11

1.5K 70 42
                                    

Koń zaprzestał dotychczasowej czynności i opadł wszystkimi kopytami na ziemię. Rozejrzał się w poszukiwaniu źródła hałasu i je znalazł. Jego trupi łeb zwrócił się ku mojej postaci a wtedy...


...nasze spojrzenia się spotkały a czas jakby zwolnił. Czułam się jakbyśmy istnieli tylko my. W niepamięć odeszły wszystkie smutki, troski i inne odczucia dzisiejszego dnia. Zwierzę stało przez jakiś czas nieruchomo nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego mroczne ślepia były tak hipnotyzujące, że mogłabym stać i patrzeć w nieskończoność.  Ich czerń była tak głęboka, tak mroczna a zarazem kojąca i niesamowita. Mogłam się dokładnie przyjrzeć jego łbie. Oczywiście czarnego koloru, z wyraźnym zarysem kości czaszki i zapadniętą skórą.

Zrobiłam niepewnie pierwszy krok w jego stronę, ale testral zdawał się mieć to gdzieś. Stawiałam przed siebie kolejne kroczki aż odległość między nami nie miała więcej niż 3 metry. Teraz jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że jest to młody koń. Nie sięgał mi wyżej niż do piersi.

Scena mogłaby wyglądać niczym wyjęta z bajki. Księżniczka podchodzi do konia, ten zostaje jej wiernym towarzyszem i razem przeżywają niesamowite przygody pełne magii.

No nie.

Jak tak sobie stałam i na niego patrzyłam to coś mnie trafiło. I to dosłownie. A tak dokładniej to we mnie wleciało.

Jednak nie żałuję. Po ujrzeniu mojego "napastnika" ujrzałam... drugiego testrala! Z każdą chwilą mam wrażenie, że to jakiś sen. Skoro tak to nie mam zamiaru się budzić, nawet kosztem opuszczonego śniadanka.

Spojrzałam na konia, potem na drugiego. Nosz kurde są identyczne. Trzeba coś zrobić by je odróżnić.

Pierwszy, ten którego widziałam przy drzewie, powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Za to drugi przekrzywił łeb w geście zainteresowania. Wystawiłam rękę by go pogłaskać jednak ten się odsuną. Wzruszył ramionami i wstałam z ziemi. Ruszyłam w kierunku drzewa przez co koń się odsuną.

Ej no, chyba nie jestem aż tak straszna co nie?

Chyba.

W każdym razie będąc pod drzewem zerwałam kilka jabłek. Jedno potoczyłam w kierunku tego pierwszego i jeszcze jedno w kierunku tego drugiego.
     A może na odwrót? Jejuu, już nie ogarniam. A to tylko dwa młode testrale. Co by było gdybym miała tutaj całe stado? Masakra...

*********************************

Siedzę tu już jakieś pół godziny... albo godzinę... albo kilka godzin...

Wiem na pewno, że jest już coś koło pory obiadowej bo od dłuższej chwili mój brzuch wydaje z siebie dźwięki godne ryku
Godzilli lub lwa afrykańskiego*.

Coś się wydarzyło przez ten czas?

Na pewno ochłonęłam na tyle, aby nikt w najbliższym czasie nie stracił życia.

  A tak poza tym to chyba doszłam do porozumienia z testralami. Kosztowało mnie to pół godziny przekupywania jabłkami ale było warto.

Tak więc siedzę sobie teraz na drzewie i patrzę w otaczający mnie krajobraz. Pode mną leży Aurum (ten od jabłek) a gdzieś dalej leży Argentum (ten drugi).

Od dobrych kilku godzin rozmyślam o różnych rzeczach. Życiu, rodzinie, Hogwarcie, jedzeniu. Szczególnie o jedzeniu. Dobierałam dziwne połączenia jednak tak aby do siebie pasowały. Jak narazie znalazłam tylko jabłko z paluszkami, chipsy i żelki, ogórki z miodem, potarkowane jabłka z cukrem i podgrzana bułka z masłem.* O dziwo jest dobre. Myślami poszukiwałam kolejnych rzeczy do zjedzenia.

Panienka GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz