Bonus

1.5K 55 11
                                    


Krótkie wytłumaczenie.
Tak więc akcja dzieje się poza opowiadaniem bo nie mam pojęcia gdzie mogłabym to umieścić hah. Jest to tak mniej więcej koniec 4 roku. Miłego czytania!

∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆∆

Narracja 3 - osobowa

To był jeden z tych czerwcowych dni, gdzie temperatura już od wczesnego wschodu słońca zaczynała rosnąć coraz wyżej. Upały potrafiły być naprawdę nie do zniesienia, szczególnie w dusznych szklarniach. Wiele uczniów przesiadywało na błoniach czerpiąc przyjemność z ładnej pogody. W czasie przerw lub weekendów trudno było o wolne miejsce w cieniu gdzieś na terenie zamku. Nawet w lochach, Pokoju Wspólnym Ślizgonów czy kuchni już nie było tego przyjemnego chłodu. Ach, ile by uczniowie dali za zimny deser lodowy czy chłodzony sok dyniowy.

     Do tego typu uczniów należała właśnie Elizabeth wraz z Caroline. Obie dziewczyny siedziały właśnie pod drzewem, wylegując się w te leniwe sobotnie popołudnie. Słońce grzało dzisiaj niemiłosiernie mocno, a na deszcz nawet nie było co liczyć.

    Zdawać by się mogło, że nic nie może zakłócić tego spokoju. Jednak pogrążone w rozmowie dziewczyny nie zauważyły zbliżających się do nich czwórki szkolnych żartownisiów i ich wiernej grupki podążającej za nimi. Jak widać nie wszyscy potrafią usiedzieć w miejscu i odprężyć się czytając dobrą książkę.

Przybycie tej kompani wzbudziło wokół lekkie zamieszanie co zwróciło uwagę dziewczyn. Liz otworzyła leniwie oczy by zobaczyć co tak zakłóciło powszechny spokój, a Caroline zaprzestała plecenie wianka. Gdy tylko ujrzały Huncwotów wszystko było jasne. Zawsze gdy pojawiali się Huncwoci z tymi swoimi uśmieszkami coś się działo. Na czele szli oczywiście Black i Potter, za nimi Łupin, a jeszcze dalej, cały czerwony i zdyszany, Petegrew. Dystans między nimi się coraz bardziej skracał aż w końcu pozostało między nimi tylko kilka metrów. Ciekawe co tym razem wymyślili przemknęło przez głowę zapewne każdego ze zgromadzonych. U niektórych było to pozytywne jednak nie dla przyjaciółek. Spotkanie się tej czwórki z białowłosą nigdy nic dobrego nie skutkowało, raz kończyło się tylko upomnieniem a za innym razem  szlabanem i odjęciem punktów.

~ No proszę, proszę! Kogo my tu mamy? Nasza kochana babcia! - zawołał Black na powitanie. Tak, właśnie takie przezwisko dostała Elizabeth od Huncwotów - choć bardziej od Syriusza i Jamesa - przez pryzmat jej śnieżnobiałych włosów. Nikt do końca nie wie kiedy to się zaczęło aczkolwiek tra już wystarczająco długo by stało się irytujące. Dziewczyna westchnęła cicho. Wiedziała, że zaraz zacznie zgromadzać się tu coraz to więcej osób spragnionych ciekawych wydarzeń, plotek czy po prostu zajęć.

~ No proszę, proszę! Kogo ja tu widzę! Moje kochane wnuczki! - specjalnie wyróżniła to słowo, następnie udając odruch wymiotny. - Wiecie co? Babcia jest zmęczona i chce spokoju, więc bądźcie tak mili i zjeżdżajcie stąd wstrętne bachory. Mam za dobry dzień by marnować na was czas. - Mówiąc to ponownie oparła się o pień rozłożystej wierzby.

~ Spokojnie bo ci żyłka pęknie staruszko. Jeszcze nam tu zejdziesz na zawał i kogo będziemy wkurzać?

~ Martwicie się? Jak słodko. Normalnie zaraz rzygnę tęczą. Poza tym zawsze macie Severusa. Więc spadać bo się zaraz serio wkurzę. - Mówiąc to poczuła dłoń czarnowłosej na ramieniu. Wiedziała, że to może skończyć się szlabanem jak ostatnio (mycie szkolnych toalet mocno odbiło się na niej następnego dnia bólem w plecach).

~ O ciebie? A w życiu! Kto by się o ciebie martwił? Nawet ojciec nie chce mieć z tobą kontaktu nieprawdaż? Jedyną osobą jest ta dziwaczka obok. - W tym momencie Potter przegią szalę.
  
Elizabeth wyznawała pewną zasadę.
,,Możesz mnie obrażać, spoko, ale spróbuj tylko obrazić moich przyjaciół a dowiesz się co znaczy prawdziwe piekło".

Obie dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia. Nim ktokolwiek zdołał się obejrzeć zaczęli celować w siebie różdżkami. Syriusz i Peter celowali w Caroline a ona w nich, natomiast Elizabeth mierzyła się z Jamesem. Grindelwald co chwilę zerkała na koleżankę, która była otoczona z dwóch stron. Jej chwilę nieuwagi wykorzystał Potter rzucając zaklęcie, którego dziewczyna, niestety,  niedosłyszała.

  Siła zaklęcia była na tyle można by odrzucić Elizabeth na kilka metrów. Miękka trawa chociaż trochę zamortyzowała upadek ale Ślizgonka i tak jeszcze przez jakiś czas się nie podnosiła.

Przez chwilę było słychać śmiechy zgromadzonych - najgłośniej śmiali się Huncwoci - jednak, gdy nie dawała oznak życia, śmiechy przerodziły się w szepty. Chłopcy opuścili różdżki dzięki czemu Andres mogła podejść do przyjaciółki.

- Elizabeth?

Przez kolejnych kilka sekund dalej nic się nie działo jednak potem dziewczyna zaczęła się... kurczyć aż w końcu na jej miejscu było można ujrzeć nie dziewczynę... a jaszczurkę (zdj w mediach). Znawca mógłby stwierdzić, że była to agama kołnierzasta, ale dla nich była to po prostu jaszczurka.

Nastąpiła chwila ciszy, a zaraz po niej głośna salwa śmiechu. Śmiał się każdy, nawet Caroline trochę, tylko nie Elizabeth. Może przez to, że jaszczurki (chyba) nie potrafią się śmiać.
Jednak nawet nowe wcielenie nie powstrzymało jej od małego rewanżu.

Zwierzę ruszyło w stronę chłopców, którzy wręcz tarzali się po ziemi. Już chwilę później można było usłyszeć pisk jednego z nich. Takie zjawisko ujawniało się u każdego z nich po kolei.
   Niektórzy zgromadzeni mięli łzy w oczach, niektórzy się odsunęli na bezpieczną odległość a jeszcze inni pobiegli po nauczyciela.

Właśnie miała nastąpić kolejna salwa "padaczki", gdy czarnowłosa puchonka złapała powód tego zamieszania.
  Elizabeth, która dalej była pod postacią jaszczurki, jeszcze przez chwilę próbowała się wyrwać z silnego uścisku przyjaciółki.

. . . . . . .

Do Huncwotów podbiegł ich wierny wianuszek fanek, które pomogły im wstać.

Chociaż bardziej to wyglądało jakby ich macały aniżeli pomagały wstać.

Natomiast Caroline starała się robić wszystko by utrzymać koleżankę w rękach. Zdążyła już jej podrapać wnętrze dłoni a nawet ugryźć kilka razy w kciuk.

W końcu jednak przy pomocy dwóch innych dziewcząt z Hufflepuff'u udało im się w miarę unieruchomić zwierzę i zanieść to profesor McSztywnej.

Jak to wszystko się skończyło? Dokładnie tak jak przewidywała Caroline.

Szlabanem.

_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_

Ok to coś może nic nie wnosi do historii, nie jest najlepszy ani nic z tych rzeczy, wiem to.

Ale...

Zgadnijcie kto ma dziś urodzinki?




















Nie ja!
Ale za to karkacia już tak!
Najlepszego wariatko!
I najlepszego dla każdego kto ma dziś urodziny.

Miłej nocy/dnia wszystkim

|979 słów|

Panienka GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz