- Roger Taylor, chłopak Maeve. To ze mną rozmawiała pani przez telefon.
- Ach tak! Roger Taylor! Jak ja mogłam nie poznać po głosie?! Uwielbiam muzykę, którą tworzycie! Ale nie o tym dzisiaj...
Uśmiechnęłam się blado, po czym spuściłam głowę. Zauważyłam, że złączyłam ze sobą dłonie. Często tak robiłam, gdy byłam zdenerwowana.
- Może wejdziemy do gabinetu? Maeve, czy chcesz, żeby Roger był przy naszej rozmowie? - zapytała terapeutka.
Skinęłam głową w odpowiedzi.

You And I {Roger Taylor}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz