Rozdział 24. Ważne pytanie

559 32 19
                                    

(Na wstępie mam do was prośbę, jeśli widzicie jakikolwiek błąd, zły zapis czy cokolwiek złego pod względem stylistycznym, językowym czy jakimkolwiek innym - napiszcie mi w komentarzu! Będę wdzięczna. Miłej lektury.)

Niedługo potem szykujemy duży rodzinny (i nie tylko) obiad, na który z Warszawy ma przyjechać Maciek z Wiolą, a także Krzychu. Od rana w domu panuje niemały ruch. Chłopaki sprzątają, choć muszą przy tym swoje powiedzieć i ponarzekać na okrutną rolę, jaka im przypadła. Ja z Grabowskimi pieczemy ciasta i ogarniamy jedzenie.
Atmosfera na Płońskiej dawno nie była tak dobra i radosna jak dzisiaj.

Po południu, kiedy już wszyscy są, siadamy do stołu i zabieramy się za jedzenie, w międzyczasie rozmawiając o wszystkim o i niczym. Maciek i Kuba raz po raz się przekomarzają, a temu wszystkiemu przyglądamy się razem z Kasią, Wiolą i Krzyśkiem, któremu ze śmiechu lecą już łzy.

- Zastanawiam się czy był kiedyś chociaż krótki okres kiedy ta dwójka potrafiła ze sobą wytrzymać bez żadnych zaczepek - wzdycham, skinając głową na braci Grabowskich, zawzięcie się o coś kłócących.

- Taa, był taki czas kiedy oboje jeszcze nie umieli zbyt dobrze mówić. Kiedy Kuba był niemowlakiem, a Maciej dopiero próbował swoich sił w mówieniu. Tak tęsknię za tymi latami... - Śmieje się ciocia Ela, nakładając sobie sałatki greckiej. - Pola, dziecinko, czemu ty nic nie jesz?

- Zjadłam już dwie porcje tej sałatki i kawałek szarlotki - odpowiadam

- No jakoś tego nie widziałam. Ktoś z was to widział? - Unosi swój wzrok na pozostałą piątkę siedząca przy stole, jakby oczekiwała poparcia swoich słów.

- Mamo, zaraz utuczysz Polę gorzej niż Hadesa. Ostatnio gdy byłem z nim u weterynarza, to kazał mi cię ochrzanić za to niepotrzebne dokarmianie. Za niedługo będziemy mieć kulę zamiast psa! - Oburza się starszy Grabowski, a na jego słowa wszyscy wybuchamy śmiechem.

Leżący niedaleko stołu owczarek niemiecki od razu wlepia swoje ślepia w Maćka; jakby wyczuwał, że mowa o nim. Wołam go do siebie i pozwalam, by położył swój łeb na moich udach. Od razu zaczyna prosić niemo o to, by nieco go podrapać za uchem, więc widząc jego błagające spojrzenie, ulegam mu i głaszczę go. Jego puszysty ogon natychmiast merda we wszystkie strony.
Kocham tego psiaka.

- To nie fair. Jestem dłużej z tym łobuzem, a on i tak woli ciebie ode mnie - prycha Kuba, robiąc obrażoną minę.

- A chcesz zarobić ode mnie w żebra? - pytam.

On momentalnie milknie i unosi dłonie w górę w geście kapitulacji, na co cicho parskam śmiechem. No proszę, boi się mnie.

Albo udaje.
Lepiej dla niego, żeby nie udawał.

- Co tam, zakochańce? - Nasze przekomarzanie się przerywa Wiolka.

- Jakie zakochańce, o czym ty mówisz? - pyta Kuba, udając zupełnie zdezorientowanego.

- Nie udawaj, że nie wiesz. Nawet ślepy wyczułby jakąś chemię między wami.

- Na całe szczęście żadnego ślepego z nami nie ma, więc żadnej chemii nie wyczuje.

- Walisz suchary gorsze od tego debila - stwierdza blondynka, pokazując na Maćka siedzącego obok niej, który teraz żywo dyskutuje o czymś z Krzychem. - Ale to w sumie rodzinne, co nie?

Kuba na te słowa obrusza się i prycha głośno, a ja przysięgam, że za moment albo go walnę, albo wybuchnę śmiechem. Ostatecznie powstrzymuję się od jakiejkolwiek reakcji na jego zachowanie i nalewam sobie soku do szklanki.

- Mi też nalejesz? - pyta Que, na co kiwam głową i uzupełniam puste szkło chłopaka. - Przyznajemy się im?

- Do czego?

PRZY TOBIE || QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz