Rozdział 28. Znowu razem

415 25 15
                                    

(Na wstępie mam do was prośbę, jeśli widzicie jakikolwiek błąd, zły zapis czy cokolwiek złego pod względem stylistycznym, językowym czy jakimkolwiek innym - napiszcie mi w komentarzu! Będę wdzięczna. Miłej lektury.)

Jasne światło mocno mnie oślepia kiedy w końcu udaje mi się chociaż na moment uchylić powieki. Słyszę pikanie maszyny i już wiem gdzie się znajduję. Mrugam kilkukrotnie, próbując wyostrzyć obraz. I wtedy wszystko wraca do mnie jak bumerang.
Bal, matka Basi, ja stojąca na scenie i Kuba mówiący mi te piękne słowa. A później niewyobrażalny ból w sercu i nicość.

Rozglądam się dookoła, aż w końcu dostrzegam Kubę śpiącego na krześle obok łóżka, na którym leżę. Wciąż ubrany jest w garnitur, który miał na balu i mocno ściska moją dłoń. Jego głowa oparta jest na moich nogach.

I kiedy nie chcąc przerywać jego snu, staram się jak najciszej sięgnąć po szklankę, to kiedy mam zamiar ją już zabrać z szafki, ona wypada mi z rąk. Upada na podłogę, powodując ogromny hałas tłuczonego szkła, a Kuba zrywa się natychmiast, siadając z powrotem na krześle. 

- Pola, obudziłaś się! - szepcze, uśmiechając się szeroko. - Zawołam pielęgniarkę i sprzątaczkę. 

Znika z sali, a po krótkiej chwili wraca do niej razem z dwiema kobietami. Jedna z nich zajmuje się rozbitą szklanką i myciem podłogi, a druga staje przy moim łóżku. 

- Jak się czujemy? - pyta, sprawdzając coś przy kroplówce, do której jestem podłączona. 

- Słabo. Kręci mi się w głowie i nie mam nawet siły unieść szklanki. 

- Cóż, nic dziwnego. Wyniki pani badań nie są najlepsze, a zażywane leki na serce nie przynoszą poprawy; wręcz pani szkodzą i pogarszają pani stan. W związku z tym zostawimy panią na dwutygodniowej obserwacji, by zobaczyć jak będzie dalej postępować pani choroba przy podaniu innych leków, a następnie podejmiemy dalsze leczenie - informuje mnie. - W razie złego samopoczucia, proszę wołać i widzimy się na wieczornym obchodzie.

Z pocieszającym uśmiechem żegna się z nami i wychodzi z sali. Znów zostaję sam na sam z Kubą.
Wzdycham cicho, spuszczając wzrok na białą pościel, którą jestem przykryta.
Odkąd zaczęłam brać tabletki przepisane mi przez kardiologa w Ciechanowie, wszystko było w porządku, a od tamtej pory minął miesiąc. Ani razu nie czułam się źle poza częstszą sennością i zmęczeniem. Słowa lekarki nieco mnie zaskoczyły i nawet przybiły.

Blondyn chyba widzi moją niezadowoloną minę, bo próbuje zaraz poprawić mi humor.

- Przynajmniej wiadomo, że to tylko wina leków, a nie coś poważniejszego. Bałem się o ciebie cholernie - stwierdza z ulgą słyszalną w głosie. - Poza tym, będziesz mieć dużo czasu na czytanie książek i pisanie tekstów.

- Ale wolałabym spędzić ten czas z wami wszystkimi. W Ciechanowie. A nie sama na szpitalnej sali gdzie jest brzydko i biało - mruczę.

Kuba wstaje i przenosi się na łóżko, siadając na jego brzegu. Bierze mnie w swoje objęcia i opiera swój podbródek na czubku mej głowy.

- Przecież nie będziesz tu sama. Codziennie ktoś cię odwiedzi. Mama, Maciek albo Wiolka, Krzychu. Ale i tak najczęściej będę to ja, przemycający w torbie Hadesa, żeby nie było mu smutno. Przywiązał się do ciebie bardziej niż do mnie, zdrajca jeden.

Chichoczę pod nosem na słowa chłopaka i przymykam oczy. Mija kilka minut, a Grabowski nie wypuszcza mnie ze swoich ramion i wcale mi to nie przeszkadza. Jego ramiona to najwygodniejsze i najbezpieczniejsze ramiona w jakich kiedykolwiek byłam trzymana. No i jeszcze ten zapach jego wody kolońskiej, który mogę wdychać... Rozpływam się pod jego wpływem, bo pachnie on po prostu... Domem. Moim domem, schronieniem i bezpiecznym miejscem, do którego zawsze mogę uciec.

PRZY TOBIE || QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz