Rozdział 3

623 23 22
                                    

Po tym jak usłyszałam krzyk, szybko pobiegłam w jego stronę. Na wszelki wypadek kryłam się za drzewami. Gdy byłam już blisko źródła dźwięku ukryłam się w krzakach. Okazało się, że był to Robert, ale nie był sam. Widziałam jak zaciągał do swojego samochodu jakąś dziewczynę. Niestety nie była to jakaś randomowa osoba. Była to moja sąsiadka. Jedyna osoba, która była dla mnie miła cały czas. Często uciekałam do niej do domu od coci, pod pretekstem pomocy w nauce (Była nauczycielką matematyki i niestety nie uczyła w mojej szkole). Widząc ją wyrywającą się Robertowi zdenerwowałam się. Widziałam też, że Robert przykładał jej biały materiał do ust. Tak jak myślałam, chwilę potem pani Ella (bo tak miała na imię) zemdlała. W tym momencie w mojej głowie pojawił się głos. Szeptał do mnie żebym go zabiła za to co uczynił. Przez chwilę wachałam się ale zapadłam w dziwny trans. Nie wiedziałam co robię. Gdy Robert wkładał ją do samochodu, podkradłam się do niego od tyłu. I jakimś idiotycznym trafem stanęłam na jedyną gałązkę, która była na drodze. Robert błyskawicznie obrócił się w moją stronę.
-O proszę, proszę. Moja przyszła pracownica. Co za niespodzianka. -Gdy mnie zobaczył rozluźnił się. Stracił czujność to był dla mnie najlepszy moment.
-Ktoś ci kiedyś mówił, że pachniesz i wyglądasz jak żul? -Odparłam najspokojniej jak mogłam.
-Oj kwiatuszku nie dam się tak łatwo wyprowadzić z równowagi.
-W takim razie jakim prawem twoja ofiara właśnie uciekła?
-CO!?!? W tym momencie błyskawicznie się odwrócił. -To był jego największy błąd. Wyjęłam scyzoryk z kieszeni i sprawnie wbiłam mu go w plecy. Wrzasnął i poleciał z niego strumień krwi. Upadł patrząc się na mnie jak na psycholkę. Zaśmiałam się widząc jak drżąc na ziemi sięga do spodni. Nie miałam przy sobie broni, ponieważ scyzoryk został w jego plecach. Podeszłam i z całej siły kopnęłam go w brzuch. Zwinął się kaszląc krwią. Nagle zorientowałam się co takiego zrobiłam.
-C-co ja zrobiłam...? -Powiedziałam to tak, żeby Robert nie usłyszał. Byłam tak zmieszana, że nie zauważyłam jak moja ofiara sięga paska spodni. Po chwili usłyszałam strzał i poczułam piekielny ból w ramieniu. Zasyczałam przeklinając i schyliłam się łapiąc za ramię.
-Zapłacisz mi za to. -Wycedziłam cicho przez usta. Gdy Robert chciał znowu strzelić szybko podeszłam do niego. Usłyszałam wystrzał lecz tym razem mnie nie trafił. Wystarczająco szybko uchyliłam się, a pocisk tylko musnął mnie w brzuch. Jak najszybciej kopnęłam jego rękę. Broń wyleciała jakiś metr od niego. Sięgnełam po nią, znowu nie wiedziałam co robię. Wycelowałam w jego dłoń, po chwili wystrzeliłam pocisk. Rozległ się krzyk, krew wyleciała na wszystkie strony. Robert przeklinał i trzymał za swoją przestrzeloną rękę. Zajrzałam do jego samochodu była tam lina. Właśnie tego potrzebowałam. Wzięłam ją i znowu podeszłam do wijącego się Roberta. Mimo bólu w ramieniu zaciągnełam go bliżej drzew. Wybrałam odpowiednie drzewo i przywiązałam linę do jednej z gałęzi. Drugi koniec liny przywiązałam da nadgarstka Roberta. Wiercił się i wyrywał mimo to udało mi się to zrobić.
-Co ty robisz psychopatko!?
-Zobaczymy ile tu wytrzymasz. -Zaśmiałam się i zawiązałam linę w taki sposób, że gdyby Robert próbował się wyrwać lub odwiązać pokuły by go ciernie. Gdy byłam młodsza byłam harcerką. I byłam jedną z osób, które najlepiej wiązały supły. Ale wróćmy do Roberta. Postanowiłam go tam zostawić, i tak się wykrwawii. Samemu postanowiłam wrócić do domu, lecz gdy tylko się ruszyłam. Poczułam wielki ból, zaczęłam iść w las. Oczywiście żeby wrócić do domu. Szłam z trudem, w pewnym momencie prawie upadłam. Oparłam się o drzewo i zsunełam się na ziemię. Do domu jeszcze z 40 minut drogi.
-Nie wytrzymam. -Westchnęłam po czym oparłam głowę o pień. Przed moimi oczami powoli robiło się czarno. Zasnęłam

                         ***
Obudziłam się w łóżku. Usiadłam i rozejrzałam się. Byłam w jakimś pokoju, nie moim. Był skromy ale bardzo ładnie urządzony. Spojrzałam na siebie, moja rana była opatrzona, a ja miałam na sobie piżamę. MOJĄ ULUBIONĄ PIŻAMĘ!! Dobra nie ważne, z trudem wstałam. Spojrzałam na łóżko, leżały tam ciuchy i jakaś karteczka. Na niej napisane było, żebym się ubrała i zeszła na dół. Bicz da fak. |: Nie wiedziałam co o tym myśleć. No wyobraź sobie, że budzisz się w nie swoim łóżku na któryn leży ubranie i kartka z napisem "No elo ubierz się i cho na dół". Fajnie by było cnie? Dobra nie ważne, postanowiłam się ubrać w te ciuchy, bo co jak co ktoś z tąd musiał mi opatrzeć ranę. Strój złożony był z białej koszulki, czarnych spodni (lekko porwanych) i ciemno-niebieskiej bluzy z suwakiem. No nie powiem wyglądałam zaczepiście. Przed wyjściem z pokoju zaczęłam związywać włosy w (jakaś fryzura którą lubisz). Już miałam łapać za klamkę gdy ktoś z drugiej strony otworzył drzwi. Dostałam mocno w nos i upadłam do tyłu na podłogę.
-O jezu, przepraszam. Powinienem był zapukać ale myślałem, że być może jeszcze się nie obudziłaś. -Spojrzałam w stronę głosu, stał tam chłopak. Średni wzrost, brązowe włosy i... Szara skóra oraz oczy, ... a raczej brak oczu. Gdzie ja trafiłam? Na inną planetę, do arei 51? Siedziałam tam tak na podłodzę nie zwracając uwagi na to, że chłopak wyciągał do mnie rękę. Musiał zauwa-..wyczuć, że tak się na niego gapię i toczę walkę z moimi myślami.
-Mmm.. Wiem, że muszę wyglądać na jakiegoś kosmitę ale nim nie jestem. Nazywam się Eyeless Jack, ale możesz mi mówić po prostu Jack. I przepraszam, że uderzyłem cię drzwiami. -Jego słowa od razu mnie ocknęły. Wzdrygnęłam się i podałam mu swoją rękę. Szybko pomógł mi wstać.
-Ymmm, jestem Y/n. -Nie odwracałam wzroku od pustki, w miejscach gdzie powinny być oczy.
-No dobrze, i czy mogłabyś proszę przestać patrzeć się bez przerwy w moje oczodoły? Trochę mi nie komfortowo. Heheh
-O-okej. -Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam w ziemię. Jakim cudem wiedział, że się mu przyglądałam? Dobra nie ważne.
-A i chodź za mną.
-Dobrze..? -Wyszliśmy z mojego pokoju i poszliśmy gdzieś. Gdy byliśmy przy jakimś tam pokoju, Jack zapukał do drzwi. Mimo to, że nie uzyskał odpowiedzi otworzył drzwi. Wszedł do tego pokoju i spojrza- khekhe odwrócił się w moją stronę. Chwilę się zawachałam. Wejdź dziecko, usłyszałam w głowie. 0-0
-Nie martw się on się tak komunikuje. -Odpowiedział jakby czytał mi w myślach. Albo po prostu wygląda to, na zbyt oczywiste. Znaczy "wygląda". ;- ;
-Okej? -Weszłam do tego pokoju, po czym jack wyszedł. W tym pomieszczeniu była postać, którą widziałam już 2 razy. Wytrzeszczyłam oczy i nie mogłam uwierzyć. Tajemnicza postać, którą uwarzałam za wytwór mojej wyobraźnie stał teraz ze mną twarzą w twarz.
-A więc, dzień dobry dziecko. Czy wiesz co tutaj robisz? -Zamurowało mnie to. Jakim cudem to coś mówi!? To nie posiada twarzy!! Żadnych ust, żadnych oczu. Nic! Tylko biała głowa. F*ck znowu się zamyśliłam!
-N-nie, nie wiem co tu robię.
-Dobrze, a czy wiesz co się z tobą ostatnio stało?
-Nooo... Ostatnie co pamiętam to- -Nie, nie mogę powiedzieć, że zabiłam Robertha. Jeśli przez to wpakuję się w kłopoty z policją? Wolę nie ryzykować. Tajemnicza postać przerwała mi moją wypowiedź.
-Wiem, że zabiłaś Roberta.
-C-Co?... A-ale.
-Ten chłopak, którego spotkałaś też jest mordercą.
-A-ale ja nie jestem mordercą!!! -To co powiedziała postać przeraziło mnie. Nie jestem mordercą, nie wiem co we mnie wstąpiło, że zabiłam Roberta.
-A jednak go zabiłaś.
-Ale, to w obronie sąsiadki! A właśnie... Co z nią?
-Przykro mi ale, gdy Robert strzelał w ciebie i nie trafił,... to trafił w kogoś innego.
-C-co...? -Po tych słowach zachciało mi się płakać. Jedyna ważna dla mnie osoba nie żyje. W dodatku trafiłam do jakiegoś dziwnego domu z mordercą i tajemniczą postacią bez twarzy. I jeszcze nie wiem czy tych morderców nie ma przypadkiem więcej, albo jakichś innych dziwnych postaci.
-Przykro mi... -Chciał coś powiedzieć, ale mu szybko przerwałam.
-W dupie to mam!!! -Po tych słowach wybiegłam z pokoju i.. Debilllll, kurw debil, nawet nie wiedziałam jak stamtąd wyjść. Z tego powodu udałam się do "mojego" pokoju. Rzuciłam się na łóżko i przeklinałam w poduszkę. Wstałam i podeszłam do okna, było za wysoko żeby zeskoczyć i uciec. Obok było drzewo, lecz nie mogłam się na nie wspiąć, w końcu moja rana nadal się nie zagoiła. Westchnęłam ciężko, uchyliłam to okno, żeby wpuścić trochę powietrza. Zawróciłam do łóżka, i prawie dostałam zawału.
-JAPIERDOLE!!! -Na łóżku obok mojego siedział E. Jack. Czytał sobie spokojnie książkę (Nwm jak ale ok? XD). Odwrócił głowę w moją stronę. Mimo to że krzyknęłam był oazą spokoju.
-Nie krzycz, bo uszy mnie bolą. -Odparł nadal spokojnie.
-Przestraszyłeś mnie!!! I jak ty w ogóle tu weszłeś tak, że cię nie zauważyłam! -Odparłam bardzo zirytowana.
-Zostawiłaś otwarte drzwi. -Chłopak zamknął książkę i ją odłożył na półkę.
-K-kiedy!!! -Byłam mocno zdenerwowana. Miałam nadzieje, że nie widział jak beczę.
-Jak przeklinałaś w poduszkę. Na początku chciałem do ciebie podejść i cię pocieszyć. Ale w końcu uznałem, że powinnaś trochę pomyśleć i się uspokoić.  Kurww widział to wszystko fajnie, nie no fajnie.
-Spokojnie też wiem jak to jest stracić kogoś, kogo się kocha.
-Jeśli mogę zapytać..., kogo straciłeś...? -Westchnęłam ciężko i usiadłam na łóżku odwracając się w stronę Jacka.
-Rodziców. Ktoś specjalnie doprowadził do wypadku samochodowego, żeby zginęli.
-A twoje oczy? -Zapytałam dosyć nie pewnie.
-Ten "ktoś" potem porwał mnie i oddał komuś kto właśnie mnie pozbawił tych oczu, tak samo jak mojej jednej nerki. Może teraz ty coś powiesz?
-Moja mama popełniła samobójstwo kiedy byłam mała, a tata umarł przez chorobę kilka lat później. Potem zamieszkałam z ciocią, która miała znaczy ma problemy psychiczne. Wyżywała się na mnie gdy była zdenerwowana. Mimo to lubiłam ją, dopóki nie chciała mnie zmusić do pracy z Robertem.
-Też niezbyt kolorowo. -Chłopak delikatnie się zaśmiał. Ja w sumie też.
-A i ta wcześniejsza postać bez twarzy to Slenderman. Umie czytać w myślach więc uważaj. Radzę pilnować o czym się myśli.
-Co...? Nie... żartujesz teraz.
-Akurat nie.
-Czuję się niekomfortowo z tym, że ktoś czy tam coś może mi przeglądać wszystkie myśli.
-Też się tak na początku czułem, ale nie martw się, w końcu się przyzwyczaisz.
-Jak to się przyzwyczaję? Ja chcę wrócić do domu..
-Przykro mi ale to nie możliwe. Policja wie że to ty zabiłaś Roberta. W tym momencie cię szukają.
-J-jak to? Ja... nie chcę tu być.
-Po za tym i tak Slenderman nie może cię z tąd póścić. Wiesz o nim i o tym miejscu. Dlatego albo zostajesz tutaj, albo musisz zginąć.
-Co...? J-Ja.
-Dobra, chodźmy spać jutro o tym pomyślisz.
-Masz rację. -Położyłam się i przykryłam nawet się nie przebrałam ale co tam. Zobaczyłam jeszcze Jacka wstającego, żeby zgasić światło. Po czym zasnęłam.

»Thank You For Everything« (Masky x reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz