10

2.7K 116 114
                                    

Będę dodawała zdjęcia przy niektórych opisach żeby łatwiej wam było sobie to wyobrazić ;*

~~~ Następny dzień ~~~~~~~~~~~~

Obudziłam się około 9:46. Nie jest tak źle. Biorąc pod uwagę, że wróciłam trochę przed godziną 5:00 to mogłabym powiedzieć, że jest bardzo dobrze! Jeśli się pospieszę to zdążę ma śniadanie.  Tak więc ruszyłam w stronę mojej cudownej szafy i otworzyłam jej drzwi. Co by tu wybrać. Po krótkiej chwili zdecydowałam się na czarny golf i jasne jeansy. Do tego oczywiście niezbędniki takie jak bielizna czy buty, ale o tym chyba nie muszę mówić. W łazience przebrałam się i ogólnie ogarnęłam. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gdy wyszłam zegar wskazywał kilka minut po 10. Zabrałam jeszcze ze sobą różdżkę i ruszyłam do wyjścia. W PW było tylko kilka osób. Pewnie większość jeszcze śpi i obudzą się dopiero w porze obiadowej. Co prawda Ślizgoni są ambitni i sprytni ale to straszne lenie. Oczywiście nie wszyscy ale większość tak.

W Wielkiej Sali też nie było tłumów. Połowa Krukonów, prawie wszyscy Puchoni, większość Gryfonów i tylko garstka Ślizgonów. Frekwencja do pochwały, nie ma co. Usiadłam na swoje stałe miejsce i zrobiłam dwie kanapki. Pierwsza była z jakąś wędliną i ogórkiem, a druga z dżemem wiśniowym. Do tego oczywiście herbatka bo bez herbatki ani rusz! Gdy tak sobie jadłam, do sali wleciały sowy. Nie spodziewałam się od nikogo nic dostać więc nie zwracałam na nie większej uwagi. Jednak przede mną wylądowała brązowa płomykówka z małym liścikiem. Odwiązałam go a sówka nie czekając na nic odleciała by jej miejsce chwilę później zajął o wiele większy, dumnie prezentujący się ptak. Był to ogromny (nawet trochę przerośnięty) Puchacz Zwyczajny. Chyba się trochę zawiesiłam bo ptak zatrzepotał swoimi ogromnymi skrzydłami strącając przy okazji kilka rzeczy. Wyjęłam list, który trzymał w dziobie. Na kopercie ujrzałam nie tylko swoje imię, nazwisko i adres, ale także symboliczną pieczęć. Ta jedna mała rzecz pozwoliła mi rozpoznać kto jest nadawcą, a raczej kim są nadawcy. Oba liściki odłożyłam na bok z zamiarem przeczytania ich później i dokończyłam śniadanie.

Minęło może pięć minut a do WS zaczęło się schodzić więcej osób. Właśnie piłam siebie moją herbatkę gdy czyjąś dłoń walnęła o stół tuż przede mną. Rozmowy w Wielkiej Sali ucichły a ich wzrok spoczął na mnie i tym kimś. Uchyliłem lekko przymknięte powieki i dostrzegłam chyba największy plastik w Hogwarcie. Clarisse Jonson. Wysoka, długonoga blondynka z włosami sięgającymi do łopatek. Zmienia chłopaków jak rękawiczki. Może i jest ładna (tylko za sprawą makijażu) ale mądrością nie grzeszy. Ja się dziwię jak ktoś taki jest w Slytherinie. I, że jej się paznokcie nie połamały od siły uderzenia oraz, że nie wywaliła się jeszcze na tych szpilkach.

~ Hej Grindelwald! Słyszałam, że pomogłaś tej szlamie Evans... - Ach, a więc o to chodzi. Wiedziałam, że plotki w Hogwarcie bardzo szybko się roznoszą. Jonson coś tam jeszcze gadała ale niezbyt słuchałam. Paplała coś tam, że hańbie dobre imię Salazara zadając się z szlamami, że tak czy siak nikt mnie nie lubi i wiele, wiele innych. Obserwowałam jak gestykuluje opowiadając to wszystko, jednak gdy wspomniała o moim ojcu to miarka się przebrała. Temat mojego ojca jest dość drażliwy. Ostatnio widziałam go jak miałam chyba 6 lat. Z transu wyrwał mnie obraz, lecącej w stronę mojej twarzy, dłoni Clarisse. No to teraz ma przejebane. Złapałam ją za nadgarstek co najwyraźniej ją zdezorientowało. Wstałam z ławki otwierając oczy (które nieświadomie najwyraźniej przymknęłam), które zmieniły swoją barwę na krwistoczerwone.

~ Teraz to ty mnie posłuchaj Jonson. Po pierwsze, to co robię nie powinno cię obchodzić i dobrze ci radzę, nie wtrącaj się. Po drugie, nie waż się obrażać żadnego czarodzieja w moim towarzystwie. Nie ważne jakiej jest krwi. I wiesz co? Mogą mnie nie lubić ale ja się przynajmniej nie puszczam - Puściłam rękę przerażonej dziewczyny. Zgarnęłam moje listy i z wysoko uniesioną głową wyszłam z Wielkiej Sali. Czułam na sobie wzrok zebranych tam osób ale nie obchodziło mnie to. Teraz moim priorytetem było uspokojenie się bo przysięgam jeszcze chwila a pierwsza osoba jaką spotkam skończy w Skrzydle Szpitalnym.

Panienka GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz