5. „Naiwna jesteś"

112 11 128
                                    

Dni płynęły powoli i monotonnie, godziny służby niemiłosiernie się wydłużały, a samopoczucie Tosi z każdym kolejnym spędzonym nad pracą wieczorem ulegało pogorszeniu. Prowadzone do spółki z Sebastianem śledztwo, zarwane nocki, snucie całego mnóstwa przypuszczeń, a także brak jakiegokolwiek punktu zaczepienia powoli doprowadzały Węcińską do szaleństwa. Nie mówiła tego na głos, ale męczyło ją wszystko, co się ostatnio działo. Miała nawet wrażenie, że traci resztki siebie. Wszystko zabierała jej służba. Do domu wracała często nad ranem albo bardzo późno w nocy, kładła się spać na kilka godzin, by następnego dnia zacząć ten sam maraton od nowa. Ledwo wyrabiała z wszystkimi obowiązkami, straciła czas na zainteresowania, a w głowie wciąż siedziała jej tylko sprawa zabójstw.

Przetarła oczy, zbeształa się za bujanie myślami w obłokach, po czym odetchnęła głębiej, pochylając się nad zapisaną małymi literami kartką. Wszystko, co się tam znajdowało, mogło zostać trafnie opisane jednym słowem. Chaos. Nie miała pojęcia, jak połączy w logiczną całość wszystkie zapisane spostrzeżenia, ale powinna to zrobić, jeżeli chciała ruszyć dalej.

Podniosła wzrok na sylwetkę skupionego Sebastiana, który siedział nieco dalej. Niby nie chciała zaczynać z nim rozmowy, ale z drugiej strony była ciekawa, czy udało mu się cokolwiek osiągnąć w kwestii tożsamości dwóch znalezionych na Łówczy kobiet.

— Masz coś? — wychrypiała tak cicho, że nie była pewna, czy w ogóle ją usłyszał. Gdy jednak poczuła na sobie uważne spojrzenie Brodzkiego, wszelkie obawy zniknęły.

— Nic — zaprzeczył po krótkiej chwili. — Albo coś pominęliśmy, albo nie było żadnych zgłoszeń odnośnie zaginięć tych osób — dodał, odwracając wzrok w stronę monitora.

— Nie chce mi się wierzyć, że nikt tego nie zgłosił — stwierdziła.

— Może nie miał kto zgłosić? Może nie miały żadnej bliskiej rodziny? — zasugerował, a jego spojrzenie ponownie spoczęło na Tosi, która również mierzyła partnera badawczym wzrokiem.

— To absurd. — Pokręciła głową. — Nawet, jeśli nie miały bliskiej rodziny, to przecież musiały z czegoś żyć. Na pewno pracowały. Tam ktoś w końcu zauważyłby, że zniknęły.

— Nie możesz na pewno stwierdzić, że miały pracę. — Uśmiechnął się w jej stronę pobłażliwie, niemal kpiąco.

Prychnęła pod nosem, krzyżując ze sobą ramiona.

— W takim razie zabił bezdomne — skwitowała złośliwie.

Sebastian przyjrzał się jej spod przymrużonych powiek, a uśmiech na jego twarzy przybrał nieco inną formę.

— Cięta się ostatnio zrobiłaś — mruknął jedynie.

— Przystosowuję się do sytuacji — odparła na to chłodno.

— Szybko się dostosowujesz, to całkiem dobrze...

— Irytujesz mnie — burknęła pod nosem, odwracając spojrzenie z powrotem na trzymaną w dłoni kartkę. — U sekretarki są już chyba raporty z sekcji, więc możesz się po nie przejść, skoro i tak gdzieś się wybierasz — dodała po chwili, gdy zobaczyła, że wstał z miejsca i skierował krok w kierunku drzwi.

— Jasne, pięć minut i jestem z powrotem — odparł i nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, już zniknął za drzwiami.

Tosia została sama. Nabrała więcej powietrza w płuca, oparła brodę na zaciśniętej w pięść dłoni i spojrzała za okno, na poruszane delikatnym wiatrem korony drzew. W głowie kłębiła jej się cała masa myśli, które były zbyt ulotne, by mogła je złapać, a jednocześnie zbyt wyraźne, by dało się je zignorować. Nie poczuła nawet ciepłego promienia słońca, który padł centralnie na jej policzek, przyjemnie ogrzewając to miejsce. Myślała nad wszystkim i niczym jednocześnie, a ten stan powoli stawał się dla niej niezwykle męczący. Miała świadomość, że zdecydowanie powinna przystopować i nieco odpuścić to ciągłe rozmyślanie, ale ambicja nie dawała jej tego zrobić. Miała coś do udowodnienia sobie oraz przełożonym. Skoro podjęła się tego śledztwa, to jej obowiązkiem było doprowadzenie go do końca. Bez względu na wszystko.

Czerwona różaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz