1.4. Amon Sul

58 11 0
                                    

- Vi, wstawaj! - usłyszałam głos moich przyjaciół.

Otworzyłam oczy i spojrzałam przez okno. Słońce ledwo wychylało się zza horyzontu. Ciężko mi było wstać, zazwyczaj lubiłam długo spać. Poprawiłam warkocza, otrzepałam sukienkę, założyłam na siebie moją pelerynę i poszłam z hobbitami na dół. Zjedliśmy kanapki z sałatą oraz szynką i wyszliśmy przed bar. Staliśmy przez chwilkę i nagle zza rogu wyszedł Obieżyświat. Trzymał w ręku wodze i prowadził kucyka. Gdy przeszedł koło nas nie odezwał się. Frodo i Sam ruszyli za nim, a my od razu poszliśmy za nimi.

Szliśmy tak długo. Co jakiś czas było słychać w oddali odgłos Nazguli.

- Do kąt nas prowadzisz? - zapytał w pewnym monecie Frodo.

- W dzikie ostępy. - odpowiedział

Zaczęły mnie już trochę nogi boleć ale nie przejmowałam się tym. Szliśmy lasem, był piękny. Wszystkie gałęzie były jak serpentyny, powykręcane i pofalowane. To był piękny widok.

- Skąd masz pewność, że Obieżyświat to przyjaciel Gandalfa? - zapytał Merry.

- Musimy mu ufać. - odpowiedział Frodo.

- Ale do kąt nas prowadzi? - odezwał się z tyłu Sam.

- Do Rivendell, do domu Elronda. - krzyknął mężczyzna.

- Słyszeliście? -podeszłam od tylu do Pipina i Merry'ego i zawisłam na ich szyjach.- Zobaczymy elfów!

Po chwili zatrzymaliśmy się. Ja, Merry i Pipin zajęliśmy się kucykiem, głaskaliśmy go i dawaliśmy mu marchewki z naszych kieszeń, które zabraliśmy z pola Magota. Sam oraz Frodo stali z boku, obieżyświat rozglądał się.

- Panowie, - odwrócił się - za dnia nie stajemy.

- A śniadanie? - odezwał się Pipin.

- Już jedliście.

- Jedno, a drugie? - powiedzieliśmy równo we trójkę.

Hobbici są bardzo łakomi. Jedzą wszystkie posiłki: śniadanie, drugie śniadanie, kolacja, podkurek, obiad podwieczorek, i tak dalej. Lubimy jeść w te wszystkie pory ale to nie znaczy, że bardzo dużo jemy.

Obieżyświat się odwrócił i poszedł zza drzewo.

- Wiesz co, Pipinie? - zaczął Merry.

- Chyba nie słyszał o drugim śniadaniu. - stwierdzam i powiedziałam do przyjaciół. Mery ubrał plecak i zrobił kilka kroków do przodu.

- A podkurek, lunch, - mówił do nas Pippin - podwieczorek, obiad, kolacja? O nich chyba słyszał? - pyta się zdenerwowany Pipin.

- Nie liczył bym na to. - stwierdził Merry.

Nagle zauważyłam jabłko, wylatujące zza krzaków w moją stronę. Złapałam je. Po czym poklepałam chłopaków po ich ramionach i pokazałam jabłko przed oczami. Nagle zauważyłam dwa jabłka w powietrzu i trafiły prosto w głowy dwóch hobbitów. Zaśmiałam się cicho.

Gdy znowu ruszyliśmy w drogę szliśmy równie długo. Jak już się zaczęło ściemniać, weszliśmy na wzgórza pełne skał, nagle ujrzałam coś.

- Obieżyświecie, co to jest? - podeszłam i zapytałam nie pewnie, bo jakoś dziwnie się czułam, był nadal podejrzany.

- Moja droga, to ruiny wieży Amon Sul. - odpowiedział patrząc na pozostałości. Nagle się odwrócił i powiedział - urządzimy tu nocleg.

Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że to była wieża. Ruiny znajdowany się na wielkich, porośniętych już mchem, głazach. Były słabo widoczne, bardzo mało z tego zostało.

Gdy już doszliśmy do ruin ujrzeliśmy otwór w skale, służył jaki wejście. W środku był wyryty korytarz schodów. Wchodziliśmy, aż doszliśmy na górę. Nie byliśmy całkiem u góry ale znajdowaliśmy się dość wysoko. Byliśmy na zewnątrz we wnęce głazu. Było już ciemno, słońce zaczęło chować się za horyzontem. Usiedliśmy pod ścianą, ze zmęczenia. Tylko Frodo oparł się o ścianę i nie było widać po nim zmęczona. Natomiast, Obieżyświat, patrzał w oddali na wzgórza z niepokojem. Położył na ziemi coś długiego przykryte materiałem.

- są dla was - odwinął materiał. W środku było pięć mieczy. Każdemu rzucił po jednym. - miejcie je przy sobie. Pójdę się rozejrzeć. Nie ruszajcie się stąd. - Wstał i odszedł.

Wyjęłam miecz z pokrowca i zachwycałam się nim. Był cudowny, odbijał się od niego blask. Zawsze zachwycały mnie miecze i wszelkiego rodzaju bronię. Lubiłam biegać, z Merrym i Pipinem, po lasach i łąkach i udawać, że przed kimś uciekam, kogoś gonie lub biorę udział w jakiejś bitwie. Nie wiedziałam jednak, że kiedyś to przeżyje i tego doświadczę. Schowałam miecz i przysunęłam się do chłopaków. Byłam bardzo głodna, inni, jak zauważyłam, też. Frodo usiadł na ziemie i po chwili położył się.

- Frodo. - zawołałam a on usiadł i się odwrócił w moim kierunku - wszystko dobrze?

- Tak - odpowiedział krótko i lekko się uśmiechnął. Położył się i chwile później zasnął. W kieszeniach mojej peleryny znajdowało się jeszcze parę warzyw, Merry i Pipin też coś znaleźli. Rozpalilibyśmy ognisko i zaczęliśmy piec kukurydze, ziemniaka i pomidory.

- Ale pyszne. - zachwycał się Sam kawałkiem ziemniaka.

- Bo jesteśmy głodni. Dlatego takie dobre. - zaśmiałam się.

- Pękł mi pomidor. - Powiedział Merry - podasz mi bekonu? - zwrócił się do Pipina.

- chcesz pomidora, Sam? - Zapytałam.

- Co ty robicie?! - krzyknął nagle przerażony Frodo.

- Pomidorki, kiełbasa, bekonik. - powiedzieliśmy w trójkę równo. Bardzo często tak robimy, czujemy się jak rodzeństwo. Nagle Frodo zerwał się na równe nogi i podszedł do nas.

- Zgaście ogień!! - wykrzyknął i stopą zaczął gasić małe płomienie.

- Ślicznie, pomidorki w popiele. - dodał Pipin sarkastycznie.

Nagle usłyszeliśmy odgłosy Nazguli. Podeszliśmy szybko do krawędzi skały, spojrzeliśmy w dół. Dostrzegliśmy jak we mgle, na koniach, jedzie pięciu upiorów. Frodo wyciągnął energicznie miecz i krzyknął:

- Szybko!

Wbiegłam pierwsza na schody i pędziłam do góry. Trzymałam w rękach sukienkę aby się nie potknąć. Gdy wybiegliśmy na samą górę wyciągnęłam miecz.

Staliśmy na dużym placu. Rozwalone ściany ledwo stały, nie wiele z nich zostało. Trzymałam ostrze przed sobą miecz, czułam pewność siebie. Stałam pewnym krokiem a pozostali hobbici kryli się za mną.

Nagle z mgły wyłoniła się czarna postać, a za nią kolejne cztery, wszystkie wyglądały tak samo. Również jak my mieli miecze. Wyciągnęli je i trzymali przed sobą pionowo. Ustawili się w szeregu i zaczęli się do nas powoli zbliżać. Nie myślałam nawet, że kiedykolwiek w życiu ujrzę taki widok. Nagle skierowali ostrza w naszą stronę, jakby chcieli się przygotować do wbicia nam ich. W pewnym momencie poczułam napływ adrenaliny. Przypomniała mi się babcia, która zawsze powtarzała mi, „Cokolwiek się stanie, nigdy się nie poddawaj!". Sztywno trzymając klingę zaatakowałam jednego Nazgula. Słysząc krzyk Pipina i Merry'ego, oni też się odważyli. Próbowałam jak najmocniej uderzać mieczem.

Nagle coś mnie odepchnęło, coś mocnego. Coś czego nie poczułam ale jednak było silne.
Poczułam tylko uderzenie czołem o ścianę, opadłam na ziemie. Usłyszałam krzyk moich przyjaciół, którzy byli po drugiej stronie i nie mogli do mnie podbiec. „ Vi, niee!", po tych słowach moje oczy zrobiły się tak ciężkie, że same się zamknęły.

Fight to the end || Śródziemie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz