Rozkoszna słodycz (Ezarel x Miód)

157 8 2
                                    

Był na wyciągnięcie ręki. Słoiczek pełen płynnego szczęścia. Płynnego złota, można by rzec, biorąc pod uwagę kolor i wartość, jaką dla niego miała ta iście cudowna, lepka substancja. Największy dar ziemskich istot. Wytwarzany przez owady, oczywiście, bo przecież wszyscy od dawna powinni wiedzieć, że ludzie to banda bezużytecznych idiotów i żadne dzieło ich rąk nie mogło równać się potędze matki natury. On wiedział. Nic dziwnego, skoro elfy przewyższały większość ras pod względem inteligencji i osiągnięć naukowych w dziedzinach takich jak alchemia czy medycyna. Wysnuwanie trafnych wniosków na podstawie obserwacji świata nie sprawiało im najmniejszych trudności. Ba, nierzadko udawało im się przewidywać konsekwencje sytuacji widocznej na załączonym obrazku.

Ziemianka wymachiwała przed jego nosem czymś tak cennym, że niegodna była w ogóle tego dotykać. Spodziewał się tragicznych dla niej skutków owego działania, jednak nie mógł zbyt wcześnie urzeczywistnić swojej wizji przyszłości, by nie zaszkodzić przy tym miłości swojego życia. Musiał zachować wszelkie środki ostrożności. Skubana, wzięła zakładnika tylko po to, żeby wymigać się od obowiązków. Myśleniem nad jej motywami jedynie bardziej się nakręcał. Dopiero kiedy przestał się skupiać na wrzącym w nim gniewie, kiedy w końcu ochłonął, dostrzegł kilka sposobów na rozwiązanie zaistniałego konfliktu. Jednym z nich było oszustwo, ale uznał je za zagranie dla cieniasów. Innym odebranie jej słoika siłą, w stylu drużyny wpierdolu, co z kolei skupiłoby na nich zbyt dużą uwagę...

Pozostało mu ustąpić. Przynajmniej w tej rundzie. Oddał jej tę bitwę, niemal od razu tworząc w głowie schemat następnej. Choć dużo nie zaplanował, bo gdy tylko wręczyła mu słoik, cały jego świat ograniczył się do niezbędnego minimum. Kończył się na jego dłoniach, obejmujących czule jego największy skarb. Nawet nie widział tryumfalnego spojrzenia i zarozumiałego uśmieszku, które normalnie miałby ochotę zetrzeć z jej twarzy swoim okrutnym i pełnym ironii poczuciem humoru. Nawet przez chwilę nie zastanowił się, komu przydzielić wykonanie obowiązków, których przyjęcia ona nie dość, że odmówiła, to jeszcze podstępnie zmusiła go do zaakceptowania tego niegodziwego kaprysu. Wszystko straciło dla niego jakiekolwiek znaczenie. Wszystko poza szlachetnym źródłem radości.

Każdy receptor w opuszkach jego palców wysyłał do mózgu sto impulsów na sekundę, pozwalając na pełne doświadczenie gładkiej i, mimo że zimnej, przyjemnej w dotyku, szklanej powierzchni. Oczy cieszyła złota barwa, widoczna przez grubą, zaokrągloną, przejrzystą ściankę. Ezarel wprost nie mógł się doczekać zapierającej dech w piersiach inauguracji konsumpcji ich związku w postaci odkręcenia nakrętki. Kierowany niepohamowaną żądzą, sięgnął do niej... lecz w ostatniej chwili się wycofał. Jakże by śmiał dopuścić się publicznego dokonania inicjacji swojego obiektu westchnień. Nie mógł tak po prostu zdradzić całemu światu jego sekretów. Dać poczuć zapach intymnego, wilgotnego wnętrza wszystkim Strażnikom obecnym w stołówce, wydało mu się największą zbrodnią od czasów krucjat Zakonu Krzyżackiego. Nie chciał takowej popełnić.

Udał się więc do swojego pokoju, nieustannie trzymając swoją miłość w objęciach, jak najbliżej serca. Jego puls odbijałby się echem wewnątrz słoiczka, gdyby nie wypełniająca go gęsta, lepka amortyzacja. Miód przyjmował i zachowywał w swojej strukturze ten pełen ekscytacji rezonans. Ezarel dobrze o tym wiedział i niezmiernie cieszył się tym faktem. Z bananem na twarzy, sprężystym krokiem przemierzał korytarze, by wreszcie dotrzeć do celu. Bez trzaskania, acz stanowczo, zamknął za sobą drzwi. Na klucz, tak dla pewności. Potem usiadł na łóżku i ponownie zaczął przyglądać się płynnemu szczęściu. Tym razem obracając słoik wokół jego osi, by je obejrzeć z każdej strony. Sprawdził nawet, jak przechodzi przez nie światło. Piękno w czystej postaci. 

Z westchnieniem zachwytu zdjął nakrętkę i zaciągnął się słodkim zapachem. Zanurzył palce w wilgotnym wnętrzu, po czym wyjął je, by delektować się uczuciem i widokiem spływającej po nich substancji. Wyciągnął język najdalej, jak potrafił, żeby przerwać maleńki miodospad i skosztować najdoskonalszego z cudów świata. Natychmiast zalała go fala przyjemności. Wskutek kontaktu wszystkich zmysłów z płynnym szczęściem, jego mózg nakazał wyprodukować niesamowite ilości endorfin. Jak za każdym razem. To naprawdę nigdy mu się nie przejadało. Mógłby nie jeść nic innego i żyć wyłącznie energią, pochodzącą ze słodkiego ideału. Tak bardzo go kochał. Miód zastępował mu wszystko i wszystkich, ale nikt i nic nie zastępowało miodu. Gdyby istniał tylko on i dożywotni zapas jadalnego złota, wciąż byłby najszczęśliwszym elfem we wszechświecie. Albo dopiero wtedy byłby najszczęśliwszym elfem we wszechświecie.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Zaczęłam to pisać po północy, a jest trzecia nad ranem, kiedy przeczytałam to w całości w poszukiwaniu błędów, które pewnie i tak ze zmęczenia przegapiłam...

Obrałam za cel pisać co najmniej 500 słów na dobę i kilka ostatnich nocy sukcesywnie to realizowałam, dopisując ciąg dalszy fanfiction "Zbiegi okoliczności nie istnieją", ale tym razem zabrałam się za swoją rutynę na tyle późno i na tyle zmęczona dniem, że bałam się nie podołać przerabianiu przebiegu odcinka na rozdziały opowiadania, a jednocześnie nie chciałam odpuścić tego wyrabiania nawyku pisarskiego... Stąd ten bonus. 

(Ostatecznie wyszło 678 słów, gdyby kogoś to interesowało...)

Niby chciałam tylko wyrobić swoje minimum, ale przecież wszyscy wiemy, że to najprawdziwszy pairing z Ezem ;)

Eldaryjskie bonusyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz