Biegła przed siebie. Uciekała przed kimś. Ktoś chciał ją skrzywdzić. Zabić. Nie czekając chwili dłużej, wstrzeliła linki w pobliskie drzewo. Sprawnie przemieszczała się między gałęziami, zdając sobie sprawę, że leci na oparach gazu. Nie mogła teraz zwolnić, to coś ciągle ją ścigało. Siedziało na jej ogonie. Zacisnęła dłonie mocniej na rękojeści miecza, chcąc sobie tym dodać odwagi. Nigdy nie czuła tak ogromnego strachu, jak teraz. Czuła się taka bezradna. Błagała w myślach, żeby ktoś teraz się tu zjawił, uratował ją. Jeden ze sznurów zerwał się, przez co straciła równowagę. Jej ciało bezwiednie okręciło się o sto osiemdziesiąt stopni, powodując, że zawisła do góry nogami. Z ogromną prędkością leciała wprost na pobliski konar. Zamknęła oczy, przygotowując się na ból.
Uchyliła powieki, nie czując żadnego uderzenia. Zamiast tego odczuła przyjemne ciepło, które zewsząd ją otaczało. Dłonie były ciężkie, jakby zlepione z jakąś inną masą, nie mogła ich swobodnie oderwać. Zresztą jej całe ciało było zatopione w czymś jakby w innym ciele. Próbowała sobie przypomnieć, co się przed chwilą wydarzyło i dlaczego znalazła się w tak niewygodnym położeniu. Nie, niemożliwe.
Przypomniała sobie ten istotny moment. Wycierała dłoń, gdyż z jej rany obficie sączyła się krew. Była taka szczęśliwa, że teoria Armina nie miała żadnego zastosowania i mogła z ulgą odetchnąć, że nie jest jednym z tych stworów. Niechcący zahaczyła paznokciem przy okaleczeniu i wtedy nastał potężny wybuch. Była pewna, że usłyszeli to wszyscy zamieszkujący pobliskie miasteczko. Niebo przecięła jasnofioletowa błyskawica, trafiając w jej sylwetkę. A na jej miejscu zaczęła się formować nowa istota, zamykając ją w swoim cielsku.
— Jillian!
Odwróciła wielką łepetynę w stronę głosu, który ją nawoływał. Wlepiła ślepia w tak drobną z jej punktu widzenia - przyjaciółkę. Próbowała powiedzieć jej, że została uwięziona tutaj, ale zamiast tego z paszczy tytana wydobył się przeraźliwy krzyk.
Jak ma to kontrolować?
Przerażenie wzrastało u niej gwałtownie. Chciała się stąd wydostać, bała się, że straci nad tym kontrolę i wyrządzi tylko jakichś szkód. Co więcej, martwiła ją wizja, że ktoś mógłby zobaczyć w tej postaci. Na jej ramieniu wylądowała Hange, uważnie przyglądając się młodszej Smith.
— Uspokój się – spojrzała na nią stanowczym wzrokiem – pomogę ci się stąd wydostać teraz, dobrze?
Skinęła delikatnie głową, ufając słowom Zoë. Chciała jak najszybciej opuścić to wstrętne miejsce, które napawało ją obrzydzeniem. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że mogła zostać jednym z nich. A to wszystko za sprawą jednej chwili, gdy zamiast myśleć racjonalnie, rzuciła się na jedzenie niczym wygłodniałe zwierzę.
Światło padające z promieni księżyca padło na jej twarz, gdy okularnica nacięła kark. Była tak blisko nieba, dosłownie na wyciągnięcie dłoni. Pułkownik podeszła do niej od tyłu i złapała ją pod ramiona. Ostrożnie pociągnęła ku górze, całkowicie uwalniając jej spętane ciało. Wielkie cielsko tytana bez właściciela, od razu runęło na ziemię, by chwilę po tym nie zostało po nim nic innego jak ulatująca para. Oddychała niespokojnie, spoglądając na swoje roztrzęsione dłonie. Został ślad po ranie, którą sama zadała sobie pazurem. Przyjrzała się uważniej linii, która była nacięta. Linia przeznaczenia.
— Musimy powiedzieć Erwinowi.
Bezgłośnie zgodziła się z wyborem przyjaciółki. Nie było sensu kryć prawdy. I tak nie zdołałaby ukryć dwudziestu metrów mięśni. Zaczesała włosy do tyłu, chcąc już znaleźć się w swoim łóżku. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Najpierw atak Erena na jej osobę, potem te dziwne uczucie, które nią zawładnęło w towarzystwie Levia, a na sam koniec teoria Armina, która okazała się rzeczywista.
CZYTASZ
Siostra Generała |Levi x OC| SnK
FanficGenerał Smith nigdy nie był zbyt wylewnym człowiekiem. Jednak w okrutnym świecie, gdzie na każdym kroku czyha na ciebie śmierć, nie ma czasu na wspomnienia. Wierzył, że to, co zrobił przeszło 20 lat temu, było dla jej dobra. Nie wiedział, jak bardzo...