#12

149 9 0
                                    

Per. Harry

Kiedy świadomość zaczęła mi wracać, pierwszym uczuciem był strach i myśl.

Gdzie ja do cholery jestem!?

Pamiętałem mniej więcej jak to było, ale moje wspomnienia zakończyły się na jego opowieści o kamieniu. Kamieniu...filozoficznym, właśnie o nim, jednak reszty wieczoru jakby nie było. Teraz zacząłem znowu odczuwać skutki choroby i błogi sen był już tylko odległym marzeniem. Chciałem otworzyć oczy, bo wiedziałem, że coś się dzieje. Zamiast leżeć na kanapie w gabinecie Quirrell'a, wydawało mi się, że ktoś mnie niósł.

Ból głowy dał mi znać, a ja starałem się przekręcić, wtedy ten ktoś przystanął. Słyszałem, jak jego serce przyspiesza, a ręce trzymają mnie mocniej. Jakbym w każdej chwili mógł wypaść, co było prawdopodobne. Próbowałem zapytać się, o co chodzi, co się dzieje, ale mięśnie mojej twarzy dalej były luźne. Jedyne co udało mi się wydusić to coś podobnego do mruknięcia.

Na myśl o tym przypomniał mi się kot sąsiadów, przebiegła gadzina. Zawsze unikał samochodów jak jakaś baletnica, wielu ludzi go znało, bo uwielbiał się wylegiwać na ulicy. Wszyscy się zatrzymywali, trąbili, aż kot zszedł im z drogi. Sam się nie raz pytałem, dlaczego, przecież prościej go przejechać. Jednak nikt nie chciał źle żyć z Brownami, mieszkali w tej dzielnicy chyba od zawsze, nie raz Daniel żartował, że każdy z mężczyzn z ich rodu ma tatuaż z adresem. Aby pamiętali, skąd pochodzą, tak to było, rodzice mieli tak z czwórkę dzieci, potem jedno z nich dostawało dom. A grzechem by było, aby ten dom poszedł w inne ręce, ta rodzina chyba tam wrosła. Ostatnio pani Brown zmarła, a do domu wprowadził się najmłodszy syn, który skończył studia ekonomiczne. Musi dojeżdżać dwie godziny do pracy, a i tak nie wyobraża sobie mieszkać gdzie indziej. Ten kot też się chyba stamtąd nigdzie nie wybiera, ma już 6 lat, ale starość jest chyba dla niego nieosiągalna. Skacze po płotach jak oszalały, drapie drzwi w innych domach, nie raz już kogoś podrapał.

Jednak to trwało do czasu pewnych wakacji, jeszcze zanim dostałem list. Miałem chyba wtedy jeszcze 8 lat, do jakiejś dziewczyny z dalszego domu przyjeżdżał pewien facet. Nie raz ciotka potrafiła siedzieć przy oknie, nawet dwie godziny obserwując, co tam się u nich dzieje. Szpiegowała ich po prostu, ale z drugiej strony oprócz opieki nad Danielem i Dudleyem nie miała żadnych atrakcji. Zawsze tak było, że sąsiedzi chcieli wiedzieć, co się dzieje tuż za płotem.

Wracając, kot stracił swój żywot na początku wakacji, było już w miarę ciepło. Ja jak zwykle robiłem coś w ogródku, chyba pieliłem kwiaty, ale to nie było trudne, na szczęście. Usłyszałem ryk samochodu, to musiał być on, bo nikt tu nie ma takiego samochodu. Kot leżał na samym środku ulicy, domyśliłem się, co może się stać, więc zacząłem wołać go. Nigdy za mną nie przepadał, ale miałem nadzieję, że zmądrzeje i przyjdzie.

Myliłem się, samochodu jednym szybkim ruchem stratował biednego Churcha. Nie wiem, czy do końca było mi go szkoda, po prostu sama świadomość, że już go nie będzie była najgorsza. Ja miałem tylko 8 lat, w sumie prawie 9, ale to nic nie zmienia. Śmierć to śmierć, jego też musiała dopaść, ale nikt się nie spodziewał, że tak szybko. Ten facet nawet się tym nie przejął, ja szybko wróciłem do domu i opowiedziałem o wszystkim.

Wtedy chyba po raz pierwszy, ciotka mnie przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze. Pierwszy i jedyny raz kiedy okazała mi miłość, nie, bardziej współczucie lub litość. Jednak tego mi było trzeba, od tamtej pory boję się mieć styczność ze zwierzętami. Bo wiem, że kiedy tylko stracimy je z oczu, możemy już nigdy ich nie zobaczyć. Mieć zwierzaka, kolegę na dobre i złe jest wspaniałe, ale jego krótki żywot jest wielkim minusem, którego się boję.

Głębia naszych dusz / Voldarry/ Harrymort /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz