Rozdział 4

523 18 19
                                    

Obudziłam się dosyć rano. Spojrzałam na łóżko Jacka. Nie było go, pewnie wstał. Sama też tak postanowiłam to zrobić. Tak samo jak wczoraj, na moim łóżku znowu leżały czyste ciuchy. Tym razem była jasno-szara bluska, jasne dresy i duża czarna bluza. Przebrałam się w to, rozczesałam włosy palcami i wyszłam z pokoju. Nie wiedziałam gdzie iść dlatego postanowiłam iść w stronę gdzie był gabinet czy tam pokój Slendermana. Nie przeszłam zaledwie 5 kroków i usłyszałam dziecięcy głos.
-Pobawisz się ze mną? -Spojrzałam się w tamtą stronę i nie wiedziałam co powiedzieć. Przede mną stała mała dziewczynka z różową sukienką i wielkimi, błyszczącymi oczami. Wpatrywała się we mnie, a ja jak idiotyczny słup nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.
-Sally, nie zaczepiaj Y/n. -Okej nazywa się Sally, czaje. Znowu się odwróciłam i spojrzałam na Jacka. O bogowie mi go w tamtej chwili zesłali, po prostu bogowie. Spojrzałam na niego wdzięcznym wzrokiem.
-Chodź przedstawię ci resztę.
-Okej. -Jack wziął za rękę Sally i poszliśmy dalej. Gdy już doszliśmy chyba do salonu zobaczyłam tą resztę.
-Ej wszyscy proszę o chwilę uwagi. Przedstawiam wam Y/n. Y/n to... -I w tym momencie podbiła do mnie jakaś dziewczyna.
-Pamiętaj, nie zbliżaj się do Jeffa! Jest mój!!! -Miała czarne włosy z różowym pasemkiem, białą nienaturalną cerę, fioletową bluzę, spódniczkę i skarpetki w paski. Lecz, żadna z tych rzeczy tak naprawdę nie przykuła mojej uwagi. Byłam za bardzo skupiona na jej... rozciętych policzkach, na krztałt uśmiechu. W dodatku nie miała powiek. Wyglądało to przerażająco. Mimo to uznałam, że jej odpowiem.
-Jezz. Nawet nie wiem kim ten "Jeff" jest. Nie widziałam go na żywe oczy.
-Ja jestem Jeff. -Usłyszeliśmy zaraz z tyłu. Odwróciłam się w jego stronę i znowu zamarłam. Tak samo czarne włosy, biała skóra, brak powiek i rozcięte policzki. Mimo to zachowałam zimną krew. Postanowiłam być troche chamska, bo... bo tak.
-To za przeproszeniem, weź sobie swoją "dziewczynę". I zabierz ją jak najdalej ode mnie. Bo nie za bardzo chyba się polubimy. -Odparłam spokojnie i z lekkim uśmiechem.
-Tss to nie jest moja dziewczyna! Tylko idiotyczna fangirl, która zawsze działa mi na nerwach.
-ALE JEFF PRZECIEŻ MNIE KOCHASZ!!! -Szlochnęła, krzycząc dziewczyna.
-O Jezuu znowu się zaczyna. Nina będzie teraz tak wrzeszczeć jeszczę z 20/30 min. -Westchnął Jack.
-To ten ja bym z tąd się ulotniła. -Szurchnęłam Bezokiego w ramię, a on odwrócił się w moją stronę.
-Dobry pomysł.- Mruknął dosyć cicho i zaczęliśmy gdzieś iść. Podeszliśmy do jakiegoś blondyna, który swoją drogą bez przerwy grał. Mogę się założyć, że nawet nas nie zauważył. Chłopak ten na oko był dosyć niski, a jego zielone ubranie przypominało ubranko krasnala. Z tyłu słyszeliśmy szloch Niny.
-Ej Ben nie wiem czy zauważyłeś ale mamy nową osobę, którą przed chwilą przedstawiałem.
-Yy Co!? Nie! Kur-(w tym momencie zauważył Sally) czaczki pieczone.. Przegrałem! Wszystko przez ciebie -Pokazał palcem na Jacka. W tym momencie zobaczyłam jego oczy te białka(Nwm jak opisać) były czarne, a źrenica i tęczówka były czerwone. W dodatku wypłuwała z nich czarna maź podobna do krwi. Niecodzienny widok. ;- ; Moje rozmyślania przerwał nagle odzywając się Jack.
-Idioto spójrz może kto koło mnie stoi. -Wskazał na mnie głową.
-No? To co że tu stoi?
-Debil... -Szepnął Jack.
-A! Czekaj co? Yyyy Ben jestem.
-Y/n. -Odpowiedziałam mu dosyć grzecznie.
-Dobra ten ja wracam do gry. I macie mi tym razem nie przeszkadzać. -Odpowiedział szybko i znowu zatopił się w grze.
-Chodź pójdziemy do kuchni zrobię ci coś do jedzenia. -Wziął mnie za rękę, ale zachwilę jakby zoriętował się co robi i szybko ją zabrał. Na jego twarzy pojawił się leciutki rumieniec jak i na mojej.
-Yyy p-przepraszam, zamyśliłem się... -Chłopak złapał się za ramię i je chwilę pomasował.
-N-nic się nie stało. Chodźmy już do tej kuchni. -Odparłam cicho. Chwilową drogę do kuchni przeszliśmy w ciszy. Gdy już byliśmy na miejscu Jack odworzył lodówkę.
-Co chcesz do jedzenia? -Zapytał się uśmiechając lekko.
-Znaczy zależy co jest? -Zaczął mi wymieniać co jest. Szybko wybrałam jedną rzecz.
-To poprosiłabym (wymyśl se jakieś śniadanie). -Po chwili jedzonko było już gotowe. Przy okazji Jack zrobił też nam kawę (jak nie lubisz to kakao albo herbatę). Gdy już zjedliśmy, usłyszałam w głowię głos. Domyśliłam się, że Slendermana. Wezwał mnie do jego gabinetu.
-Ok Jack Slenderman chce żebym do niego przyszła.
-Dasz radę?
-Tak. A teraz idę. -Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do gabinetu Slendermana. Miałam dobrą pamięć więc nie było to trudne. Zanim zapukałam znowu usłyszałam jego głos. Wejdź dziecko. Tak jak powiedział, tak zrobiłam.
-Wzywałeś mnie Slendermanie. Pewnie mam podjąć decyzję?
-Tak. Prosiłem Eyless Jacka żeby ci powiedział.
-Zostanę tutaj.
-Czyli zostaniesz proxy?
-Kim zostanę? Zdziwiło mnie to troszeczkę.
-Moim pomocnikiem. Odparł Slenderman.
-Tylko.. pomocnikiem w sensie jakim?
-Będziesz zabijała na moją prośbę lub wykonywała jakieś misję.
-Mmm a mogę się jeszcze zastanowić? -Odparłam dosyć nie pewnie. Nie miałam do tego czegoś zaufania, ale Jack nie wyglądał jakby mu nie ufał. A on nie wygląda na idiotę. Więc jeszcze się zastanowię i zapytam Jacka czy jest proxy.
-Oczywiście dziecko. Czy tydzień wystarczy?
-Tak. Powinien wystarczyć. A teraz do widzenia. -Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam.
-Do widzenia

                            ***
Po wizycie u Slendermana chciałam poszukać Jacka. Jego jednak nigdzie nie było. Postanowiłam więc zwiedzić ten wielki dom. Dowiedziałam się gdzie jest wyjście, łazienka oraz mniej więcej poznałam rozkład korytarzy, a było ich tu dosyć dużo. Domyśliłam się, że to ze względu na wiele osób tutaj mieszkających. Przy okazji poznałam jeszcze dwie osoby. Na jedną wpadłam zza rogu i przedstawiła mi się jako Jane The Killer, czarne włosy, biała cera(jak u Niny i Jeffa) i maska na twarzy. Drugą osoba sama do mnie zagadała, przedstawił się jako Laughing Jack. Wyglądał jak clown, tylko że biało-czarny i w ogóle miał nos kurna na 10 metrów, bałam się że wydłubie mi nim oczy XD. I ogólnie pytał się mnie czy lubię cukierki i czy chcę jednego od niego. Of course odmówiłam mu, ponieważ kto normalny podchodzi do kogoś i pyta się go czy chce cukierka. No tak to robią zazwyczaj pedofile, no nie oszukujmy się. Po za tym i tak nie ufam nowo poznanym osobom. Po zwiedzaniu była 17:24 i poszłam do swojego pokoju, gdzie się położyłam. Przysnęłam sobie chwilkę. Obudziłam się o 15:04, a raczej to Jack mnie obudził.
-Jezłus so jeszt? -Odparłam sennym głosem. Jack na te słowa wskazał na ranę. O Jesus Christ, moja koszulka miała na sobie dosyć dużą plamę od krwi.
-Ja niemogeee, zapomniałam. -Odpowiedziałam szlochającym głosem.
-Masz koszulke na zmianę? -Powiedział na moją reakcję bezooki.
-Niee.
-Pożyczyć ci?
-Jakbyś mógł.
-Nie martw się później pójdziesz do swojego domu i załatwisz sobie stamtąd jakieś ubrania i rzeczy.
-Okej. -Jack wstał, wyjął jakiąś koszulkę i mi podał. Podniosłam się z łóżka, wzięłam jego koszulkę i chciałam już wyjść.
-Wiesz gdzie łazienka i bandaże?
-Nie wiem gdzie bandaże.
-Druga górna szafka.
-Dzięki! -Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Wyjęłam stamtąd apteczkę i.
-Ja niemogee. Jak ja mam jedną ręką opatrzyć ranę? -Odparłam jęcząc.
-Potrzebujesz pomocy? -Usłyszałam z tyłu lekki śmiech.
-...Jak żeś tu wlazł?
-Nie umiesz zamykać drzwi.
-A czemu za mną poszedłeś?
-Myślisz, że jestem głupi?
-A to nie jesteś? -Wybuchliśmy chwilowym i cichym śmiechem.
-Dobra daj pomogę ci. -Wyciągnął do mnie rękę. Już miałam dać mu bandaże ale się zorientowałam, że wtedy będę musiała zdjąć koszulkę.
-T-tylko ty wiesz, że ja będę musiała zdjąć koszulke.
-Nie wiem czy wiesz ale nie widzę, po za tym nie jestem zboczeńcem.
-Ale i tak! Poradzę sobie sama!
-Dobra to pójdę po Jane, może być księżno?
-Tak plebsie. -Odparłam lekceważącym głosem, żeby wpasować się w rolę. Jack wyszedł i usłyszałam cichym głosem.
-Ehhh dziewczyny.
-Słyszałam to!!!
Po chwili Jack wrócił z czarnowłosą dziewczyną.
-Dobra wyjdź to ją opatrzę. -Dziewczyna wskazała na drzwi, na co Jack szybko się ulotnił. Jane zamknęła drzwi na klucz.
-Pamiętaj zawsze się zamykać bo niektórzy nie umieją pukać.
-Mhm. -Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
-Pokaż mi te ranę. -Odwróciłam się tak, żeby Jane miała dostęp do mojego ramienia. Zdjęłam koszulkę, ze względu że Jane była dziewczyną nie wstydziłam się tak bardzo. Uznawałm to za naturalne, ponieważ potrzebuję pomocy. Wydawało mi się, że Jane myśli tak samo, a dziewczyna wydawała mi się inteligętna i rozważna. Wyglądała też na starszą ode mnie więc tym bardziej. Po chwili miałam na sobie czysty bandaż. Był starannie założony, lecz nie tak bardzo jak wcześniej. Wcześniejszy opatrunek musiał być założony przez kogoś kto napewno musiał się na tym bardzo znać.
-Jane?
-Tak?
-Wiesz może kto mi wcześniej zakładał opatrunek?
-Nurse Ann. Była pielęgniarką i jak możesz się domyślać też jest mordercą jak ja.
-Okej. Dobrze, że nie chłopak.
-Mhmm ja już idę. Narazie.
-Cześć. -Jane szybko wyszła, a ja sprzątnełam bałagan. Potem postanowiłam pójść na spacer.

__________________________________
Przepraszam, że tak długo ale szkoła. 😓

»Thank You For Everything« (Masky x reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz