Rozdział 12: A crazy little thing called love

1.9K 155 39
                                    

Zrozumiałym było, że Syriusz nie skakał z radości.

Gdy tylko wrócili z gali i zasiedli w kuchni na Grimmauld Place, mężczyzna rzucił się na Harry'ego z błyskiem szaleństwa w oczach.

On? – Syriusz wysyczał. – Czy to naprawdę musi być on?

– Chyba. – Odpowiedział Harry dość łatwo.

– Ale. Że. On? – Syriusz podkreślił raz jeszcze. Czerwony rumieniec wściekłości oblał szyję mężczyzny, a on sam zaciekle spacerował po pomieszczeniu.

– Tak. – Potwierdził Harry, siadając ciężko na skrzypiącym drewnianym krześle, zastanawiając się, czy Syriusz zaraz nie dostanie ataku serca. To nie byłoby przyjemne.

Harry. – Powiedział Syriusz, zatrzymując się z oczami pełnymi szaleństwa, wściekłości i czegoś, czego Harry nie mógł do końca rozszyfrować. – On zabił Lily i Jamesa, twoich rodziców. Zabił tak wielu ludzi. O Godryku, głowa Malfoya. – Jego dłonie podniosły się, by zakryć twarz. Słowa rozbrzmiały w głowie Harry'ego.

– Tak. – Powtórzył. Wiedział o tym przecież.

– Ale...ty... ja po prostu... – Syriusz bełkotał, wahając się w obliczu szczerości Harry'ego. – Wynocha! – Ryknął nagle, głos drżał mu w nienawiści, kiedy rzucił ręką w kierunku drzwi.

– Dobrze. – Powiedział Harry, zdając sobie sprawę, że tego należało się spodziewać. Należało, ale jednak się nie spodziewał. Coś wewnątrz jego klatki piersiowej zadrżało i wstał, by wyjść.

– Nie, czekaj! – Krzyknął mężczyzna, wykręcając nadgarstki, w mgnieniu oka przechodząc od wściekłości do strachu. – Nie idź... po prostu mnie posłuchaj, proszę.

Harry usiadł z powrotem.

– Nie mogę się ciebie wyrzec. – Wyszeptał w nagłym kontraście do jego katastrofalnej wściekłości, zapadając się w drewniane krzesło po drugiej stronie stołu kuchennego, jakby cała walka go opuściła. – Nie tak, jak zrobili to moi rodzice. Nie tak, jak moja matka. I... To po prostu wygląda jak przeciwieństwo. Ja wyrzucający cię za coś mrocznego, kiedy moi rodzice wyrzucili mnie za coś jasnego.

Harry nie wiedział, dlaczego Syriusz mu o tym mówił.

Poza tym, że wiedział.

– Dlaczego, Harry? – Syriusz zapytał, oczy wypełnione łzami i słowa obnażające surowe złamanie jego serca.

Harry spojrzał na swojego ojca chrzestnego - czy teraz już ojca? - i westchnął.

Nie wiem. – Odpowiedział, żałując, że nie może powiedzieć czegoś więcej.

***

– Co się stało? – Voldemort zapytał z twarzą ściągniętą w irytacji. Cóż, tak ściśniętą, jak tylko jego bezuczuciowa maska może być. – Wyczuwam twoją rozpacz. Przestań.

Harry obserwował mężczyznę zza biurka doktora Welsha. Nie odezwał się.

– Zachowujesz się jak dziecko. – Wysyczał Voldemort. Jego ostre paznokcie wbijały się w mahoń, rozszczepiając twarde drewno, twarz rozpaloną miał pogardą. – Dwie minuty dzielą cię od przywołania zielonego śluzu. To odrażające.

Harry nie zareagował inaczej, jak tylko przechylając głowę i pogrążając się w pustce zżerającej jego klatkę piersiową.

– Potter. – Voldemort powiedział bardzo poważnie, oczy jaśniejsze niż topiąca się stal. – Jeśli nie przestaniesz się mazać, zabiję cię. Horkruks czy nie.

The Untouchable || tłumaczenie TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz