9. „Sugerujesz Maksa?"

119 12 91
                                    

Tosia wyszła na taras z telefonem przy uchu. Zadrżała mimowolnie, kiedy poczuła na odsłoniętych przedramionach chłód. Choć słońce stało już całkiem wysoko na nieboskłonie, dzień wcale nie był ciepły. Kobieta zaczęła niecierpliwie uderzać stopą o podłogę, kiedy sygnały w słuchawce przeciągały się w nieskończoność.

— Halo?

Odetchnęła z ulgą, słysząc jego głos po drugiej stronie.

— Wybacz, że dzwonię jak jesteś na służbie, ale chciałam ci tylko przypomnieć, żebyś ogarnął rozpytanie sołtysa — mruknęła. — Aha, i trzeba też wezwać na przesłuchanie rodzinę tej ostatniej ofiary, ale tym mogę zająć się ja. Będę za jakieś dwie godziny — dodała niemal natychmiast.

W słuchawce przez chwilę panowała cisza.

— Za sołtysa zabiorę się pojutrze, o ósmej rano. Chcesz jechać ze mną? — zapytał wreszcie Sebastian.

— Pojadę — mruknęła bez wahania.

— Super, przed sekundą skończyłem ustalać tożsamość członków rodziny. Wiem już, kim jest mąż i dzieci. Jeszcze chwila i będę mieć rodziców — odparł.

Tosia poczuła nieco mocniejsze uderzenia serca w klatce piersiowej. Mieli rodzinę ostatniej ofiary — wszystko szło w dobrym kierunku.

— Okej, jak przyjdę na służbę, to szczegółowo o tym pogadamy.

— Mhm... — bąknął niewyraźnie, a zaraz potem w słuchawce dało się słyszeć charakterystyczne klikanie klawiszy. — Poczekaj chwilę, nie rozłączaj się, bo mam coś interesującego — dodał po chwili już znacznie wyraźniejszym głosem.

Węcińska westchnęła ciężko, ale nie zakończyła połączenia. Zdecydowała się za to na wejście do wnętrza domu. Na tarasie zaczynało jej się robić zdecydowanie za zimno, dlatego cofnęła się do salonu i zamknęła za sobą drzwi. Przeszła jeszcze kilka kroków, by po chwili móc opaść na kanapę. Oparła się wygodnie i cierpliwie czekała, aż jej służbowy partner zdecyduje się odezwać.

— Dobra, matka dziewczyny pochodzi z okolic Lubaczowa, Olga mieszkała z nią przez pierwsze dwadzieścia lat życia — powiedział w końcu.

Tosię zamurowało. Cała sprawa przybierała coraz dziwniejszy obrót.

— Gdzie dokładniej? — zapytała po chwili.

— W Oleszycach.

— A ojciec?

— Tu pojawia się problem, bo na pierwszy rzut oka wydaje się, że ojca nie miała. Zaraz pogrzebię głębiej. Jak przyjedziesz do roboty, powinienem mieć już wszystko — wyjaśnił.

— Jasne — odparła Tosia, wciąż jeszcze nie mogąc dojść do siebie po informacjach, jakie otrzymała. — Widzimy się o piętnastej. Cześć — dodała jeszcze, a potem połączenie dobiegło końca.

Kobieta wstała z kanapy, odłożyła telefon na stolik kawowy, a sama wplotła palce w kręcone włosy. Sytuacja była dziwna, ale do przewidzenia. Olga Szawara pochodziła z okolic Lubaczowa, co dawało podstawy, by sądzić, że zabójca wybiera sobie ofiary właśnie stąd. Nie mogła na razie potwierdzić swojej teorii na pewno, bo wciąż nie znała tożsamości dwóch pierwszych kobiet, ale ten trop mógł mieć naprawdę ogromne znaczenie.

Odetchnęła cicho, przechodząc do kuchni. Nie miała teraz czasu, żeby rozmyślać o sprawie. Musiała szybko doprowadzić się do porządku, zjeść śniadanie, wyjść z psami na spacer, a potem jeszcze posprzątać dom przed wyjściem na służbę. Na wszystkie te czynności pozostały jej jedynie dwie godziny i obawiała się, że może nie zdążyć posprzątać. Tym szybciej brała się za przygotowanie śniadania. Kiedy już zjadła posiłek, szybko umyła jeszcze zęby, a potem przebrała się i przygotowała psy do wyjścia. Na zewnątrz domu byli już kilka chwil później, teraz wystarczyło już tylko przejść przez furtkę i ruszyć wzdłuż ulicy. Chodnik świecił pustkami, co niebywale ją cieszyło. Przeszła jeszcze kilkaset metrów prosto, nim skręciła w leśną drogę. Dopiero tam mogła w pełni oddać się rozmyślaniom. Psy szły spokojnie na długich linkach, a w jej głowie kłębiła się cała masa myśli. W tej masie dostrzegała jeden wyraźny przebłysk. Przebłysk minionych dawnych czasów. Przebłysk jej i Sebastiana. Razem.

Czerwona różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz