Dom

1.1K 38 3
                                    

Isabelle, Jim i Juan gruchali jednym głosem, zaskakując Aleca i Magnusa, a także samych siebie. Rozległ się kolejny chór zaraźliwego śmiechu, po którym nastąpiło głośne natarczywe pukanie do drzwi.

-„Hej, chłopaki ?! Czy rodzice chrzestni Baby Maleca mogą już przyłączyć się do zabawy?”-Jace brzmiał na całkowicie oburzonego, ku wielkiemu rozbawieniu wszystkich. Słychać było, jak Clary próbuje go uciszyć.

Isabelle skinęła głową Juanowi, unosząc podbródek, łzy trzymały się jej długich rzęs. To dobrze, że tego ranka nałożyła wodoodporny tusz do rzęs.

Wciąż chichocząc serdecznie, Juan z rozmachem otworzył drzwi, odsuwając się na bok, gdy Jace praktycznie wpadł do pokoju - po czym zatrzymał się nagle, zanim dotarł do wózka dla pacjentów, na którym leżał jego Parabatai, trzymając na piersi niebieskie zawiniątko z dzieckiem.

Clary już pociągała nosem, przyciskając dłonie do drżących ust, jakby chciała powstrzymać się od pisków. Złapała wzrok Isabelle - i oboje głośno pisnęli - rzucając się na siebie radośnie, chwytając się za ręce. 

- ,,Zrobiłaś to! Świetna robota, Izzy! Wiedziałem, że wykonasz świetną robotę!"

- ,,Dziękuję ci bardzo Clary!"Cholera nawet nie wiesz jak się bałam!

-,, Ehem" - Alec znacząco odchrząknął, unosząc brwi na widok dwóch tryskających matek chrzestnych swojego syna. -,, Proszę, używać grzecznych słów"- upomniał, wywołując dookoła kolejny wybuch rozbawionego chichotu. 

Jim i Juan pracowicie nakładali plastry samoprzylepne i opatrunki uciskowe na nacięcie brzucha Aleca, tworząc swego rodzaju tarczę, przypinając wcześniej sterylny ręcznik na klatce piersiowej Aleca, do dwóch drążków kroplowych po obu stronach wózka. Coś, za co Magnus był wdzięczny; nie mógł znieść widoku świeżej, surowej rany po cięciu, która została szczelnie zamknięta z warstw wewnątrz za pomocą rozpuszczalnych szwów, które naturalnie stopiłyby się w ciele Aleca, a nacięcie jego skóry zostało starannie połączone specjalnie opracowanym klejem do tkanki skóry - zapewniając w rezultacie ładna, równa blizna.

Aby zapobiec rozdarciu wewnętrznych ran po cięciu, Alec musiał leżeć płasko na plecach aż do następnego ranka. Oznaczało to, że musiał pozostać w ambulatorium przez cały czas, a Magnus już planował zostać u jego boku, mając przygotowane do tego składane łóżeczko. Magnus byłby tym, który poradzi sobie z pierwszym dniem karmienia i zmiany pieluch ich syna. Jim i Juan czekaliby w trybie gotowości w salonie medycznym po drugiej stronie korytarza, a Isabelle byłaby na wyciągnięcie ręki, gdyby któryś z medyk uznał, że musi ponownie zbadać ranę cesarską.

Kiedy Jace stał po lewej stronie Aleca, wpatrując się w swojego chrześniaka, tęskny, drżący uśmiech wstąpił na jego uśmiech,  położył delikatnie dłoń na lewym ramieniu swojego Parabatai, przyciągając jego uwagę.

- ,,Parabatai" - mruknął Jace, a jego wielokolorowe oczy wypełniły się nagłymi łzami, natychmiast otrzeźwiając Aleca. Ciężka cisza zapadła w otaczające ich przestrzenie, gdy Jace powoli wyciągnął drugą rękę i delikatnie pogłaskał miejsce, gdzie runa Parabatai Aleca była ukryta pod suknią. Smutek na jego twarzy sprawił, że Magnus powstrzymał szloch; zdał sobie sprawę, co Jace musiał czuć w tej chwili.

- ,,Jesteś teraz nieśmiertelny "- wyszeptał Jace drżącym głosem - ,,gdzie idę, kiedy nadejdzie mój czas, nie możesz już nadążać."- Ze szlochaniem ukrył twarz w boku szyi Aleca, pamiętając o narębieniu dziecka.

-,, Parabatai" - pociągnął nosem Alec, jego twarz zmarszczyła się w żalu, muskając Jace'a policzkiem, gdy Magnus wyciągnął rękę i mocno ścisnął dłoń Jace'a na ramieniu Aleca. - ,,Z pewnością wykorzystamy jak najlepiej nasz czas spędzony razem - my wszyscy "- przyrzekł Alec prosto do ucha Parabatai, zdobywając łzy uśmiech i potwierdzające skinienie głową.

Rodzinka Maleca/ ℤ𝔸𝕂𝕆ℕℂℤ𝕆ℕ𝔼Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz