26. „Gotowa?"

133 10 108
                                    

Tosia w skupieniu pochylała się nad protokołem oględzin zwłok. Był on zapisany wyjątkowo dokładnie i starannie, co znacznie ułatwiało jej analizę. Ostatnia ofiara, podobnie do wszystkich poprzednich, posiadała w swoim otoczeniu kilka symboli, które zabójca stosował od samego początku. Znaleźli przy niej płatki róży, replikę rewolweru i wyrytą ostrym narzędziem literę, po raz kolejny już „K". Oprócz tego standardowo nie odszukali nic więcej — żadnego dokumentu tożsamości, telefonu, czegokolwiek. Wzorem swoich poprzedniczek, i ta kobieta została pozbawiona twarzy, a jej okolice intymne doszczętnie zmasakrowano. Miała też wyraźnie przebite nożem udo oraz odciętą całą lewą stopę, co również zostało wyszczególnione w protokole.

Węcińska musiała z ciężkim sercem przyznać, że seryjny zabójca przynajmniej na ten moment był nie do zatrzymania. On, ona albo oni zachowywali się bardzo ostrożnie, a kolejne zbrodnie były popełniane z chirurgiczną wręcz precyzją i dokładnością. Na miejscu nie dało się znaleźć żadnych śladów ponad te, które sprawca chciał, żeby zostały znalezione. W tej grze policjanci stale pozostawali na przegranej pozycji. Nie byli już myśliwymi, a zwierzyną.

Kryminalna westchnęła, gdy odkładała protokół na miejsce. Dowiedziała się już wszystkiego, co miał jej do zaoferowania ten dokument. Dalsze ślęczenie nad nim było zwyczajnie bezsensowne.

Już miała się brać za kolejny druk procesowy, będący spisanym protokołem przesłuchania zgłaszającego, ale z toku pracy wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Skierowała wzrok w tamtą stronę, a kiedy w progu dostrzegła sylwetkę Sebastiana, ponownie wróciła do dokumentów.

— Zbieraj się, idziemy do archiwum — rzucił w jej kierunku.

Jeszcze raz uniosła na niego spojrzenie, dodatkowo marszcząc brwi.

— Tak szybko przegadałeś naczelnika, żeby dał nam klucze?

Brodzki wzruszył ramionami.

— Urok osobisty.

Tosia zerknęła na niego z politowaniem, co skwitował szczerym śmiechem.

— Nie posiadasz uroku osobistego — skwitowała, nim podeszła do niego i przystanęła dokładnie naprzeciwko policjanta.

Z tej pozycji musiała nieco zadrzeć głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Na twarzy Sebastiana zagościł zuchwały uśmiech, kiedy tylko nawiązali kontakt wzrokowy.

— Kłamiesz — mruknął nonszalancko, a potem odwrócił się na pięcie i wyszedł na korytarz.

Tosia prychnęła pod nosem, ale poszła w jego ślady. Kilka minut później byli już oboje pod gabinetem naczelnika, skąd zostali odesłani do komendanta. Brodzki wszedł tam jako jedyny. Po chwili był z powrotem za drzwiami z kluczami w ręku, a to oznaczało tylko jedno — otrzymali pozwolenie na wejście do archiwum i fakt ten został odnotowany.

Ruszyli nieśpiesznym krokiem na parter. Po drodze minęli Weronikę z psem, która powitała ich radosnym uśmiechem. Odpowiedzieli w podobny sposób i zaczęli schodzić po schodach. Byli mniej więcej w połowie, kiedy ni stąd ni zowąd dobiegło ich dość głośne: „Cześć". Spojrzeli po sobie zaskoczeni, a potem zgodnie odwrócili się przez ramię.

Tosia odetchnęła lekko, widząc znajomą sylwetkę sekretarki na schodach. Zaczęła się zastanawiać, jakim cudem Ewa zawsze zupełnym przypadkiem przebywa na tym samym piętrze i idzie w tym samym kierunku, w którym zmierza ktoś z członków grupy operacyjnej. Przez ostatnie dwa tygodnie stale, czy to ona, Gabi, Maks, Sebastian czy nawet Lech spotykali kobietę co najmniej kilka razy w ciągu dnia. Taki stan wcale nie należał do częstych, bo na komendzie rzadko kiedy widywało się jedną osobę kilkukrotnie w ciągu jednej służby. Powód był prosty — każdy miał swoje zadania, gdzieś się śpieszył, wyjeżdżał na partol, wracał do pokoju albo już w nim siedział. Kryminalna miała wrażenie, że Ewa ostatnimi czasy nie do końca realizowała swoje obowiązki albo przydzielano jej ich mniej niż zazwyczaj. Gdyby miała co robić, nie widywałaby jej tak często na korytarzach.

Czerwona różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz