𝙲𝚊𝚙𝚒𝚝𝚞𝚕𝚞𝚖 𝙸𝚇

157 7 0
                                    

- Maeve Vervain, do mojego gabinetu, natychmiast - do moich uszu dobiegł donośny głos, który należał do profesora Snape'a. Nim odwróciłam się w jego stronę jego już ni  było. Poczułam jak ręce, zaczęły mi się trząść. Zamknęłam książkę od zielarstwa i schowałam ją do swojej torby. Pożegnałam się z bibliotekarką i skierowałam w stronę lochów gdzie, znajdował się gabinet Snape'a. Kiedy dotarłam na miejsce, zapukałam w powłokę drzwi i po chwili usłyszałam pozwolenie na wejście do środka. 

Widok wnętrza wywarł na mnie niezłe wrażenie. Po prawej stronie, przy ścianie stały regały, na których znajdowały się duże, szklane słoiki wypełnione częściami zwierząt oraz roślinami, umieszczonymi w miksturach o różnych kolorach.

Z lewej zaś stały dwa regały, wypełnione przeróżnymi księgami, na różne tematy. W gabinecie mieścił się również kominek.

W kącie stała szafka Snape'a, w której tylko on wie co się, znajdowało. Biurko stało przy dużym oknie. Po prawej stronie znajdował się stolik, przy którym stały dwa krzesła. Naprzeciwko drzwi do gabinetu znajdowały się kolejne drzwi. Prawdopodobnie prowadziły one do prywatnej komnaty Snape'a.

- Czy coś się stało profesorze? - zapytałam, kiedy Snape nic się nie odzywał tylko, wpatrywał pusto w ścianę. Popatrzył na mnie srogim wzrokiem.

- Profesor Binns poinformował mnie, że prawie w ogóle nie przychodzisz na jego zajęcia, a jeśli już przychodzisz, jesteś nieobecna oraz nie oddajesz mu zadanych przez niego prac. Co się dzieje Vervain? 

- Chodzi o to, że - przełknęłam ślinę nie, wiedząc co mam odpowiedzieć. Nie mogłam przecież powiedzieć, że Binns jest takim nudnym nauczycielem, że nie da się go słuchać, od razu dostałabym karę. - po prostu nie radzę sobie z tym przedmiotem, co tydzień profesor zadaje nam wypracowania na 3 strony i nie daje rady ich wszystkich robić przez brak czasu. 

- Jesteś ambitna i dobrze o tym wiesz i gdybyś chciała to byś sobie, poradziła. Nie mogę pozwolić, żeby Slytherin przestał być najlepszy z historii magii przez to, że tobie się nie chce. Po świętach zaczniesz korepetycje z Deverill'em, już z nim o tym rozmawiałem. Teraz możesz już iść - wstał po czym, otworzył drzwi, które prowadziły do wyjścia, powiedziałam cisza do widzenia i skierowałam się do swojego dormitorium, by odłożyć swoje rzeczy i iść do Wielkiej Sali na ucztę Wigilijną. 

Kim na merlina był Deverill? 

Tam myśl krążyła w mojej głowie przez cały czas. Skoro Snape powiedział mi, że jestem ambitna to po co, szukał mi korepetytora skoro wiedział, że bym sobie poradziła? Owszem miał rację, nie chciało mi się, historia magii była dla mnie prostym przedmiotem, ale przez Binnsa odechciewało mi się uczęszczać na jego zajęcia. Były nudne, zawsze mówił o tym samym, a pisanie co tydzień tego samego na 3 strony pergaminu wychodziło już ze mnie bokiem. 

Zajęłam swoje stałe miejsce w Wielkiej Sali i czekałam na rozpoczęcie uczty. Przy stole Slytherinu zauważyłam tylko pierwszoroczniaków, którzy z zapałem rozmawiali o świętach i o prezentach, które dostali. Na samym końcu, na skraju siedział Cadmus, który patrzył w przestrzeń pustym wzrokiem. Nie chciałam by, zauważył, że na niego patrzę więc, skierowałam swój wzrok na Gryfonów. 

Przy ich stole siedział Harry, Ron i Hermiona, strasznie żałowałam, że nasza „przyjaźń" się tak skończyła. Teraz nie mogłam liczyć już na nic. Kiedy tylko mnie widzieli od razu, odwracali swój wzrok udając, że mnie nie widzą. Było mi przykro z tego powodu, ale taka była kolej rzeczy. Ślizgoni i Gryfoni, to nawet nie brzmiało dobrze. Oprócz nich siedziało tam jeszcze kilka osób, ale ich nie znałam. Rozglądałam się jeszcze po Sali, ale przerwałam swoją czynność, kiedy na środek wyszła McGonagall. Nie słuchałam jej, swoją uwagę skupiłam na Cadmusie, który nie zmienił swojej postawy, od kiedy ostatni raz na niego popatrzyłam. Po chwili jakby wyczuł na sobie wzrok jakiejś osoby i odwrócił się w moją stronę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na twarzy chłopaka widniała obojętność. Odwróciłam swój wzrok, bo poczułam, że moje policzki zaczęły robić się czerwone przez ciepło, które przeszło przez całe moje ciało. Nie wiem, dlaczego tak reaguję na jego osobę. Oczywiście, jest przystojny i to bardzo, ale tak samo mogłabym powiedzieć o Draconie, a przy nim czegoś takiego nie odczuwam. Postanowiłam przestać o tym myśleć. Mam ważniejsze rzeczy na głowie, a tymi ważniejszymi rzeczami są korepetycje z niejakim Deverillem, pierwszy raz słyszę o kimś takim. Nie mogę doczekać się powrotu Sidry, konieczne muszą ją o niego wypytać, na pewno go zna. 

- Drodzy uczniowie ze względu na tego, że jest nas dosyć mało, zapraszam was abyśmy, usiedli przy jednym stole - Profesor uśmiechnęła się w naszą stronę, po czym wskazała na stół, przy którym siedzieli nauczyciele.

Wstałam i podeszłam do długiego stołu, usiadłam na samym skraju, ponieważ nie chciałam mieć do czynienia z tą trójką, a reszty uczniów nie znałam. Siedziałam i wpatrywałam się w swoje ręce, które trzymałam pod stołem, nagle zauważyłam, że ktoś usiadł naprzeciwko mnie. Podniosłam wzrok i zetknęłam się z brązowymi tęczówkami ślizgona. 

Musiał usiąść akurat tutaj, kiedy po drugiej stronie też miał wolne miejsce? 

Kolejny raz poczułam silny ból głowy, chwyciłam się za głowę i zaczęłam masować swoje skronie z nadzieją, że to choć trochę pomoże. Chłopak ciągle patrzył na mnie zagadkowym wzrokiem. Postanowiłam się odezwać. 

- Czy musisz się tak na mnie gapić? Czuję się niekomfortowo - chłopak nadal siedział niewzruszony. - Ty jesteś głuchy czy jaki? - zapytałam ponownie, ale dalej nic. Przewróciłam oczami i zaczęłam jeść pieczonego indyka, który wylądował na moim talerzu.

Po skończonej uczcie szłam w kierunku swojego dormitorium, po drodze spotkałam naszą ukochaną trójcę, rozmawiali o czymś głośno, a wręcz krzyczeli, kiedy mnie zauważyli od razu się, speszyli i pobiegli w stronę swojej wieży. Wszyscy tutaj są dziwni, pomyślałam i zeszłam do lochów. Wypowiedziałam hasło, którym było anguis co z łaciny oznaczało węże i weszłam do środka. Szybko pobiegłam do swojego dormitorium, bo na kanapie zauważyłam Cadmusa, nie chciałam mieć z nim do czynienia, jest dziwny i przystojny, ale to nic nie zmienia, dalej jest dziwny. Położyłam się na swoim łóżku i wzięłam do ręki dziennik, który ktoś podarował mi na święta. Otworzyłam go, ale nic się w nim nie znajdowało. Odłożyłam go z powrotem na szafkę nocną po czym, poszłam do łazienki by przebrać się w pidżamę. 

Po chwili wróciłam i zamarłam na widok tego co, zobaczyłam. 

Na połowie pierwszej strony, dużymi literami pisało Witaj Maeve z całej siły, rzuciłam dziennikiem o ścianę i wybiegłam z dormitorium, zabierając po drodze kołdrę. Biegiem znalazłam się w pokoju wspólnym, w którym na całe szczęście nikogo nie było. Usiadłam na jednej z kanap i zaczęłam głośno oddychać Co to było?! Ta myśl nieustannie krążyła w mojej głowie, nie mogłam się uspokoić. Czy ktoś robił sobie ze mnie żarty i podczas mojej nieobecności specjalnie to napisał? Nie myśląc więcej, wróciłam do dormitorium i zabrałam dziennik. Dwie minuty później palił się już w kominku w pokoju wspólnym. Ten, kto to zrobił wcale nie, był śmieszny. Jedynym podejrzanym mógł być Cadmus, bo kto inny, pierwszoroczniaki nawet nie wpadłyby na taki absurdalny pomysł. Położyłam się na kanapie i przykryłam kołdrą aż po czubek nosa, ogień w kominku przestał się powoli palić przez co w pomieszczeniu, zrobiło się ciemno, zamknęłam oczy i próbowałam usnąć, ale nie było mi to dane. Usłyszałam lekki stukot butów, który zmierzał w stronę dormitoriów dziewczyn, wstałam i wyciągnęłam swoją różdżkę, którą trzymałam w kieszeni na wszelki wypadek. Postać szybko się przemieszczała, ale zdążyłam ją dogonić. Ten ktoś zmierzał w kierunku mojego dormitorium. Czy ja właśnie tej nocy miałam zginąć marnie z rąk seryjnego mordercy? Nie czekając dłużej, krzyknęłam Lumos i nagle w całym pomieszczeniu pojawiło się światło. 

Ale ten ktoś zdążył za ten czas zniknąć... 

Over My Dead Body | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz