Pierwsza konfrontacja

390 36 12
                                    

Przebudziła się dość wcześnie, gdyż słońce dopiero zaczynało wschodzić. Przetarła wierzchem dłoni powieki i uniosła się do siadu. Zauważyła, że jej nowa koleżanka wciąż spała snem sprawiedliwych. Zebrała potrzebniejsze rzeczy i wyszła na korytarz. Jeszcze wczoraj pamiętała tę trasę, a dziś nie mogła się zorientować, gdzie odnajdzie łaźnię. Z niezbyt wesołym nastawieniem ruszyła przed siebie, doglądając każdych napotkanych drzwi, które mogłyby doprowadzić ją do miejsca, którego właśnie szukała. Westchnęła zrezygnowana po dłuższej chwili, nie mogąc odnaleźć wyznaczonego celu. Nie chciała przez przypadek wejść komuś do pokoju. Zawróciła z powrotem do siebie, gdzie postanowiła, chociaż narzucić na siebie świeżo wyprane ubrania. 

Wyszła na dziedziniec i odwróciła się przodem do budowli, która była ogromna. Zadumała się, jak wielu żołnierzy mógł policzyć w środku budynek. Starszych, poległych w walce kombatantów w pokojach zastępowali nowi, niczego jeszcze niedoświadczeni kadeci. To właśnie te świeżaki były nową nadzieją do zmiany. Nikt oprócz niej nie wiedział, że żaden z nich miał nie przeżyć zbliżającej się bitwy.

Ruszyła w stronę stajni, a przynajmniej czegoś, co miało ją przypominać. Wśród zwierząt zawsze się czuła najlepiej. Były lojalne. Kiedy cały świat by się odwrócił od ciebie, one jedne jedyne trwałyby u twojego boku. Wzrokiem odnalazła wierzchowca, na którym przebyła całą drogę po Paradis. Podeszła bliżej i pogłaskała konia po gęstej czuprynie. 

— Jesteś bohaterem. To dzięki tobie tu jesteśmy, wiesz? 

Złapała w obie dłonie jego podłużny pysk i złożyła na nim delikatny pocałunek. Musiała przemyśleć dokładny plan działania. Jak dobrze pamiętała, ekspedycja miała ruszyć za trzy dni. To miała być jednostronna rzeź, której chciała z całych sił zapobiec. Wplotła smukłe palce w długie, czarne włosy i lekko pociągnęła za nie u nasady. 

— Zawsze masz taki głupi wyraz twarzy, kiedy nad czymś intensywnie myślisz?

— Huh?

Nawet nie zauważyła, kiedy przy niej znalazł się kapitan Levi. Nie miała w żadnym wypadku ochotę na rozmowę z nim, ale wiedziała, że ich konfrontacja będzie nieunikniona. 

Obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Ciemne oczy wpatrywały się w nią ze znużeniem, zupełnie jakby dopiero co je otworzył. Pojedyncze kosmyki hebanowych włosów opadały na jego czoło, sprawiając tym samym, że wyglądał jeszcze bardziej pociągająco. Ubrany był w czarny garnitur, pod którym znajdowała się biała koszula, która uwydatniała jego mięśnie brzucha. 

Musiała przyznać przed samą sobą, że ten mężczyzna był nieziemsko przystojny. Nigdy nie rozumiała tej przesadnej fascynacji kobiet, które interesował typ urody na wzór jej brata lub Miche'a. Typ wysokiego i rosłego mężczyzny, o jasnych włosach i kształtnych oczach. Do niej to nie przemawiało.

— Mówiłem coś do ciebie dzieciaku – jego ton głosu był również znudzony.

— Dzieciaku – zdziwiła się – a ty niby ile masz lat? 

— Zawsze jesteś taka niegrzeczna i do przypadkowych osób zwracasz się do nich „per ty"? Poza tym pierwszy zadałem pytanie – widać, że zaczynała go męczyć ta rozmowa.

Odwróciła od niego wzrok i spojrzała ponownie na zwierzę, które miała wrażenie, że w tej chwili chciało dodać jej otuchy. 

— Bo ja wiem, nie patrzę w lusterko, kiedy myślę – odpowiedziała obojętnie, przepuszczając mimo uszu jego wcześniejszą uwagę – twoja kolej.

Przez dłuższy czas nie odzywał się, jakby rozważając, czy powinien dzielić się z nią taką informacją. Nie lubił być jednak niesłownym człowiekiem, mimo że nic jej nie obiecywał. Skoro odpowiedziała mu na pytanie, postanowił się zrewanżować. 

Siostra Generała |Levi x OC| SnKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz