𝙲𝚊𝚙𝚒𝚝𝚞𝚕𝚞𝚖 𝙸

564 12 5
                                    

„Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie".

Harry Potter i Kamień Filozoficzny


- Maeve! Zejdź na dół, mam coś dla ciebie - dobiegł mnie głos swojej matki, z niechęcią wstałam ze swojego łóżka i zjechałam po poręczy krętych schodów, które prowadziły do salonu, w którym znajdowała się moja rodzicielka.

- Co takiego? - podeszłam do niej i usiadłam na kanapie tuż obok niej, w ręku trzymała jakiś list.

- Nie domyślasz się skarbie? Przyszedł twój list z Hogwartu, od września będziesz tam uczęszczać! - objęła mnie z całej siły, zauważyłam, że w kącikach jej oczu zebrały się łzy.

- Ale jak kto? Przecież do Hogwartu mogą uczęszczać tylko uczniowie z Wielkiej Brytanii i Irlandii, tak mówili w Ilvermorny.

- Córciu, przecież ty się urodziłaś w Anglii, od urodzenia byłaś tam przyjęta, a to, że mieszkałyśmy w Stanach i uczęszczałaś do Ilvermorny nie, ma nic do tego, że nie mogłabyś być w Hogwarcie.

- Cóż, skąd miałam wiedzieć, nigdy mi nic nie mówisz - wzruszyłam ramionami i oparłam się o oparcie kanapy.

- Dziecko drogie, nie mówiłam, ponieważ nie było to wtedy takie ważne, ale nie rozmawiajmy już o tym. Jutro wybieramy się na Pokątną kupić potrzebne szaty i książki, różdżkę i sowę masz także, będziesz mieć już wszystko. Mam nadzieję, że będziesz w Slytherinie, pamiętaj, jest to najlepszy dom, ja tam byłam oraz cała moja rodzina więc ty także musisz w nim być.

Slytherin, najgorszy dom, w którym mogłabym być.

- Taak, też mam taką nadzieję, czy mogę wrócić już do siebie? - zapytałam, podnosząc się lekko z kanapy. - Ah, tak idź - machnęła do mnie ręką i skierowała się w stronę kuchni.

Jak najszybciej wbiegłam po schodach i rzuciłam się na swoje łóżko, które stało pod oknem. Mój pokój był dosyć, jakby to nazwać dziwny, nie miał żadnych drzwi, a jedynym sposobem, by się w nim znaleźć były schody. Był pusty, ponieważ dopiero się tutaj wprowadziłyśmy, ale wiedziałam, że nigdy nie umebluje go w całości skoro pięć lat, spędzę w Hogwarcie, a tutaj jedynie dwa miesiące w roku. Znajdowało się w nim jedynie wielkie łóżko i duża czarna komoda, która stała przy schodach. Był to dawny pokój mojej mamy, mieszkała tutaj ze swoimi rodzicami, którzy zaginęli w dziwnych okolicznościach, tak mi przynajmniej opowiadała. Swojego ojca nigdy nie poznałam, wiem tylko tyle, że tak jak moja matka był w Slytherinie i podobno, gdy dowiedział o ciąży, uciekł i już nigdy się nie pojawił. Jedyną moją rodzina jest moja mama Marigold, z którą nie mam za dobrych kontaktów, dla niej najważniejsze jest to, abym była ślizgonką, ponieważ jestem czystej krwi i nie mogę zmarnować się w innym domu, a na pewno nie w Gryffindorze.

Kiedy zaczynałam swoją naukę w Ilvermorny Rogaty Wąż, przydzielił mnie do Horned Serpent. Z tego właśnie powodu nie chce być w Slytherinie, są tacy sami. W Hogwarcie zaczynam swój trzeci rok, strasznie się boję, boję się tego, jakich spotkam ludzi, czy sobie poradzę w nowym otoczeniu. Jestem dosyć nieśmiałą osobę (nieprawdopodobne na córkę ślizgonów czyż nie?). W Ilvermorny jedyną osobą, z którą rozmawiałam, była Lucy Grimblehawk, moja przyjaciółka od dzieciństwa. Inni nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego, uważali mnie za „dziwadło" na początku bardzo mi to, przeszkadzało, ale na drugim roku stwierdziłam, że nie będę przejmować się osobami, którzy mają tak nudne życie, że muszą utrudniać je innym.

Na początku wakacji dowiedziałam się, że przenosimy się do Anglii, wiele razy pytałam swoją matkę dlaczego, zawsze zbywała mnie, że dostała posadę w Ministerstwie Magii, naprawdę myślała, że jestem aż taką głupią czternastolatką, żeby nie domyślić się, że coś nie gra? Po wielu próbach przestałam naciskać, nie miało to żadnego sensu. Nie chciała mi powiedzieć to nie, jej sprawa.

Przez kolejne dwie godziny myślałam nad tym, jak to teraz będzie wyglądać, nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

Następnego dnia obudziłam się przez promienie słońca, które w nieprzyjemny sposób biły w moje oczy.

Trzeba było zakryć okno Maeve - pomyślałam

Nie chcąc tracić swojego czasu, wstałam ze swojego łóżka i podeszłam do szafy, wybierając ubrania, w których mogłabym wybrać się na pokątną. Mój styl jest dosyć specyficzny, z tego powodu nazywali mnie „dziwadłem". Pospiesznie udałam się do łazienki, załatwiłam swoje potrzeby i zaczęłam szykować się do wyjścia. Gotowa spojrzałam w lustro i pomyślałam tylko Mogło być lepiej. Ubrałam czarne dżinsy i sweter w kolorze ciemnej zieleni, na dworze było co najmniej 25°C a ja, ubrałam sweter, typowa ja. Wychodząc, rozczesałam jeszcze swoje czarne, sięgające do ramion włosy i poszłam do salonu, w którym czekała już na mnie moja matka.

- Nareszczie, dłużej się nie dało? - na przywitanie powitał mnie krzyk matki, która stała przy kominku przygotowując się do teleportacji. - wzruszyłam tylko ramionami i zmierzyłam w jej kierunku.

- Weź do ręki trochę proszku Fiuu, wejdź do kominka i powiedz wyraźnie „Chcę znaleźć się na Pokątnej", rozumiesz? - pokiwałam głową, powoli weszłam do kominka, złapałam do ręki trochę proszku i już po chwili poczułam, że się przeteleportowałam.

Poczułam, że wylądowałam na czymś twardym, jęknęłam z bólu i zaczęłam masować swoją skroń, która z nieznanego mi powodu zaczęła pulsować. Ignorując ból, wstałam i otrzepałam z brudu swoje spodnie. Kiedy doprowadziłam się do porządku, zorientowałam się, że nigdzie nie ma moje matki. Zaczęłam obracać się wokół własnej osi, chcąc ją znaleźć. Jedyne co ujrzałam to szyld sklepu, który nosił nazwę „Borgin & Burke"

Nie powinnam tu być.


__________________________________

Witam w pierwszym rozdziale! Mam nadzieję, że miło się czytało i że losy naszej bohaterki zachęcą was do dalszego czytania. Za wszelkie błędy z góry przepraszam.

paassionis

Over My Dead Body | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz