Gdy byliśmy już w rezydencji, skierowałam się do mojego pokoju. Wzięłam jakieś ciuchy i miałam już wychodzić.
-Płakałaś?
-..Taaa-Odpowiedziałam bezookiemu trzymając klamkę od drzwii.
-Co się stało?
-Zabiłam swoją ciotkę...
-Oj przepraszam, że spytałem.
-Jest ok, nie musisz przepraszać. A po za tym to staneła się jeszcze jedna rzecz.
-Jaka?
-Nie ważne. ;- ;
-Okejjjjj. Dziwneeee.
-Dobra idę się umyć. -Szybko wyszłam z pokoju i poszłam się umyć.***
Siedziałam na krześle w kuchni jedząc i rozmyślając o tym co zrobiłam wcześniej i o tym czy zostać proxy. Spojrzałam na zegarek, 01:07. W rezydencji było bardzo spokojnie, inni spali. No jednak prawie wszyscy, ponieważ do kuchni weszły jeszcze dwie osoby. Byli to Jeff i Nina, gdy ich zobaczyłam wybuchnęłam niepochamowanym śmiechem. Dziewczyna tuliła się do niego i próbowała go pocałować, a chłopak bez przerwy ją odpychał.
-Japa..! -Warknął w moją stronę czarnowłosy. Nina gdy mnie zobaczyła zrobiła zniesmaczoną minę i nadal próbowała pocałować Jeffa.
-Ciężkie życie nie? -Powiedziałam to ledwo wstrzymując śmiech.
-I to nie wiesz jak...
-Jak to ciężkie?! Jeff przecież masz mnie!!! Co ja się nie liczę!!? Zdradzasz mnie!?!? -Wykrzyknęła płacząc dziewczyna.
-Nie jesteśmy nawet razem... -Teraz dopiero zobaczyłam jaki jest zmęczony. Nina musiała niedawać mu spokoju.
-Nie możesz po prostu jej wywalić?
-Gdyby to było takie proste.
-Ale Jeff przecież cię kocham, a ty mnie też!
-Chętnie bym ci pomogła, ale nie mam do tego powodu... -Chłopak spojrzał na mnie.
-Dam ci dychę.
-C-CO ALE- Nie dałam dziewczynie dokończyć i siłą ściągnełam ją z chłopaka (co nie było łatwe, bo dziewczyna trzymała się go jak rzep ;- ;). Zanim zdąrzyła cokolwiek zrobić wywaliliśmy ją z Jeffem za drzwii. Przytrzymaliśmy klamkę, żeby Nina nie dała rady wejść. Dosyć długo się dobijała, lecz po chwili przestała.
-ZABIJE CIĘ ZOBACZYSZ!!! -Wydarła się na całe gardło i poszła w swoją stronę. Jeszcze chwilę blokowaliśmy drzwi na wszelki wypadek. W końcu się od nich odsuneliśmy i usiadłam na krześle.
-Dzięki... -Chłopak właśnie chciał coś wyciągnąć z szafki ale go zatrzymałam.
-Jeśli jesteś głodny możesz zjeść moje, ja i tak już się najadłam.
-Dzięki. -Jeff zamknął szafkę i usiadł na przeciwko mnie. Przysunełam do niego talerz a on zaczął jeść. Podeszłam do okna w kuchni i je otworzyłam. Od razu zrobiło się przyjaźnie chłodno.
-A więc... jak się tu dostałaś? -Chłopak spróbował zacząć rozmowę.***
Tak się zagadaliśmy, że nawet nie zauważyliśmy kiedy minęły nam 4 godziny. Uświadomiliśmy to sobie gdy do kuchni wszedł Masky. Na początku zdziwiliśmy się dlaczego nie śpi o tej godzinie ale gdy zajrzałam w zegarek, uświadomiliśmy sobie że niespaliśmy całą noc. Spojrzeliśmy razem z Jeffem na Masky'ego.
-Nie śpicie? -Był nieźle zaskoczony. -Szczególnie ty Jeff, to do ciebie nie podobne, że nie śpisz o tej godzinie.
-A tak w sumie to razem z Y/n nie spaliśmy całą noc.
-Oh, okej. -Wydawało mi się, że chłopak nie był zadowolony ale pewnie to tylko moja wyobraźnia. -A tak zostajesz proxy Y/n?
-W sumie... dlaczego nie? Pójdę do Slendermana i mu powiem, że zostanę proxy. -Nie wiedziałam skąd ta pewność się wzieła, ponieważ jeszcze o tym nie zdecydowałam. Wstałam i wyszłam z kuchni. Nie wiem czy po prostu chciałam uniknąć jego wzroku czy co? No ale wróćmy do rzeczywistości. Szłam spokojnie do pokoju Slendermana. Zapukałam do drzwii i po odpowiedzi weszłam do środka.2 tygodnie później
Leżałam na łóżku w spokoju czytając książkę. Już poznałam większość osób mieszkających w rezydencji. Ja z Jeffem i E. Jackiem zaprzyjaźniliśmy się dobrze ze sobą. Jeśli chodzi o Maskyego to nie rozmawialiśmy za często ale miałam wrażenie, że mnie obserwuje. Zazwyczaj to ignorowałam ale często próbowałam przyłapać chłopaka na obserwowaniu mnie. Co zresztą mi się nie zabardzo udawało. Po tym jak powiedziałam Slendermanowi, że zostanę proxy zaczęłam się szkolić. Treningi miałam zazwyczaj z Tobym i Hoodie'm ale zdarzało się też, że szkolił mnie Masky. Były to jedyne sytuacje kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Po tych treningach zazwyczaj spędzałam czas poza rezydencją (chodziłam po lesie). Nagle ktoś zapukał do moich drzwi.
-Proszę! -Drzwi powoli się otworzyły a w nich stanęła Sally.
-Pobawisz się że mną? -Wstałam i podeszłam do małej.
-Dobrze, a w co chcesz się bawić? -Po mojej odpowiedzi dziewczynka chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do swojego pokoju. Przez pół godziny bawiliśmy się lalkami i misiami. Potem Sally się to znudziło i chciała porysować. Na to minęło mam kolejne pół godziny. Spojrzałam na zegarek w telefonie, była 15:13. Musiałam już iść bo za dwie minuty miałam trening. W dodatku tym razem był to trening z Maskym. Na który bardzo nie chciałam się spóźnić.
-Dobra Sally ja muszę już iść.
-Dlaczego...? -Dziewczynka posmutniała.
-Przykro mi ale mam za chwilę trening.
-A okej... Ale później się ze mną pobawisz! Okej?
-Okej! -Wyszłam szybko z pokoju Sally i pobiegłam do miejsca, w którym trenowałam. -Spojrzałam na zegarek. Była 15:17, spóźniłam się o dwie minuty.
-Jestem! -Powiedziałam zaraz jak weszłam. Maskym opierał się o ścianę.
-Co tak długo?
-Spóźniłam się tylko dwie minuty. Więc nie przesadzaj. -Chłopak nie odpowiedział. Po prostu wstał i złapał za jakąś broń.
-Co będziemy dzisiaj robić?
-Wybierz jakąś broń będziemy walczyć. A raczej z twoimi marnymi umiejętnościami, będziesz leżeć na podłodze zwijając się z bólu. -Zabolało mnie to trochę ale nie pokazywałam tego po sobie. Podeszłam do stolika z broniami. Spojrzałam na niego ale nic mnie nie zaciekawiło. Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam z niej scyzoryk.
-A mogę po prostu walczyć scyzorykiem?
-Jeśli nie jest tępy jak ty, to tak.
-Przestaniesz mnie bez przerwy obrażać? -Spojrzałam na niego. W ręce miał nóż, którym się bawił.
-Dlaczego miałbym przestać? Denerwuje cię to? Jeśli tak, to właśnie bardzo dobrze. -Westchnęłam i podeszłam do niego.
-Zaczynamy? -Chłopak w jednej chwili zamachnął się na mnie. Na szczęście zdąrzyłam odskoczyć.
-Masz 3 minuty na chociaż zranienie mnie scyzorykiem. I uważaj bo nie będę dawać co fory. -Powiedział nadal mnie atakując. Dosyć dobrze mi szło unikanie jego ciosów. Ale sama obrona mi nie wystarczy, musiałam go zranić. Obserwowałam jego ruchy. Po chwili udało mi się stwierdzić, że chłopak unika zranienia mnie. Dało mi to szansę. Spróbowałam zmienić swoją pozycję i przejść do ataku. Po chwili mi się udało ale zaraz po tym gdy miałam zaatakować, chłopak złapał mnie i przygwoździł do podłogi.
-Skończył ci się czas.
-Okej ale najpierw mnie puść. -W tej pozycji wyginął mi ramię. W dodatku to które wcześniej zostało postrzelone. Mimo, radna już się mniej więcej wygoiła dosyć bardzo bolało.
-Sorry. -Masky mnie póścił i wstał. Po czym wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją i z jego pomocą wstałam.
-Nie jesteś chory przypadkiem?
-Co?
-Właśnie pomogłeś mi wstać. Co się jeszcze nigdy nie zdarzyło bo zazwyczaj jesteś strasznie chamski.
-Wolisz jak jestem chamski?
-Nie powiedziałam tak.
-To się zamknij. -Chłopak znowu mnie zaatakował. Tak jak za pierwszym razem, nie udało mi się. Znowu przegrałam przez czas. Kilkanaście następnych prób także zwaliłam. W końcu byłam tym zmęczona.
-Bożeeeee, nigdy mi się to nie uda. Mam wrażenie, że przez te dwa tygodnie niczego się nie nauczyłam. -Siedziałam na podłodze załamując się.
-Nie prawda.-...?
-Właśnie że nie. Umiesz uczyć się na swoich błędach. Dużo ludzi chciałoby tak umieć. A twoje umiejętności w porównaniu do pierwszego treningu dużo wzrosły. -Nie wiedzieć czemu te słowa dodały mi energii. Wstałam z podłogi i otrzepałam się z brudu.
-Kurczę nie spodziewałam się, że pochwali mnie ktoś taki jak ty.
-Co masz na myśli mówiąc "ktoś taki jak ty"?
-Nic. -W tym momencie szybko zaatakowałam chłopaka. Chciałam wykorzystać atak z zaskoczenia. Prawie mi się udało ale Masky na czas się uchylił. Nie zamierzałam się od razu poddać więc znowu się na niego zamachnęłam. Tym razem było bardzo, bardzo blisko. Niestety w ostatnim momencie chłopak podłożył mi nogę. Straciłam równowagę i upadłam na Maskyego. Znaleźliśmy się w dosyć dwuznacznej pozycji. Moja noga była pomiędzy jego, a nasze twarze niemal się stykały. Oboje wręcz natychmiast spłoneliśmy rumieńcem.
-P-przepraszam ja... -Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ chłopak obrócił nas tak, że to on teraz był nade mną. Wtedy złączył swoje usta z moimi. Po chwili zamknęłam swoje oczy, ręce wplątałam w jego włosy i odwzajemniłam pocałunek. W tej chwili usłyszeliśmy otwierające sie drzwi. Oboje szybko oderwaliśmy się od siebie i odwróciliśmy się w stronę nieproszonego gościa. Okazało się, że był to Jeff.
-Mhmm to dlatego się tak na Y/n patrzyłeś przez te 2 tygodnie. Myślałeś, że nie zauważę?
-Jeśli to zauważyłeś to czemu bez przerwy z nią gadałeś.
-A bo ja wiem. -Jeff wzruszył ramionami.
-Chcesz wyprowadzić mnie z równowagi?
-Mógłbym. Ale po co?
-Tego o nie wiem ale jesteś takim typem, który mógłby tak robić.
-Nie chcę przeszkadzać w niezwykle iteresującej rozmowie ale czy mógłbyś ze mnie zejść? Nie jest tu zbyt wygodnie. -Nadal byliśmy w tej dwuznacznej pozycji dlatego chciałam, żeby ze mnie zszedł. Szczególnie, że w pomieszczeniu był jeszcze Jeff.
-Dlaczego? Mi jest tu bardzo wygodnie. -Na słowa Maskyego spłonełam rumieńcem i odwróciłam głowę.
-To ja nie przeszkadzam. -Jeff szybko wyszedł i zamknął za sobą drzwi. -Teraz zielonooki odbrócił ręką moją twarz tak, żebym patrzyła na niego.
-Kontynuujemy jak sobie poszedł? Czy nie? -Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Tylko zasłoniłam twarz dłońmi, żeby chłopak nie widział moich rumieńcy.
-Uznam to jako nie. -Po tych słowach Masky odsunął moje dłonie z mojej twarzy. I znowu mnie pocałował. Tym razem krótko, ponieważ szybko wstał i wyszedł.__________________________________
Macie kolejny rozdział. ( ͡° ͜ʖ ͡°)Mam nadzieje,
że go nie zepsułam
tą sceną. ( ಠ-ಠ )
CZYTASZ
»Thank You For Everything« (Masky x reader)
General Fiction|Jest to opowiadanko dla mojej siostry ciotecznej i w dodatku moje pierwsze dlatego proszę o wyrozumiałość😅| Y/n jest to dziewczyna, która gdy była mała straciła matkę a niedługo potem ojca. Przez resztę okresu dojżewania dorastała z chorą psychic...