Per. Harry
Dalej rozmyślałem o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Szczerze byłem mile zaskoczony, że poszło tak szybko i prosto. Korciło mnie, aby pójść na to trzecie piętro, tak czy siak spóźnię się na zielarstwo. Co mi szkodzi, poznam bardziej ten zamek, a może znajdę coś ciekawego. Nie, żeby mnie interesowało to miejsce, osobiście wolałbym, aby nie istniało. Im bardziej przekonuje się do tego miejsca, to i tak staram się go nienawidzić. Chociaż może nie będzie tak źle. Teraz musiałem już iść na zielarstwo, ale strasznie chciałem zobaczyć, co jest tam na górze. Jak jeden raz zrezygnuje z lekcji nic się nie stanie.
Wchodząc po schodach, wydawało się jakby były dwa razy dłuższe od innych. Stopnie zdążyły już popękać w niektórych miejscach, a pajęczyny ciągnące się na ścianach bardziej przypominały o Halloween niż o świętach Bożego Narodzenia. Najwidoczniej nikt tu nie sprzątał od dłuższego czasu, chyba że było to specjalne działanie. Aby nadać temu miejsca grozy, jakby było opuszczone.
Chciałbym powiedzieć, że to nie robiło na mnie wrażenia, ale to wszystko przypominało mi piwnicę wujostwa. Nienawidziłem tam siedzieć, kary w niej były najgorsze. Również ciocia wybierała najciemniejsze kąty w ich domu, aby o północy znowu prawić mi kazania. Oczywiście też, aby opowiadać mi szczegółowe historie o moich rodzicach. Muszę przyznać, że tutaj ten klimat jest mniej przeszkadzający.
Moją uwagę przykuł na chwilę sufit, a bardziej jego brak. Czarna przestrzeń, za którą chował się sufit, przynajmniej tak myślę. Wyglądało, jakby ktoś zaraz miał stamtąd spaść na mnie, porwać i nie wiadomo co jeszcze. Cóż telewizja głównie składała się w większości z takich spraw, tylko patrzeć a tu porwanie, gwałt itp.
Nawet nie chcę sobie przypominać, co kiedyś przez przypadek zobaczyłem, jak to Dudley się ze mnie śmiał. A no tak, wpadł we mnie na schodach, wręcz z nich spadając, tłumacząc się, że mnie pomylił ze ścianą, bo byłem taki blady. O dziwo rozśmieszyło to wujostwo i tak przez kolejny tydzień był to główny żart w domu. Miałem już tego dość, ale potem Dudley złamał nogę na rowerze — na który ledwo co wsiadł — i sprawa ucichła. Wtedy nagle byłem im potrzebny, bo biedny Dudziaczek potrzebuje opieki 24 godziny na dobę.
Przez te myśli, na chwilę straciłem orientacje w terenie, ze schodów znalazłem się naprzeciw dwóch starych drzwi. Byłem ciekawy czy dadzą się otworzyć. Gałki, które już dawno straciły swoją złotą farbę, teraz całe zardzewiałe skrzypiały, kiedy tylko je ruszyłem. Zacząłem od lewych drzwi, sam nie widząc dlaczego.
Kiedy w końcu udało mi się uchylić te ciężkie wrota, wyleciała na mnie ogromna sztuczna plastikowa kość. Znaczy, była ona mniej więcej wagi jednego średniego psa oraz sięgała mi do pępka. Nie spodziewałem się, że tworzą tak wielkie zabawki dla psów, jednak potem przyszła mi pewna myśl. Przecież mogła ona zostać powiększona, aby służyć za zabawkę jakiemuś... dużemu... ogromnemu psu. CO!? Skoro tu są zabawki to, co musi być za tamtymi drzwiami.
Teraz przed oczami stanął mi obraz takiego wielkiego monstrualnego stworzenia, które ma przypominać psa (ale niby z jakiej strony?). Ten pies to chyba jest wielkości tyranozaura oby, chociaż warzył mniej. A co ja mówię, nawet nie sprawdzam, co tam jest, a jak się zerwie z łańcuchów mam nadzieję, że chociaż w nich jest. Po dłuższej chwili siłowania się z drzwiami udało mi się je zamknąć, chociaż miałem wrażenie, że klamka może puścić w każdym momencie.
Już szykowałem się do odwrotu, kiedy nagle usłyszałem kroki, które ewidentnie prowadziły w moją stronę, zapewne ktoś przyszedł nakarmić tę bestię. Bardzo szybko się zorientowałem, że nie mam się gdzie ukryć, na szybko zacząłem przeszukiwać każdy kąt tego korytarza. Do składzika się nie zmieszczę, a do tamtych drzwi nawet nie podchodzę.
CZYTASZ
Głębia naszych dusz / Voldarry/ Harrymort /
FanfictionUczucia, które kierują Harrym są dziwne, całkowicie inne od tych co znamy. Tą sytuację można odwrócić o 360° nie 180°. Wiem nie ma to teraz sensu, ale kiedyś nabierze, z czasem. W skrócie to kolejny ff, jednak tym razem Harry nie nawidzi magii. Moż...