1. Prawdziwy dom

691 33 20
                                    

Pierwsze dni po powrocie do Polski były przepełnione tęsknotą. Dziwnie było patrzeć na pokój w mieszkaniu, potwornie pusty i zimny, na moich współlokatorów, którzy byli pochłonięci własnym życiem. Nie mogłam się przyzwyczaić, że znów mówię w ojczystym języku, znów przemierzam Bałuty, znów jestem łodzianką. 

Przywiozłam trochę wina i makaronu oraz butelkę melonowego likieru, który kupiłam w sklepie z pamiątkami. Butelka miała kształt buta. Trudno było o bardziej oczywiste prezenty, ale przed wyjazdem z Dello nie zupełnie nie miałam głowy do porządnych zakupów. Mimo wszystko moi współlokatorzy — Miłosz i Malwina — wydawali się bardzo zadowoleni. Twierdzili, że za mną tęsknili. Że brakowało im tej trzeciej osoby, która czyniła życie trochę tańszym, a przede wszystkim znacznie weselszym. 

— Miałaś chyba ciężką podróż, co? — zapytała retorycznie Malwa. Zrobiła mi jaśminową herbatę i zajęła miejsce przy wąskim stole w kuchni. Liczyła na opowieści. Miałam ich dziesiątki, a jednocześnie nie wiedziałam od czego powinnam zacząć. Obudziłam się na dobre. Zostawiłam dziwaczne, oniryczne Dello za sobą i starałam się myśleć wyłącznie o przyszłości. Mojej i Damiano.

— Nawet mi nie mów. Pociągi to koszmar. 

— Tłuc się przez pół Europy koleją, to brzmi jak umrzeć. U nas wszystko jest po staremu. Poza tym, że podnieśli czynsz.

— Cudownie. O ile?

— Łącznie trzy stówki, więc jakoś to przeżyjemy. 

Kiwnęłam głową. Po tak długiej nieobecności trudno było mi mówić. Poza tym, nadal słyszałam dudnienie pociągu, zupełnie jakby ten dźwięk wbił mi się w czaszkę i nie zamierzał opuścić jej tak łatwo.

— Jest jeszcze jedna sprawa — powiedziała po chwili Malwina. — U Miłosza w biurze szukają fakturzystki. A że znamy pewną studentkę ekonomii z łbem na karku, to chyba sprawa jest przesądzona, nie? No, chyba że brakuje ci supermarketu.

— Brzmi wspaniale — szepnęłam. — Ale nie wiem, czy uda mi się wszystko pogodzić, bo muszę przenieść się na studia dzienne. 

— A po cholerę?

— Bo w przyszłym roku zamierzam wyjechać na Erasmusa do Włoch.

Malwina głośno wypuściła powietrze.

— Okej... To brzmi tak, jakby bardzo dużo się wydarzyło. Aż się boję.

— Poznałam kogoś — powiedziałam po prostu. — Zeszliśmy się, że tak to ujmę. 

— Facet czy baba?

— Facet.

— Fuj! Hetero! — zaśmiała się Malwina. — Nie obchodzi mnie co tam robicie, ale za bardzo się nie obnoście, dobrze?

Zachichotałam. 

— Chcesz go zobaczyć? — wyciągnęłam komórkę z kieszeni bluzy i weszłam na Facebooka. 

— Jeszcze pytasz? O, fajny! Ma kolegów? Chcę wiedzieć dla znajomej.

Zaśmiałam się szczerze. Tak, jak nie śmiałam się od dawna. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo brakowało mi Malwiny. Może nie byłyśmy przyjaciółkami od serca, ale zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. Malwa była tym typem człowieka, który nigdy nie powie wprost, że cię lubi, a każdą poważną sytuację przerobi na kiepski dowcip. A jednocześnie była nieoceniona, gdy chodziło o pomoc, czy zwykłe wygadanie się. Mówiła dużo i głośno, ale zawsze wiedziała, kiedy trzymać język za zębami. Tak, naprawdę mi jej brakowało.

Sen zimowy ||18+|| Damiano David ff|| KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz