Peter słyszał wszędzie wrzaski oraz śmiechy dzieci, zakrył poduszką uszy i niemo krzyknął.
Po prostu miał dość.
Dom dziecka go przytłaczał.
Właściwie to trafił tam mniej więcej rok temu, gdy Ciocia May zmarła. Chłopak do teraz się obwinia, że mógł tam być i coś zrobić. W ten pamiętny dzień, wieczorem wyszedł na patrol jako Spiderman. Patrol zajął mu może z trzy godziny, gdy nagle odczuł pajęczy zmysł, czuł niebezpieczeństwo.
Kiedy dotarł do swojego domu, właściwie budynek nie wyglądał, już jak jego dom. Nie zdążył. Podobno w jednym z mieszkań w bloku wybuchła butla z gazem, połowa budynku się zawaliła i zapaliła. Ciocia May nie przeżyła.
Peter codziennie śni o tym jak jego ciotka krzyczy stojąc w ogniu, a on nadal obwinia się o to, że to przez niego, że to właśnie przez niego May nie żyje.
Usłyszał jak wrzaski dzieci się trochę uspokajają i cicho westchnął, spoglądając na swój pokój. Nie miał współlokatora. W domu dziecka nie było nikogo w jego wieku. Ba! Bo wszyscy w tym wieku mieli swoje domy, a on? W przeciągu roku miał wiele szans, aby go zaadoptowano, jednak tak się nie stało.
Wiele rodzin rezygnowało nawet z nie wiadomych mu przyczyn. Niektóre rodziny były bardzo złe - takie i też się zdażały. Adoptowali dzieci tylko po to, aby się nad nimi znęcać, chłopak do tej pory boi się dotyku innych. Ostatnia rodzina zrezygnowała, bo jak oni to stwierdzili : "Chłopak jest za bardzo zamknięty w sobie, wolelibyśmy jakieś dziecko z którym moglibyśmy porozmawiać i poczuć, że go kochamy", więc zamiast jego zaadoptowali jakiegoś dziesięcioletniego chłopczyka.
Ale co miał poradzić Peter na to, że właśnie taki był? Po straceniu ciotki zamknął się w sobie, zaczął mniej mówić i odciął się od znajomych.
A to tylko dlatego, że mu jej brakowało.
-Peter? - usłyszał przepełniony troską głos.
Podniósł wzrok i zauważył Panią Emily, to przemiła czterdziestoletnia kobieta, która pracuje tutaj jako opiekunka.
-Dzień Dobry proszę Pani-mruknął.
-Przecież prosiłam, abyś do mnie mówił po imieniu, czuję się jeszcze starsza niż jestem - zaśmiała się cicho.
-Dobrze - pokiwał głową, nie chcąc rozwijać tego co miał na myśli.
Nastolatek zmienił swoją pozycję leżącą i tym razem usiadł na łóżku, opierając się plecami o błękitną ścianę, która zresztą już dawno wyblakła i miała wiele plam.
-Mam do Ciebie prośbę. Napisz list do Mikołaja - położyła kartkę i kopertę, na zniszczonym już trochę biurku.
-Emily, nie mam pięciu lat - prychnął oschle.
-Wszystkie dzieci piszą listy, weź z nich przykład i też go napisz-westchnęła cicho.
-Mam szesnaście lat i wiem, że żaden Mikołaj nie istnieje - odparł nieco lekceważąco.
Nastolatek uwielbiał Panią Emily, była ona najmilszą opiekunką w domu dziecka, ale chłopak nie chciał pisać listu. Był zły, bo właśnie była przerwa święteczna. Właściwe święta miały się zacząć za niecałe dwa tygodnie. Ale był zły dlatego, że będą to pierwsze święta bez Cioci May. Rodzice, wujek Ben, a teraz Ciocia May. Miał dość tego, że tracił wszystkich których kochał. Czuł żal, smutek, złość i rozpacz. Miał ochotę krzyczeć, że ma tego wszystkiego dość, że akurat dlaczego on? Ale nie robił tego. Siedział spokojnie, tłumiąc w sobie emocje i czekając tylko jak w końcu wybuchnie.
-Peter, Proszę cię-Nastolatek zmiękł pod spojrzeniem rudowłosej i cicho westchnął.
-Dobrze-odparł, nie chcąc zawodzić pani Emily.
-Idę pomóc dzieciakom w pisaniu listów. Przynieś mi swój jak najszybciej, a już jutro wyślemy go do Mikołaja - mrugnęła do chłopaka informując mu, że święty Mikołaj, to tak naprawdę nie Mikołaj.
Brunet niechętnie wstał i usiadł przy biurku na obracanym krześle, które ze względu na różne usterki już się nie obracało tak jak powinno. Popatrzył się na pustą białą kartkę i wziął do ręki niebieski długopis.
Nastolatek długo myślał co napisać. Miał ochotę się wyżalić temu Świętemu Mikołajowi, że nie przywróci mu Ciotki, a tego najbardziej pragnie na święta - aby z nim była. W pewnym momencie pisania miał ochotę krzyczeć i płakać, ale tego nie zrobił. Peter pisał niezgrabnie list kreśląc, co chwilę słowa i zastanawiając się, co zamiast tego może napisać. W końcu odłożył długopis, wędrując wzrokiem po zapisanej kartce.
Właściwie nie wiem, co ja jako szesnastoletni chłopak mogę dostać na Święta. Jeszcze rok temu zapewne chciałbym nowy zestaw narzędzi do majsterkowania lub książki. Teraz jedyne co pragnę to aby moja Ciocia tu ze mną była. Mimo, że minęło sześć miesięcy to nadal tęsknie i cierpię. Wiesz co Święty Mikołaju? Wiem, że nie możesz mi dać tego czego pragnę, nie musisz mi dawać zatem prezentu. Zamiast mnie podaruj komuś innemu podarunek, może małemu Lukasowi z sąsiedniego pokoju? Uwielbia bawić się autami, na pewno z takiego jednego by się ucieszył. Nigdy nie wiem jak się żegnać, nawet na grobie Ciotki nie potrafiłem tego zrobić. Więc po prostu tobie również chciałbym życzyć miłych świąt.
Peter
Czytając swoje zapiski Parker uronił kilka słonych łez, które szybko wytarł rękawem. Pozwolił sobie na wyżalenie się w liście, bo wiedział, że i tak on nigdzie nie zostanie wysłany. Bo przecież nie ma Świętego Mikołaja, on nie istnieje.
Brunet włożył list do białej, zwykłej koperty, niezgrabnie ją zaklejając. Wziął ją do ręki i wyszedł z pokoju. Przechodząc przez korytarz napotkał sześcioletniego Lukasa oraz ośmioletnią Elizabeth. Minął ich nic nie mówiąc i skierował się do tak zwanego salonu, gdzie zazwyczaj przesiadują opiekunki.
Wchodząc do salonu zauważył jeszcze kilkoro dzieci piszących i rysujących coś na kartkach, zgrabnie ich ominął i podszedł do Pani Emily.
-Proszę - rzekł, podając kopertę zielonookiej.
-No widzisz Peter! Udało ci się coś napisać! - uśmiechnęła się pogodnie.
Peter lekko się uśmiechnął. Nie wiedział co odpowiedzieć, więc znowu zawrócił do pokoju, mijając po drodze te same dzieci.
Położył się na łóżku, myśląc. Nie było jeszcze późno. Dopiero dochodziła godzina szesnasta, a mimo to nastolatek wstał i założył strój Spidermana. Niedawno uszył nowy wprowadzając wiele zmian, bardziej przylegał do ciała i nie rozrywał się tak szybko, jak poprzedni. Zakluczył drzwi i nasłuchiwał. Opiekunki nadal pomagały przy pisaniu listów, więc brunet mógł spokojnie wyjść.
Nałożył maskę, otworzył okno i wyszedł z budynku, od razu wzbijając się do góry, przylepiając tym samym pajęczynę do sąsiadującej budowli.
Peter patrolował okolice prawie dwie godziny. Po upływie tego czasu, usiadł na jednym z najwyższych wieżowców. Przez chwilę przyglądał się widokom, gdy nagle znów napadły go wspomnienia. Chwila w której ujrzał zawalony budynek w płomieniach. Moment, w którym dowiedział się, że Ciocia May nie żyje. Pogrzeb tej cudownej kobiety.
Chłopak nagle przeciągle krzyknął, dławiąc się swoimi łzami. Musiał się wypłakać, właśnie tego potrzebował.
I może w tym momencie, nie czuł się bohaterem i nie wyglądał na niego. Płakał na wieżowcu w samotności mając nadzieję, że chociaż w ten sposób ukoi ból, jakiego doświadczał z powodu straty. Mimo, że ratował codziennie ludzi to nie czuł się bohaterem, bo to właśnie jej nie uratował.
CZYTASZ
List Do Mikołaja| Irondad
Fanfictionᴏᴘɪᴇʀᴋᴜɴᴋᴀ ᴢ ᴅᴏᴍᴜ ᴅᴢɪᴇᴄᴋᴀ ᴘʀᴏsɪ ᴘᴇᴛᴇʀᴀ ᴏ ɴᴀᴘɪsᴀɴɪᴇ ʟɪsᴛᴜ ᴅᴏ ᴍɪᴋᴏłᴀᴊᴀ. ᴘᴀʀᴋᴇʀ ᴜᴘɪᴇʀᴀ sɪę , żᴇ ᴛᴇɢᴏ ɴɪᴇ ᴢʀᴏʙɪ, ᴀʟᴇ ᴘᴏᴅ ɴᴀᴍᴏᴡą ᴋᴏʙɪᴇᴛʏ ɴᴀᴘɪsᴀł sᴢʏʙᴋɪ ɪ ɴɪᴇᴢɢʀᴀʙʏ ʟɪsᴛ. ᴛᴏɴʏ sᴛᴀʀᴋ ᴀᴋᴜʀᴀᴛ ᴡ ᴛᴇ śᴡɪęᴛᴀ ᴘᴏsᴛᴀɴᴏᴡɪł ᴘᴏᴍóᴄ ᴊᴇᴅɴᴇᴍᴜ ᴢ ɴᴀᴊʙɪᴇᴅɴɪᴇᴊsᴢʏᴄʜ ᴅᴏᴍóᴡ ᴅᴢɪᴇ...