22. „Jestem obok"

131 10 73
                                    

Promienie wschodzącego słońca rozlały się długimi smugami po podłodze w sypialni. Za oknem dało się zobaczyć delikatnie pobielały za sprawą przymrozku świat. Ciszy poranka nie przerwał nawet najlichszy dźwięk. Wydawać by się mogło, że wszystko zamarło w pełnym napięcia oczekiwaniu podobnym do tego, w jakim drapieżnik wyczekuje swej ofiary.

Sebastian przebudził się z cichym pomrukiem zaskoczenia. Na miękkim łóżku spało mu się wyjątkowo dobrze. Problem polegał na tym, że Brodzki nie wiedział, gdzie się znajduje. Dopiero po chwili, kiedy na dobre uchylił powieki, a jego spojrzenie padło na śpiącą tuż obok Tosię, przypomniał sobie wszystkie wydarzenia poprzedniego wieczora. Gdy tak patrzył na jej spokojną teraz twarz, krajało mu się serce. Miała suche, spękane usta i wyraźnie podkrążone oczy. Wiedział, że kiedy się obudzi, wszystko ponownie uderzy w nią z potworną wręcz siłą. Chciał przy niej być w tych najtrudniejszych momentach, żeby nie czuła się sama. Na razie jednak postanowił jej nie budzić. Przysunął się jedynie odrobinę bliżej, a potem ponownie przymknął oczy. Nie przebywał w tym stanie długo, bo ledwie dziesięć minut później to Węcińska mruknęła sennie i obróciła się w jego stronę. Połowicznie otworzył oczy, z zaskoczeniem stwierdzając, że też już nie spała, dodatkowo również na niego spoglądała.

Drżący oddech opuścił jej wnętrze, kiedy chowała twarz gdzieś między jego szyję a ramię. Cichy płacz wypełnił ściany pokoju niedługo później. Brodzki bez słowa przytulił ją nieco mocniej do siebie, na co kobieta jeszcze bardziej się rozpłakała.

— Jestem obok, nie jesteś w tym sama — szepnął delikatnie.

— Nie wierzę w to, co się stało. — Pociągnęła nosem. — Ja... przepraszam, że się tak rozklejam, ale teraz naprawdę muszę się do kogoś przytulić — wydusiła płaczliwie.

— Nie przepraszaj. Będę cię przytulał tak długo, jak będziesz potrzebować — oświadczył bez wahania.

— Dziękuję — bąknęła, zaciskając dłonie na materiale jego koszulki.

— Nie ma za co, żółtodziobie.

Zapadła cisza, której jednak nie przerwał już jej płacz. Teraz po prostu w milczeniu, z łzami wciąż spływającymi po policzkach, wtulała się w jego ciepłe ciało. Potrzebowała go dziś bardziej niż kogokolwiek innego. Nie przyznałaby się do tego otwarcie, ale na dobrą sprawę nawet nie musiała. Była pewna, że czuł to niemal tak dobrze jak ona.

Dała sobie jeszcze chwilę na względne doprowadzenie do porządku. Mimo wszystko nie chciała, żeby ktokolwiek oglądał ją w takim stanie. Kiedy była już pewna, że na ten moment z jej oczu nie popłynie więcej łez, westchnęła cicho i delikatnie poruszyła się w jego ramionach.

— Która jest godzina? — wychrypiała.

— Przed dziesiątą — odpowiedział po zerknięciu na telefon.

— Masz dzisiaj służbę?

— Mam, ale tym się nie przejmuj. Zostało sporo czasu — rzekł spokojnie. Gdy poczuł, jak ponownie przyłożyła głowę do jego obojczyka, uśmiechnął się nieznacznie. — Jesteś głodna?

— Nie bardzo — odparła zgodnie z prawdą. — A ty?

— Ani trochę.

— To dobrze. Znaczy, że nie muszę wstawać — bąknęła, co spotkało się z jego cichym śmiechem.

— Jak zwykle szczera do bólu...

Nie mógł tego zauważyć, ale ciepło uśmiechnęła się po jego słowach. Potem przymknęła oczy, wzięła jeszcze jeden głębszy wdech, a ostatecznie całkiem rozluźniła spięte mięśnie.

Czerwona różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz