04

3.2K 119 108
                                    

Wyszłam z uczelni lekko poddenerwowana. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości, w ogóle jakby zapadł się pod ziemię, chociaż może lepszym określeniem byłoby wciągniecie przez studio. Miał mnie odebrać, a przynajmniej taka była wersja.

Szybkim krokiem wyminęłam grupę szepczących między sobą dziewczyn z mojego roku. Oczywiście kiedy mnie zauważyły przerwały rozmowę i obróciły głowy w moim kierunku. Przewróciłam oczami i ruszyłam dalej.

Przed wyjściem ze szkoły kłębiła się masa ludzi. Pomyślałam sobie, że pewnie stoi tam jakiś facet z kuponami do Subway'a, które dają dziesięcioprocentowy rabat na kanapki.

Spodziewałam się takiego zachowania po studentach. Ku mojemu zdziwieniu nie dostrzegłam jednak żadnego mężczyzny w zielonej czapce z daszkiem, a bardzo dobrze znaną mi osobę.
Westchnęłam i zaczęłam się przepychać między ludźmi.

- Też mogę zdjęcie? - spytałam.

- O jesteś wreszcie - odpowiedział, uśmiechając się szeroko - Dzięki kochani, muszę już spadać - dodał, zwracając się do reszty.

Ludzie zaczęli poklepywać go po plecach i prosić o jakieś ostatnie autografy, po czym w końcu się rozeszli. Skrzyżowałam ręce pod piersiami i spojrzałam na samochód, którym przyjechał.

- Mówiłem, że zdążę - odparł wesoło.

- A odpisać to już nie potrafisz? Albo odebrać...

- Skarbie nie denerwuj się - przerwał mi - Kupiłem nam nową furę...

- I po cholerę? Mieliśmy oszczędzać, odkładać na lepsze mieszkanie i na...

- Jak mógłbym się powstrzymać przed kupnem porsche? I to takiej pięknej 964? - spytał.

Przeniosłam wzrok z jego twarzy na samochód. Rzeczywiście był piękny. Czarny cabriolet, wyglądający do złudzenia podobnie do tego, którym poruszał się Hank Moody, w Californication.

- Ile na to wydałeś? - spytałam.

- Nic się nie bój mała, nie ruszyłem nawet złotówki z naszego konta oszczędnościowego. Wszystko poszło z mojego, prywatnego...

- Nie rób więcej takiego przedstawienia - przerwałam mu.

Obróciłam się i poszłam odłożyć moją torebkę i laptop do bagażnika, ponieważ na tylnich kanapach w samochodzie bez dachu przedmioty raczej nie byłyby bezpieczne.

Włożyłam okulary przeciwsłoneczne, które dotychczas znajdowały się na czubku mojej głowy. Słońce przyjemnie grzało i pogoda była przepiękna, w końcu początek czerwca do tego zobowiązywał.

- Ja nic nie... - zaczął, jednak widząc moją minę zrezygnował z dalszego tłumaczenia się.

- Wiem, że sama prosiłam, żebyś przyjechał, ale nie żebyś parkował pod samym wejściem. Jeszcze swoim nowiutkim porsche...

- Co w tym złego? Pewnie wielu chłopaków odebrało dziś swoje dziewczyny z uczelni, parkując tuż obok mnie...

- Ale oni nie są raperami!

- No to chyba masz lepiej - prychnął.

- Cały rok gadali, rozumiesz? Chyba nikt mnie tu nie lubi, mają mnie za dziwkę...

- Pierdol to mała - mruknął - Pierdol wszystko, przecież wiesz, że tylko ci zazdroszczą...

- No tak - przytaknęłam - Szczególnie te wszystkie idiotki...

- Dobrze, że zazdroszczą - powiedział.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Są zazdrosne, bo mają być zazdrosne - wzruszył ramionami - Możemy jechać?

Złote chłopaki | One shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz