13

1.3K 79 71
                                    


Stałam przed drzwiami prowadzącymi bezpośrednio do gabinetu Dumbledore'a.

Te. Schody. Były. Zajebiste.

Chcę takie! Nie mam pojęcia skąd oni je wzięli ale mogłabym nimi jeździć bez przerwy. Chyba zacznę częściej przychodzić do Albusa na herbatkę.

Grzecznie zapukałam i czekałam na odpowiedź. Praktycznie od razu usłyszałam 'proszę' więc weszłam do środka. Pomieszczenie było duże i okrągłe. Ściany były prawie całe zastawione półkami z książkami, na podłodze leżał dywan. mniej więcej w połowie gabinetu znajdowały się schodki, które prowadziły na lekkie podwyższenie gdzie stało biurko, a obok niego stojak dla feniksa. Za nimi znajdowało się sporego rozmiaru okna, przy którym stał nasz kochany drops.

Podeszłam do niego i stanęłam po jego prawej. Spojrzałam w stronę, w którą patrzył. Na błoniach była dwójka osób, która chyba coś robiła. Z tej odległości wyglądali jak mrówki więc trochę ciężko stwierdzić co dokładnie. Mimo to dyrektor sprawiał wrażenie jakby dokładnie wiedział kto i co robi tam. Czyżby z moim wzrokiem było aż tak źle, że nawet on lepiej widzi niż ja? Chyba czas kupić okulary.

~ Jak się czujesz? - spytał staruszek. Spojrzałam się na niego niezrozumiale. Po co mu to wiedzieć?

~ Umm, dobrze chyba. A pan?

Czarodziej uśmiechnął się lekko, lecz dalej na mnie nie spojrzał.

~ Dobrze. Może nawet i bardzo dobrze. To zależy od punktu widzenia. - Eee, okej? Czy każdy starszy człowiek mówić tak niezrozumiale? Czemu nie może powiedzieć jakoś normalnie na przykład ,,A no, bardzo dobrze. Chociaż ostatnio wysypały mi się dropsy, a w lochach zalęgły się szczury, więc ktoś je musiał wygonić bo profesor McKocica się nie zgodziła ich upolować." To nie jest takie trudne! ~ To rodzeństwo Corrow. - Kiwną głową w stronę okna. I wszystko jasne. Wiec to taki szlaban dostali. Może po wysprzątaniu całych błoni się chociaż trochę ogarną. Wyobraźcie sobie grabić liście na takim terenie. Trochę im współczuję... a nie, jednak nie. Należało im się.

~ Po co mnie pan tu wezwał? Wątpię aby to było tego powodem. - No przepraszam bardzo ale nie zamierzam się spóźnić na obiad. Jasne, jestem wdzięczna, że wyrwał mnie z historii magii jednak jedzonko to rzecz święta i nie można jej odmawiać.

~ Masz rację. Nie po to cię tu wezwałem.- westchną i odszedł od okna. Ostatni raz spojrzałam ostatni raz na rodzeństwo marchewki (w pierwszej chwili napisałam zamiast Corrow, Carrot  heh) i odeszłam wraz z nim. Dyrektor usiadł na swoim krześle przy biurku i zaczął czegoś szukać w szufladach. Przysunęłam sobie krzesło po przeciwległej stronie stołu i na nim usiadłam. Po około pięciu minutach znalazł to czego chyba szukał. Wyją niewielkiej wielkości stare pudełeczko. Musiało tu naprawdę długo leżeć ponieważ jej kolor znacznie wyblakł i gdzieniegdzie była nadgryziona przez myszy. Mężczyzna odstawił ją na bok i spojrzał na mnie uważnie. ~ Jak pewnie wiesz dawno temu przyjaźniłem się z twoim ojcem. Chodziliśmy razem do Hogwartu. Tu też poznaliśmy twoją matkę. Ich miłość była piękna i silna jak na tak młodych ludzi. Przeżyliśmy razem wiele przygód i pięknych chwil. - westchną smutno i przysuną mi karton.

Delikatnie zdjęłam z niego pokrywkę. Miałam wrażenie jakby zaraz miała się zamienić w pył. Zajrzałam do środka i wyjęłam na blat rzeczy, które tam były. 

~ To jest pierścień twojego ojca z jego rodu.- wskazał na srebrny pierścień z wygrawerowaną literą G. Był naprawdę śliczny. ~ Nigdy się z nim nie rozstawał - posłał w moją stronę uśmiech. ~ Pamiętam jedną sytuację, gdy stanął w obronie twojej mamy. Uderzył tego kto ją zaczepiał tak, że pierścień odbił mu się na środku czoła zostawiając po sobie wyraźną literkę. Powiedział wtedy, że to pamiątka i przypomnienie dla niego jak i dla wszystkich o tym, że Charlotte jest jego i żeby ją zdobyć najpierw muszą się zmierzyć z nim. - uśmiechną się na te wspomnienie. ~ Masz po nim nie tylko wygląd ale i temperament. Za to charakter masz po niej. Przed egzaminami końcowymi dał jej ten naszyjnik.  - Wisiorek również był srebrny tyle, że na jego środku znajdował się szmaragd. Z jego boku wystawał mały okrągły przycisk. Nacisnęłam go, a zawieszka się samowolnie otworzyła. Ze środka wylała się błękitna mgiełka, a w pomieszczeniu rozbrzmiała melodia, którą mama grała mi w dzieciństwie. Parę centymetrów nad nim wyświetliło się hologramowe zdjęcie przedstawiające całą naszą rodzinkę. Mama trzymała mnie na rękach, a ja przytulałam się do jej policzka z szerokim uśmiechem. Za to tata trzymał malutką Kate, która w rączkach trzymała lody, a buzie miała cała nimi zamazaną. ~ Twierdziła, że przynosił jej szczęście i zawsze już tak zostanie. Może i tobie teraz się przysłuży. 

Ostatnią rzeczą był mały zeszycik, który, jak się okazało, był pamiętnikiem mamy. Zgarnęłam wszystko z powrotem do pudełka. 

~ Gellert poprosił mnie bym ci to dał w dniu 15 urodzin jednak myślę, że teraz ci się to bardziej przyda. Może ten naszyjnik przyniesie i tobie szczęście podczas sobotniego meczu. Liczę, że nudno nie będzie, prawda? 

~ O to akurat nie musi się pan martwić profesorze.- posłałam w jego lekki uśmiech.

~ Ah, i jeszcze to. Prawie bym zapomniał.- Dumbledore podał mi kopertę równie starą co pudełko. ~ To dla was obu.

Kiwnęłam głową w podzięce. Coś mówiłam, że on wie więcej o nas więcej niż my sami? Pewnie wiedział, że Kate to moja siostra jeszcze przed jej przybyciem. Nie zdziwiłabym się gdyby jakieś rybki mu to wyćwierkały, a on tak naprawdę jest jakąś magiczna wróżką, która jest ich panią. Po nim można się już chyba wszystkiego.

~ Możesz już iść, zaraz zaczyna się obiad. Chyba nie chcesz go opuścić, co? - dyrektor uśmiechnął się serdecznie i wstał by odprowadzić mnie do drzwi.

~ Oczywiście. Ja... dziękuję. - Powiedziałam wstając z siedzenia i zabierając rzeczy. Później im się bardziej przyjrzę. Teraz pójdę do dormitorium je odnieśc, przecież nie będę tego ze sobą targać. 

~ Proszę bardzo. Ja to tylko przekazywałem. Dropsa na drogę? - Spytał kiedy już byliśmy przy wyjściu. Zaśmiałam się lekko ale wzięłam jednego. Cytrynowe. - Moje ulubione.


***********************


Wyszłam z gabinetu dyrektora i skierowałam się do swojego dormitorium.  Zostało jeszcze jakieś 20 minut do końca lekcji więc raczej powinnam zdążyć. 

Po drodze minęłam tylko kilka pierwszaków, które już skończyły lekcje. 


W pokoju jeszcze raz wyjęłam wszystko na łóżko. Otworzyłam naszyjnik by leciała melodia. Wzięłam do ręki sygnet i zaczęłam go obracać miedzy pacami. Jest bardzo ładny. Niby zwyczajny, bez ozdób i kryształów ale to właśnie dodaje mu uroku. Jedyne te wygrawerowane G. Przypomniała mi się historia Dumbledore'a. Parsknęłam śmiechem. Tata serio tak zrobił? Z jednej strony to słodkie ale jednak. Gość pewnie przez tydzień chodził z takim odciśniętym 'G' na czole. 

Założyłam go na serdeczny palec prawej ręki. Kto wie, może kiedyś i mi się przyda? 

Zgarnęłam jeszcze naszyjnik i ruszyłam do wielkiej sali.


***************************


Weszłam do Wielkiej Sali. Było już dużo osób chociaż obiad się dopiero zaczął. Ruszyłam w kierunku swojego miejsca jednak nim tam doszłam ktoś złapał mnie za łokieć i niezbyt delikatnie odwrócił. Już miałam wypróbować sposób taty jednak spostrzegłam, że to tylko Malffoy. A może aż Malfoy? Nie wyglądał na szczęśliwego. Chociaż czy on kiedykolwiek jest szczęśliwy? Nie. 

~ Czego od ciebie chciał Dumbledore? - Człowieku nie strasz! Już myślałam, że chce mnie wywalić z drużyny albo zdjąć z meczu.

~ To nic takiego. Mogę już iść? - Oh no weźcie, jestem głodna! Nie wiedzą, że głodna kobieta to zła kobieta? 

~ Ale będziesz grać? Nie mam zamiaru szukać teraz kogoś innego. - jak miło.

~ Spokojnie panie kapitanie, tak szybko się mnie nie pozbędziecie.

Kiwną głową i odszedł do siebie, a ja udałam się na tak bardzo upragniony obiad.




*****************************************


Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie jest zły. 

Teoretycznie powinnam uważać co pani teraz gada na niemieckim ale trudno.  Jak tam pierwszy dzień grudnia? Macie śnieg i kalendarze adwentowe?

Miłego dnia/ nocy czy czegoś tam.

| 1283 słowa |


Panienka GrindelwaldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz