(Na wstępie mam do was prośbę, jeśli widzicie jakikolwiek błąd, zły zapis czy cokolwiek złego pod względem stylistycznym, językowym czy jakimkolwiek innym - napiszcie mi w komentarzu! Będę wdzięczna. Miłej lektury.)
- Masz już jakieś plany na dzisiaj? - pyta mnie pani Ela, gdy pomagam jej w zmywaniu naczyń i wycieram mokre, czyste talerze wraz ze sztućcami, chowając je do szafek i odpowiednich szuflad.
- Nie, nie miałam zamiaru robić niczego konkretnego - stwierdzam zaciekawiona pytaniem, które padło z ust kobiety. - A masz dla mnie jakieś zadanie, ciociu?
Kończy myć ostatni kubek, który mi podaje i kiwa twierdząco głową.
- Właściwie to tak. Pilnie potrzebuję kilku rzeczy z Warszawy, a nie będę w stanie ich dziś załatwić, bo za moment jadę do pracy. Moglibyście z Kubą po obiedzie pojechać do miasta i mnie w tym wyręczyć?
- Pewnie, jak najbardziej - przytakuję ucieszona faktem, że czeka mnie mała podróż do stolicy, zwłaszcza z Kubą jako towarzyszem.
Chłopak wciąż trzyma mnie na dystans, lecz czuję, że z każdym dniem zmniejsza się on. Minimalnie, ale jednak. Coraz łatwiej idzie mi rozmawiać z nim, nawet jeśli stara się zrobić wszystko, żebym zostawiła go w spokoju. Kiedy widzi, że nie mam zamiaru zrezygnować, zawsze ciężko wzdycha, ale nie wychodzi nigdzie ani nie ignoruje zupełnie tak jak wcześniej. Podkreślam słowo zupełnie, bo nadal to robi, lecz już nie w takim stopniu jak wcześniej - a to jakiś postęp. Czuję, że wreszcie zaczynamy się wzajemnie docierać.
- Na stole zostawiam ci notatkę z tym, co trzeba zrobić. Miłej zabawy, dzieci - mówi, po czym całuje mnie w czoło i wychodzi z kuchni.
Siedzę jeszcze kilka minut na krześle, pogrążając się w myślach o przystojnym zielonookim chłopaku. Chciałabym go rozgryźć i zrozumieć chociaż w małym stopniu dlaczego jest właśnie taki, jaki jest. Sprawiający wrażenie twardego gościa, który za pomocą jednego słowa czy gestu, wyprowadzi człowieka z równowagi, wprowadzając w nieopisaną wściekłość, lub on sam wpadnie w taki stan. Sprawiający wrażenie zimnego, aroganckiego. Tylko sprawiający takie wrażenie, będący takim tylko z pozoru.
Obie z mamą zawsze trzymałyśmy się jej słów, by nigdy nikogo nie oceniać po tym, co się widzi. Nigdy nie możemy poznać człowieka do końca. Zawsze pozostaje warstwa, którą widzimy, nawet jeśli pod nią kryje się jeszcze więcej. I gdy myślę o Kubie i o tym, co widzę, to czuję pod skórą, że nie jest taki jakiego go widzę. Jest inny i chcę to z niego wydobyć na wierzch.
Ruszam do pokoju chłopaka, chcąc sprawdzić, co robi i przy okazji powiedzieć mu o popołudniowej wyprawie do Warszawy. Kiedy po dwukrotnym zapukaniu słyszę ciche "wejść", naciskam na klamkę i otwieram drzwi, stając w progu. Widzę jak Kuba zawzięcie coś notuje na kartce, nie przerywając czynności ani na moment.
- Chciałam tylko ci powiedzieć, że ciocia wysyła nas do Warszawy na zakupy i żeby załatwić jakieś sprawy - oznajmiam, podchodząc do zielonowłosego. On nadal pisze, jak się już domyślam, jakiś tekst. - O czym piszesz?
- O nietwojej sprawie - odpowiada, na co śmieję się cicho. Ma naprawdę nietuzinkowe pomysły na tytuły piosenek. - Nie dam rady załatwić tych spraw, bo umówiłem się z kumplami. Załatwisz to sama, ok?
- Myślałam, że możemy zrobić to wspólnie - przyznaję ze smutkiem. Czemu on wciąż się ode mnie izoluje? - Przecież możesz spotkać się z kumplami jak już zrobimy to, co mamy zrobić. W czym jest problem?
Widzę jak przewraca oczami i prycha, a ja tylko czekam aż za moment głośno, przeciągle westchnie i zacznie wymieniać argumenty, przemawiające za tym, że nie może poświęcić swojego spotkania na rzecz jakichś zakupów dla swojej mamy. Już zamierzam się odezwać, by poprosić go o tę jedną przysługę, kiedy on sam zabiera głos.
CZYTASZ
PRZY TOBIE || QUEBONAFIDE
AcakJeden wypadek, który sprawił, że w życiu ich obojga pojawiło się tak wiele zmian i nowości, na które nie byli gotowi. Ona - niepoprawna optymistka odrzucona przez świat i on - wieczny pesymista, zraniony zbyt mocno. Z perspektywy Kuby, to połączenie...