Świat, w którym chcę żyć (Kero na WS)

108 7 0
                                    

Spoiler z odcinka 13.

Długo zbierałam się do sklecenia one-shota z Kero na WS, już od razu z pomysłem umiejscowienia tego w czasie słynnego motherzonu, tylko ciągle nie miałam ochoty na tyle fluffu. Jednak tej nocy wydarzyło się u mnie coś takiego, że potrzebowałam napisać to dla przeciwwagi...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po powrocie z Balenvii, kiedy poznałam tragiczne rezultaty misji, mój nastrój uległ pogorszeniu. Kręciłam się z kąta w kąt, tak naprawdę. Gdyby nie Chrome, który zorganizował imprezę-niespodziankę, popadłabym w pracoholizm, żeby zabić myślenie. Albo zaległabym w łóżku. A tak zyskałam okazję spotkać się ze znajomymi, wypić, porozmawiać, pożartować, coś przekąsić.

Największą furorę zrobiło plotkowanie o nieudanym podrywie. Biedny Kero powiedział którejś znanej mi dziewczynie, że jest piękna jak jego matka, a wszystkie uznały to za zniewagę. Z jednej strony rozumiałam, że kobiety lubią czuć się odmłodzone, a porównanie do matki wyglądało na coś odwrotnego. Z drugiej, niektóre pięćdziesiątki mogłyby zawstydzić połowę dwudziestolatek.

- Kero! - Dogoniłam go, zanim zniknął w swoim pokoju.

- T-tak?

Rozczuliły mnie jego zarumienione policzki, zająknięcie, rozbiegane spojrzenie, przebieranie palcami... Ich ruch przykuwał uwagę do pomalowanych paznokci. Tak długo patrzyłam na niego. Empatyczny, inteligentny, czuły, troskliwy, taktowny, nieco nieśmiały, lecz przy tym jakże uroczy i odświeżający. Typów z przerostem ego miałam po kokardki. On... Pokazał mi świat, w którym chciałam żyć.

- Dziewczyny mogą gadać, ale ja chciałabym być podobna do twojej mamy. - Wyciągnęłam rękę do jego dłoni.

- Och... - Splótł nasze palce.

- Patrząc na ciebie, wiem, że oprócz olśniewającej urody musi być bardzo miłą osobą.

- M-myślisz, że... Jestem ładny? - Kero error 522

- Sympatyczny, i tak dalej... Wiesz, mnie też zawstydza mówienie takich rzeczy.

- Chodź.

Zabrał mnie do swojego pokoju, posadził w fotelu z białą narzutą ze sztucznego włosia - obok biblioteczki a naprzeciwko łóżka o błękitnej pościeli - i zaproponował herbatę. Powiedziałam, że wolałabym spróbować jego. Nachylił się, opierając dłonie o podłokietniki. Uniknęłam rogu, zbliżając usta do jego twarzy. Nim zdążyłam się zorientować, pocałował mnie w policzek, poderwał się i odwrócił do mnie plecami. Jego uszy przypominały czerwone chorągiewki.

- Nie spróbowałam! - Pożaliłam się, wstając za nim. - Nie ruszaj się, dobrze? - Położyłam brodę na jego ramieniu.

Gdy skinął głową, pocałowałam go w ucho, czując jak ciepło rozpala moje wargi. Włoski stanęły mu na karku. Nie mogłam się powstrzymać i poczęłam składać pocałunki w dół jego szyi, wydobywając sporadyczne jęki. W pewnej chwili obrócił się gwałtownie, złapał mnie za ramiona i przycisnął usta do moich z takim zapałem, że musiałam je otworzyć, by ich nie zmiażdżył. Wtedy zaczęło się naprawdę...

Widząc jego zaciśnięte powieki, zamknęłam oczy. Intuicyjnie reagowałam na rozpychanie, zaciskanie, ssanie, aż wreszcie nawilżenie języka, proszącego o spotkanie z moim. Jego dłonie błądziły po moich plecach, oddając rękom swobodę. Wplotłam jedną w jego włosy. Pragnęłam, by zrobił to samo, drugą eksplorując jego ciało, jak najbardziej niewinnie, żeby go tylko nie spłoszyć. Najlepiej reagował na muskanie szyi opuszkami.

Jego ogon, odważniejszy od dłoni, smagał wcięcie w talii, odkryte w stroju, jaki dostałam na start od Straży. Oderwał się dopiero, gdy z jękiem zacisnęłam pięść z tyłu jego głowy, nie potrafiąc znieść ogromu przyjemności. Oboje dyszeliśmy, oddaleni zaledwie o centymetry. Jego oddech studził moje mokre wargi. Wyglądał powalająco, w zepsutej fryzurze, czerwony na twarzy, z błyszczącymi, sfatygowanymi ustami...

Otarł moje kciukiem. Pocałowałam palec. A potem chwyciłam jego dłoń, pociągnęłam go na fotel, za siebie, dałam tylko chwilę na poprawienie pozycji i już siedziałam na nim. Wtuliłam się w jego klatę, poprawiłam okulary... Chyba jeszcze nie wyszedł z szoku. Pocałowałam go więc w policzek, wzięłam za rękę i masowałam wierzch dłoni.

- Dziękuję, że wpuściłeś mnie do swojego pokoju.

- Nic takiego. - Uśmiechnął się, wciąż zakłopotany.

- I... Wiesz... - Bawiłam się jego palcami.

- Jesteś piękniejsza od mojej matki! - Wyrzucił jednym tchem z zaciśniętymi powiekami. Nie panował nad głosem, właściwie wyskrzeczał to głośno i niewyraźnie.

- Och... - Tym razem to mnie zatkało. - Miałam powiedzieć, że podobają mi się twoje paznokcie, ale... Teraz to trochę słabe...

- Wcale nie.  - Uścisnął mnie, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi. - Zostań, proszę... Ja... Kocham cię...

- Ja ciebie też. - Szepnęłam. - Zostanę.



Eldaryjskie bonusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz