Rozdział 5. Nie Apolonia tylko Pola

796 38 17
                                    

(Na wstępie mam do was prośbę, jeśli widzicie jakikolwiek błąd, zły zapis czy cokolwiek złego pod względem stylistycznym, językowym czy jakimkolwiek innym - napiszcie mi w komentarzu! Będę wdzięczna. Miłej lektury.)

Kuba wymierza Maćkowi pięść prosto w twarz i przysięgam, że słyszę trzask łamanego nosa. Zrywam się z pozycji siedzącej i próbuję rozdzielić chłopaków, którzy szarpią się na tym małym balkonie. Moje serce bije jak szalone, gdy staram się oderwać obu braci od siebie, ale nie udaje mi się to, ponieważ kurczowo trzymają się siebie, jakby za nic w świecie nie chcieli się rozdzielić. Co za paradoks, bo przecież mają ochotę się pozabijać.

- Przestańcie, błagam was! - krzyczę, jakby to miało coś dać, ale nie zmienia to sytuacji, a jakby wręcz przeciwnie. Chłopaki przenoszą się z balkonu do mojego pokoju i widzę jak Maciek upada na panele, mocno uderzając o nie głową. Przełykam głośno ślinę. Panika coraz bardziej przejmuje nade mną kontrolę i zaczynam drżeć.

Starszemu Grabowskiemu udaje się górować nad Kubą i spostrzegam, że ma zamiar uderzyć brata. Zamykam oczy, nie chcąc na to patrzeć, lecz do moich uszu dociera tylko dźwięk ciężko oddychających chłopaków, dlatego uchylam powieki. Może chociaż on okaże się opanowanym w tej sytuacji i to wszystko zaraz się skończy. Stoję w bezruchu, czekając na kolejny krok Maćka. Wstaje z chłopaka i ociera policzek, po którym spływa strużka krwi. Oddycham z ulgą.

- Koniec tego przedstawienia - mówię twardo i podchodzę do szatyna, przyglądając się jego twarzy. Jego łuk brwiowy jest rozcięty, a z nosa cieknie mu krew. - Chodź, trzeba cię koniecznie opatrzyć.

- Słodko do porzygu. Dobraliście się idealnie, down i laluś - odzywa się jeszcze Kuba, a chłopak wyrywa mi się z uścisku i podbiega do brata, w jednej sekundzie ściągając go do poziomu. Do oczu napływają mi łzy i nie jestem w stanie ich powstrzymać. 

- Jeszcze jedno twoje słowo, a przysięgam, że...

- Co zrobisz? Odegraj się za te sytuacje, kiedy to jednak ty obrywałeś za moje błędy i przewinienia. No dalej, nie szczędź mnie, Maciusiu.

I wbrew moim cichym nadziejom, Maciek naprawdę go nie szczędzi. Za pierwszym ciosem przychodzą kolejne. Nie ma litości, jakby z każdym kolejnym uderzeniem skierowanym na Kubę, wylewał swój żal i wściekłość, która tkwiła w nim od długiego czasu. Zielonowłosy jednak na szczęście skutecznie unika ciosów.

- Maciek, dosyć już tego! - chwytam chłopaka za ramiona i znów próbuję odsunąć go od rapera, ale ten mocno odpycha mnie do tyłu. Jest zupełnie zaślepiony bójką z bratem. Na nic nie reaguje.

Krzyczę, najgłośniej jak tylko umiem. Wszystko się zatrzymuje, razem z nimi. Przestają się szarpać. Patrzą na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Jako pierwszy z transu wybudza się starszy z braci. Podchodzi do mnie i swoimi smutnymi oczami patrzy prosto w moje, załzawione.

- Pola... - zaczyna, ale nie kończy, ponieważ mu przerywam.

- Wyjdźcie. Chcę zostać sama - szepczę, starając się opanować mój drżący głos i przymykam oczy, odwracając się do nich tyłem. Kiedy słyszę jak drzwi od mojego pokoju zamykają się, przekręcam w nich klucz i kładę się do łóżka, przykrywając się kołdrą.

Moją głowę, która zaczyna boleć od nadmiaru wrażeń, nawiedzają wspomnienia, które wolałabym raz na zawsze wymazać z pamięci. Kulę się tak bardzo, jak tylko mogę, czując się bezsilna wobec całego świata i tego, co się dzieje. Obracam się w stronę okna, za którym świeci już księżyc. Wzdycham i ocieram moje wilgotne policzki. Nie pojmuję tego, jak może być w nich tyle nienawiści i gniewu.
Przerażenie. To czułam, gdy patrzyłam na dwójkę braci, którzy mieli ochotę wskoczyć sobie do gardeł. Mrok, jaki można było ujrzeć w ich oczach, był zatrważający. Jakby wszelkie więzy krwi, które ich łączą, dawno przestały mieć znaczenie w ich relacjach. To sprawia, że coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jak poważny jest ten konflikt. Chcę pomóc im obojgu, bo wierzę mocno w to, że są dobrymi ludźmi, którzy tylko potrzebują podnieść się z dna, na którym ugrzęzli. A kiedy już się podniosą, powróci do nich radość, lekkość serca i spokój. Bo obaj na to zasługują.
Próbuję ochłonąć po tym, co przed momentem miało miejsce. Przysypiam na kilka minut.

PRZY TOBIE || QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz