(Na wstępie mam do was prośbę, jeśli widzicie jakikolwiek błąd, zły zapis czy cokolwiek złego pod względem stylistycznym, językowym czy jakimkolwiek innym - napiszcie mi w komentarzu! Będę wdzięczna. Miłej lektury.)
Mija kilka dni odkąd byłam świadkiem monologu Kuby na cmentarzu. Przez ten czas zbieram się w sobie, by porozmawiać z chłopakiem i spróbować coś z niego wyciągnąć, lecz wciąż brakuje mi odwagi. Wiem, że nie byłaby i nie będzie to prosta i miła rozmowa, więc daję sobie jeszcze chwilę, aby w jakiś sposób przygotować się do niej. Nie chciałabym spłoszyć Grabowskiego lub wzbudzić w nim niepotrzebne, negatywne emocje. On ma ich w sobie wystarczająco dużo. Zbyt dużo.
Całe szczęście nie nakrył mnie na śledzeniu go, a tuż po tym jak prawie wydało się, że przyszłam za nim, postanowiłam wrócić do domu. On wrócił dopiero około godziny dwudziestej, o ile nawet nie później.
Wciąż myślę o tym, co usłyszałam z ust zielonowłosego na cmentarzu. Wszystko nagle zaczyna się łączyć w całość; jak układanka. Śmierć prawdopodobnie dziewczyny, jego obwinianie się o wypadek samochodowy; ból, który on czuje i jego cierpienie. To jak puzzle, po ułożeniu których pojawia się obraz zimnego, aroganckiego Kuby, a za nim kryje się ciepły, uczuciowy, lecz przede wszystkim zraniony, złamany i sponiewierany przez życie chłopak, któremu los zabrał najcenniejszy skarb jaki kiedykolwiek miał. Za każdym razem gdy o tym rozmyślam, w oczach zbierają mi się łzy.
To takie ludzkie - przybierać maskę i chować się za nią. To prosta, niezmienna zależność, która jest w tak wielu z nas. Żyjemy jak aktorzy, ale nie chcemy grać w przedstawieniu zatytułowanym "Życie". Gramy, ponieważ musimy, jesteśmy ubezwłasnowolnieni, zniewoleni i złamani przez doświadczenia, odejścia, noże wbite w plecy. Niewielka część z nas odnajduje w sobie siłę, by zdjąć maskę i odmówić tej roli.
Kiedy zamyślona i nieco zmartwiona siedzę w ogrodzie, wpatrując się w czyste, bezchmurne niebo, słyszę jak moja komórka zaczyna wibrować. Chwytam ją w dłoń i zamieram, widząc, kto dzwoni.
Tata. Waham się przez chwilę, lecz odbieram.- Tato?
- Poleczko, córciu. Gdziekolwiek jesteś, wróć do domu - mówi, a w jego głosie słychać wyraźną skruchę. Moje serce zaczyna bić szybciej. - Tęsknimy za tobą, wiesz?
Cała drżę. Co mam mu odpowiedzieć, lub raczej co powinnam odpowiedzieć?
- Nie wierzę ci, tato. Znowu będzie tak samo, jak przedtem, a ja nie chcę być tak traktowana. Ja też chcę być szczęśliwa, wiesz? - odpowiadam, chcąc brzmieć na pewną siebie i zdecydowaną, świadomą tego, co robię i mówię. W środku jednak mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko.
- Zapewniam cię, że już tak nie będzie. My wszyscy, z mamą i twoją siostrą... My zrozumieliśmy nasz błąd. Nie powinniśmy byli ciebie tak traktować. Proszę cię, wszyscy cię prosimy, wróć do nas.
- Obiecujesz? - pytam, ledwo powstrzymując łzy.
- Tak, obiecuję ci. Przysięgam na wszystko. Dasz nam szansę, żeby naprawić to wszystko, co zniszczyliśmy?
Milczę. To mój ojciec, moja rodzina. Rodzina, która udowodniła mi, że jestem nikim i nie zasługuję na życie, ale wciąż rodzina. Może powinnam im pozwolić na to, by pokazali, że żałują i zmienili swoje zachowanie w stosunku do mnie? Może tata mówi prawdę?
Kiedy chcę się odezwać i zgodzić na powrót do domu, ktoś zasłania mi oczy dłońmi. Podskakuję zaskoczona, odrywając słuchawkę od ucha i patrzę w górę. Nade mną stoi Maciek.
- Masz jakieś tajemnice, że się tak boisz? - śmieje się chłopak, siadając na leżaku naprzeciwko mnie. Wyciąga papierosa i odpala go.
- Poleńko, więc jaka jest twoja decyzja? - słyszę głos taty, więc z powrotem skupiam się na rozmowie z nim.
CZYTASZ
PRZY TOBIE || QUEBONAFIDE
De TodoJeden wypadek, który sprawił, że w życiu ich obojga pojawiło się tak wiele zmian i nowości, na które nie byli gotowi. Ona - niepoprawna optymistka odrzucona przez świat i on - wieczny pesymista, zraniony zbyt mocno. Z perspektywy Kuby, to połączenie...