#7

269 12 0
                                    

Per. Harry

Szybko wstałem od stołu, gdy tylko zauważyłem jak profesor Snape robi to samo. Sam nie wiem, po co mi to było, ale teraz głupio było znowu usiąść. Tak więc skierowałem swoje kroki do wyjścia z Wielkiej Sali, kiedy przekroczyłem już rozchylone do połowy drzwi, ktoś złapał mnie za rękaw. Nim zdążyłem zaprotestować, osoba zabrała mnie aż pod schody wieży Astronomicznej.

Zdziwiło mnie to miejsce, w końcu kręci się tu wielu innych uczniów, to raczej nie jest dobre miejsce na pogaduchy. Bo zapewne właśnie po rozmowę ta osoba mnie tu przeprowadziła, jej czupryna mówiła wszytko. Rude krótkie włosy oraz piegowata buzia, Weasley jak się patrzy, jednak co on może ode mnie chcieć? Nie zaczął jeszcze rozmowy, więc postanowiłem przełamać tę ciszę.

- Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego tak bez powodu mnie tu zaciągnąłeś? Nic ci przecież nie zrobiłem.

Moje pytanie nie zrobiło na nim wrażenia, jakby nie usłyszał. Nie chciałem marnować czasu na rozmowę z nim, wiem dobrze, co mnie zaraz czeka. Trudna rozmowa z profesorem zapewne w jego gabinecie, a potem ogłoszenie półrocznego szlabanu.

W tej chwili przypomniało mi się, że muszę zapytać Daniela, czy przekona wujostwo, aby jednak wzięli mnie na święta. Wiem, że to żmudna droga, ale te dwa tygodnie spokoju od tego miejsca będą dla mnie ukojeniem. Przy okazji ominą mnie dwa szlabany, został mi czas do końca tygodnia. W przyszłym już święta. Nagle dostrzegłem, że usta Weasleya się zamknęły, musiał coś powiedzieć, ale ja nic nie usłyszałem. Zajęty tymi myślami zapomniałem gdzie i z kim jestem, trochę zrobiło mi się głupio.

- Mógłbyś powtórzyć, zamyśliłem się i nie usłyszałem. - Poprosiłem o powtórzenie, ale widać było, że nie mam na co liczyć.

- Było słuchać, a teraz...

- Panie Potter, do mojego gabinetu po pierwszej lekcji. - Przez chwilę nie zrozumiałem, jednak szybko do mnie doszło, kto mówił. Odwróciłem się, widząc jak profesor Snape patrzy na mnie z jawnym wyrzutem. Zaczynało być mi wstyd, że tak potraktowałem Nicolasa, chciał mi tylko pomóc, jak sam mówił.

Cofnąłem tę myśl, aby nie było tego widać, nie chciałem o tym teraz myśleć. Spojrzałem mu prosto w oczy, już nic w nich nie było, żadnego wyrazu, nic. Opuściłem oczy na podłogę, jakoś odechciało mi się dzisiejszego dnia. Wtem czyjaś ręka pojawiła się na ramieniu, dziwnie się poczułem, nigdy nikt nie okazał czegoś takiego wobec mnie. Chwilę potem zdałem sobie sprawę, że to nie był gest pociechy czy zrozumienia, bardziej nakazu.

- Myślę, że zrozumiałeś. Pogadamy sobie, raczej o szlabanie już wiesz, wieści szybko się rozchodzą. - Ostatnie słowa podkreśli, jakbym nie wiedział, że w tym zamku nic się nie ukryje. Zabrał tę zimną rękę i odszedł w przeciwnym kierunku, zapewne na swoje lekcje, właśnie tam są schody do lochów. Udałbym się tam, aby schować się w dormitorium i przez chwilę mieć spokój. Jednak nie jest mi to dane, każdy ma jakiś ze mną problem.

- Nie myślałem, że nasz wybraniec ma takie kłopoty. - Jak zwykle nic się nie zmienia.

Zamiast zacząć dalszą wymianę zdań, odwróciłem się w stronę sali do transmutacji, teraz czekały mnie dwie długie godziny lekcyjne pisania wypracowania. Nawet nie wyobrażam sobie, co dostanę z tego wszystkiego, lecz czekając już na nauczycielkę, zdałem sobie sprawę, że może nie jestem tak zły, jak wszyscy myślą. W końcu ślizgoni mnie akceptują jakoś, a dzięki temu może zdobędę osoby, które mnie zrozumieją. Ja nie chcę przyjaciół, bardziej jakichś kompanów czy coś.

Moje przemyślenia zostały zakończone, szukanie obcasów o płytki, nauczycielka się zbliża, a to oznacza zaczęcie lekcji. Wystarczy skupić się na materiale, a na pewno dam radę i dostanę co najmniej zadowalający.

Głębia naszych dusz / Voldarry/ Harrymort /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz